Artykuł ukazał się na łamach "Naszego Dziennika".
Zbrodnia w Norwegii wywołuje uzasadnione pytania również w Polsce. Czy jesteśmy wolni od terrorystycznych zagrożeń i poradzilibyśmy sobie, gdyby pojawił się atak? Trudno jednak dywagować na temat sprawności państwa, które doprowadziło do śmierci własnego prezydenta.
Ostatnia tragedia w Norwegii będzie skrupulatnie analizowana przez specjalistów od kryminalistyki, terroryzmu, psychologów, a może i psychiatrów. Specjaliści będą starali się odkryć motywy zbrodni, która wydaje się nie mieć żadnego racjonalnego uzasadnienia.
Dlaczego?
W pierwszych chwilach po uzyskaniu wiadomości o wybuchu w centrum Oslo cały świat spekulował na temat kolejnego aktu terrorystycznego dokonanego przez fundamentalistów islamskich. Do takich wniosków skłaniał charakter zamachu i proste rozważania, kto i dlaczego mógł mścić się na Norwegii zaangażowanej w Afganistanie i Libii. Te spekulacje w naturalny sposób opierały się na wieloletnich doświadczeniach walki z terroryzmem islamskim. Eksperci zakładali, że mogliśmy mieć do czynienia z zemstą Al-Kaidy po śmierci bin Ladena lub zapowiadanym przez Kaddafiego przeniesieniem walki na teren państw NATO.
Rzeczywistość okazała się inna. Wszystko wskazuje na to, że zbrodni dokonał miejscowy fanatyk. Wybuch w Oslo mógł być nieudanym zamachem na premiera lub kamuflażem do bezprecedensowej akcji - egzekucji dziesiątków młodych działaczy partyjnych zgromadzonych w innym miejscu. Wewnątrzpaństwowy charakter zbrodni zmienił sens debaty eksperckiej. W oczywisty sposób odstąpiono od dywagacji na temat międzynarodowych reperkusji, a skoncentrowano się na aspektach i czynnikach wewnętrznych. Międzynarodowa opinia publiczna śledzi zatem wszelkie informacje o tym, jak zadziałało państwo norweskie, zarówno prewencyjnie, jak i po tragedii. Świat będzie się zastanawiał, jak ustrzec się przed takimi wypadkami i jak reagować w sytuacji kryzysowej.
Powszechnie zadawane jest pytanie, dlaczego doszło do takiej masakry w tak spokojnym i dobrze urządzonym państwie jak Norwegia. Czy rodzina i lokalna społeczność mogą dostrzec wcześniej wyobcowaną jednostkę, czy służby specjalne mogą wychwycić i właściwie zdefiniować patologiczną aktywność społeczną czy polityczną. Wreszcie można też pytać, czy współczesne społeczeństwo prowadzi właściwy dyskurs polityczny, wolny od mowy nienawiści, który nie indoktrynuje i determinuje niektórych do "brania sprawy w swoje ręce".
Nasze bezpieczeństwo
Zbrodnia w Norwegii wywołuje podobne i uzasadnione pytania również w Polsce. Jeśli doszło do takiej tragedii w sennym, sytym, tolerancyjnym i mało zwaśnionym społeczeństwie norweskim, to czy może też dojść do takiej zbrodni w Polsce? Z prawie natychmiastową odpowiedzią pojawiły się służby specjalne, które w uspokajającym tonie zapewniły, że nie dostrzegają żadnych zagrożeń. Czy ten administracyjny optymizm jest słuszny? Czy Polska jest wolna od terrorystycznych zagrożeń i czy poradzilibyśmy sobie, gdyby pojawił się atak?
Trudno dywagować na temat sprawności państwa, które doprowadziło do śmierci własnego prezydenta. Niełatwo zakładać dobrą organizację państwa, gdzie parogodzinne opady śniegu lub intensywna ulewa paraliżują miasto. Zmiana rozkładu jazdy lub awaria prądu na Dworcu Centralnym w stolicy prowadzi do paraliżu sieci kolejowej w prawie całym kraju. Chluba poprzedniego ustroju, główna trasa tranzytowa przez Warszawę, przebiega w bezpośredniej odległości od siedziby premiera i prezydenta. Międzynarodowe lotnisko rozbudowywane jest w odległości kilkunastu minut od centrum miasta, a nie gdzieś między Warszawą i Łodzią. Te i wiele innych przykładów złej organizacji pozwalają wątpić, czy jesteśmy zabezpieczeni i przygotowani na sytuacje kryzysowe.
Najbliższe miesiące i lata również mogą przyczynić się do stworzenia niebezpiecznych okazji. Od początku miesiąca Polska sprawuje przewodnictwo w Unii Europejskiej, co powoduje u nas wzmożony ruch polityków i urzędników z całej Europy. Za kilka miesięcy przeprowadzimy wybory do parlamentu. W przyszłym roku zaś planowane są w Polsce i na Ukrainie mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Ponadto minister Radosław Sikorski zabiega o ruch bezwizowy z rosyjskim Królewcem. Zatem okazji do "zaprezentowania się" dla radykałów wszelkiej maści aż nadto.
Społeczeństwo nie zastąpi rodziny
Współczesne społeczeństwa nie mogą jednak biernie przyglądać się i czekać na niekontrolowany rozwój wypadków. Choć eksperci mają rację, iż wojna z terroryzmem się nie kończy, a jeszcze trudniej obronić się przed szaleńcami, to szerokie działania prewencyjne mogą jednych zniechęcić do terroru, a w innych przypadkach ograniczyć skalę działania i zakres poniesionych szkód. Co możemy robić?
Po pierwsze, walka z terrorem wymaga działań uświadamiających społeczeństwo. W Polsce nie mamy bogatej tradycji straży obywatelskiej i sąsiedzkiego współdziałania. O wiele łatwiej jest obecnie zatrudnić prywatną firmę monitorującą i wywołać wrażenie, że pozbyliśmy się odpowiedzialności. Wiele jest zatem do zrobienia już na poziomie szkół i lokalnych wspólnot. Uświadamianie musi zachodzić w sposób delikatny, aby z jednej strony nie prowadzić do psychozy, fobii i paniki, a z drugiej nadmiernego wścibstwa i donosicielstwa. Takie działania przyniosą jednak efekty dopiero po latach, kiedy wszyscy przyswoimy sobie właściwe nawyki bezpiecznego postrzegania otaczającej nas przestrzeni. W tym kontekście warto wrócić do debaty nad wartościami i standardami naszego życia społecznego. Czy dobrze robimy, zastępując - kiedyś silne - więzi rodzinno-narodowe nowym tworem określanym jako społeczeństwo obywatelskie? Czy tu nie leży przyczyna wyobcowania i ksenofobicznych zachowań?
Po drugie, walka z terrorem wymaga dobrego rozpoznania wszelkich środowisk mogących przyczynić się do powstania sytuacji kryzysowych. To domena działania służb specjalnych. Nie oznacza to jednak konieczności wyposażenia służb w dodatkowe uprawnienia specjalne czy tworzenia kolejnych formacji specjalnych. Nie wydaje się też słuszne, aby przy okazji takich tragedii domagać się radykalnego zaostrzenia prawa, a nawet żądać wyroków kary śmierci. Tu ważniejsza jest koordynacja działań, przewidywanie, wysoka profesjonalizacja i szybka reakcja w sytuacji kryzysowej. Tego właśnie zabrakło w Norwegii. Wiec młodzieżowy nie był chroniony, a pomoc nadeszła zbyt późno. Niestety, zbyt często służby specjalne są narzędziem walki politycznej ze środowiskami opozycyjnymi. Tak się dzieje właśnie w naszym kraju. Dobitnym przykładem takiej aktywności były przed laty działania służb przeciwko urzędnikom kancelarii śp. Lecha Kaczyńskiego. Ostatnio zaś niepoważna akcja przeciwko satyrycznej stronie internetowej ośmieszającej obecnego prezydenta.
Skończyć z kreowaniem wroga
W takiej sytuacji istotnym działaniem, mało kosztownym i szybkim do wprowadzenia w życie, jest zmiana dyskursu politycznego. Działanie to wymaga pewnego porozumienia wśród klasy politycznej, odejścia od języka nienawiści odnośnie do rywalizacji politycznej. Mamy już pozytywne przykłady z poprzednich lat. Choć na marginesie dyskursu pojawiają się czasem politycznie niepoprawne hasła i dywagacje, to główny nurt polityczny nie używa już terminów rasistowskich, seksistowskich, antyreligijnych czy antysemickich. Wybryki w tych dziedzinach są powszechnie potępiane i piętnowane, a politycy narażeni na ostracyzm.
Podobny proces powinien zajść odnośnie do rywalizacji politycznej. Należy wreszcie zrozumieć, że w demokratycznym państwie odmienne poglądy polityczne, mieszczące się w ramach konstytucyjnego porządku, mają równorzędne prawo do istnienia i rywalizowania ze sobą. Inna partia i jej politycy to nie wrogowie, których należy wyeliminować (dorżnąć), lecz konkurenci w rywalizacji o władzę. Uświadomienie sobie przez polityków tej prostej prawdy powinno prowadzić do wyeliminowania z dyskursu politycznego wszelkich wyrażeń sugerujących potrzebę politycznego uśmiercenia partyjnego rywala.
Już czas wyciągnąć poważne wnioski z traktowania przed laty śp. Lecha Kaczyńskiego. Nieuczciwe dyskredytowanie jego polityki i jego osoby doprowadziło do tragedii smoleńskiej przez wywołanie w administracji państwowej wrażenia, iż patronowane przez niego uroczystości państwowe nie zasługiwały na właściwe zabezpieczenie. Nagonka na "antysystemową" i "faszyzującą" opozycję doprowadziła zaś do politycznego mordu w Łodzi. To powinny być wystarczające ostrzeżenia dla polityków. Powinni pamiętać, że słowa mogą zabić. Ograniczając i tonując język politycznego sporu, mogą zdecydowanie zredukować pożywkę i preteksty działania dla wszelkich fanatyków.
Politycy powinni też odejść od zajmowania się jedynie rywalizacją o utrzymanie się u władzy. Muszą pamiętać, że otrzymują mandat do realizacji programów wyborczych, które mają służyć społeczeństwu. Polepszaniu życia ich wyborców, a nie doprowadzaniu ich czasem do desperackich aktów rozpaczy. Zbyt wielu polityków zbyt często zapomina o nieustannej konieczności sprawdzania, jak realizowane są potrzeby życiowe ich wyborców. Taki brak wrażliwości czasami jest brutalnie przypominany. Czasem przez rewoltę społeczną, a czasem przez desperacki akt pozornie bezmyślnego fanatyzmu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/116404-wnioski-z-norweskiej-tragedii-zbrodnia-w-norwegii-wywoluje-uzasadnione-pytania-rowniez-w-polsce