Teza wystąpienia ministra Jerzego Millera była prosta: My przedstawiamy nagie fakty, a wyciągnięcie wniosków i w następstwie konsekwencji należy do kogoś innego. Do kogo? Chyba do premiera.
Tymczasem konferencja prasowa Donalda Tuska stała się popisem nieodpowiedzialności. Maskowanej specyficzną kokieterią, ale też zagłuszanej złością, kiedy tylko pojawiały się niewygodne pytania. Oberwało się zwykle nieskonfliktowanej z tym rządem Katarzynie Kolendzie-Zalewskiej, kiedy dopytywała o to, czy jedynym odpowiedzialnym jest Bogdan Klich i o to, że wynagrodzono go kandydowaniem do Senatu.
Nie sposób od obecnego szefa rządu oczekiwać poglądu, że za zaniedbania podległych mu instytucji politycznie odpowiada minister. Nie, minister jest "człowiekiem honoru", który odchodzi, bo nie chce robić kłopotu swojej ekipie. Zupełnie jak ministrowie dymisjonowani przy okazji afery hazardowej.
Czy ktoś inny ponosi polityczną odpowiedzialność? Nikt, chociaż nawet tego premier nie chciał powiedzieć wprost. Jego pomysł był prosty: zamarkować jakieś personalne konsekwencje, ale możliwie jak najmniejsze i nie obarczone ostrymi ocenami. Wszak wszystko dzieje się na progu kampanii wyborczej.
Najciekawsza wymiana zdań odbyła się między Donaldem Tuskiem i dziennikarzami Gazety Polskiej, którzy dopytywali na konferencji, czy istnieje jakakolwiek służba odpowiedzialna za bezpieczeństwo samego lotu. I która na przykład jest zobowiązana do wcześniejszego sprawdzenia lotniska.
Według ministra Millera i premiera Tuska taką instytucją nie jest BOR (który zresztą podlega właśnie szefowi MSWiA). Więc kto? Z wystąpień członków komisji wynikało, że takiego sprawdzenia powinien dokonać sam 36 Pułk Lotnictwa, choć nie była to zasada oczywista. Nie zrobiono tego zadowalając się deklaracjami Rosjan. Podobno zresztą oni sami ostrzegali początkowo ministra Sikorskiego, że stan tego lotniska jest fatalny. MSZ zachował jednak obojętność.
Fatalna, pełna fochów reakcja premiera rzuca cień na sam raport. Trudno go na gorąco ocenić jednoznacznie. Bez wątpienia w wielu miejscach jest on polemiczny wobec tak zwanej rosyjskiej wersji i także wobec polskich zwolenników opowiastek w stylu "ląduj dziadu". Jeszcze dziś rano Gazeta Wyborcza sugerowała komisji aby zbadała dokładnie "naciski" generała Błasika i pytała, czy polscy piloci nie chcieli jednak za wszelką cenę lądować. W obu tych sprawach zespół Millera zaprezentował inne stanowisko. Nie było nacisków, a piloci chcieli odlecieć. - Nie byli samobójcami - powiedział jeden z członków komisji na konferencji.
Zarazem komisja przedstawiła własne tezy, dlaczego odlecieć się nie udało. Z jednej strony niewłaściwe odczytanie wysokości - następstwo kiepskiego szkolenia. Z drugiej - błędne komendy rosyjskiej wieży.
To oczywiście pośrednia polemika także ze zwolennikami wersji zamachowej. Czy są to ustalenia definitywne? Nie wiem. Wszelkie wątki warto badać choćby w nieskończoność. Ale dopóki nie dowiem się więcej na przykład o "teorii dwóch wstrząsów", którą zaprezentował Antoni Macierewicz (sam zresztą się od niej dystansując), dopóty nie mogę nawet dokonać świadomego wyboru.
Na razie politycy PiS zachowują się bardzo wstrzemięźliwie. Pomijając wcześniejsze wypowiedzi Antoniego Macierewicza, kładą nacisk na niepełne informacje, jakimi komisja dysponowała, Bardzo mocno akcentują to też rodziny ofiar relacjonujące swoje spotkanie z autorami raportu, na przykład Małgorzata Wassermann. Do dziś tak naprawdę nie wiemy, jaki był realny dostęp Polaków do wraku, do ciał ofiar, jak wiarygodne są wyniki przeprowadzanych przez Rosjan badań medycznych itd.
Krytycy kojarzą te pytania bez odpowiedzi z oddaniem na samym początku zasadniczego dochodzenia stronie rosyjskiej. To rzeczywiście nie zamknięty temat. Do dziś premier Tusk nie umie przekonująco wytłumaczyć się z wyboru konwencji chicagowskiej jako podstawy badania. Dlatego ten temat zajmował tak wiele czasu, także podczas dzisiejszej konferencji.
Tak czy inaczej moralne i wizerunkowe straty Polski wynikające z raportu MAK, który przedstawił pijanego polskiego generała manipulującego pilotami są już w jakiejś mierze nieodwracalne. Wtedy ani premier ani minister Miller nie umieli się odpowiednio zachować.
Ale przestrzegam też przed tonem, który pojawia się w ustach niektórych polityków opozycji, a zwłaszcza komentatorów, którzy z kolei każde uchybienie po polskiej stronie traktują jako zamach na honor armii. Nie mogę sądzić inaczej, skoro uważam Bogdana Klicha za osobę, która powinna odejść, i to już dużo wcześniej, bo moim zdaniem rewelacje na temat kiepskiego stanu 36 Pułku są nie do podważenia. I były nie podważenia już kilka miesięcy temu. Niezależnie od tego, jaki miały ostatecznie wpływ na katastrofę.
Przygnębiająca mizeria polskiego państwa to podstawowa konkluzja także z tego raportu, nawet jeśli politycy go firmujący tak tego nie nazwą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/116504-zamiast-politycznej-odpowiedzialnosci-fochy-i-samozadowolenie-jak-premier-tusk-rozlicza-swoj-wlasny-rzad-po-smolenskim-raporcie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.