Czytając Pawełczyńską. "Mamy więc diagnozę i rozpoznaną chorobę. Mamy też lekarstwo"

„Ścieżkami nadziei", to drugie wydanie książki, która ukazała się 20 lat temu (jako „Drogi do szczęścia"), a w dzisiejszym kontekście kulturowym i politycznym jest aneksem (uzupełnieniem) do znakomitego tryptyku Autorki, składającego się z następujących tytułów: „Wartości a przemoc" – zarys socjologiczny problematyki Oświęcimia (1972), „Głowy hydry" – o przewrotności współczesnego zła (2004) oraz „O istocie narodowej tożsamości" – Polacy wobec zagrożeń (2010). To swoisty fenomen.

Dlaczego warto czytać prof. Annę Pawełczyńską? Najkrócej mówiąc dlatego, że w jej osobowości i sposobie patrzenia na świat łączy się praktyka (obozy koncentracyjne, AK) i teoria (profesor socjologii), dobre wychowanie i dobry życiorys. Ponadto jest z tej grupy ludzi, którzy na pytanie dlaczego poszli do legionów czy podziemia, odpowiadali: „bo tak trzeba było". I nic więcej. Pochodzi z pokolenia, które kontynuowało budowę prawdziwej niepodległej II RP – w samym środku II wojny. Według badań prof. Tomasza Strzembosza, w Generalnym Gubernatorstwie, systemowo odciętego od świata, właśnie to pokolenie zbudowało 300-400 tysięczną podziemną armię gotową walczyć z okupantem. Coś podobnego chyba nie trafiło się nikomu w dziejach świata... Z wczesnych lat chłopięcych (ok. 1955 lub 1956 r.) zapamiętam bardzo znamienne zdarzenie. Będąc z ojcem w Warszawie, na jednym z budynków zobaczyłem jakiś duży napis, a w nim słowo: „martyrologia". Gdy usiłowałem je przesylabizować i w końcu wypowiedziałem głośno, wówczas jakiś duży pan nachylił się nade mną i powiedział:

Zapamiętaj chłopcze, gdybyśmy ten napis zobaczyli w czasie powstania, to tę kamienicę byśmy na stenach roznieśli".

Sens tych słów zrozumiałem dopiero po latach. Losy Kolumbów potoczyły się bardzo różnie, ale dziś takich ludzi już prawie nie ma. Anna Pawełczyńska w czasie okupacji była światkiem i uczestnikiem tamtych wydarzeń, dziś stała się łącznikiem pokoleń. Dlatego warto ją czytać. Ponadto jest wyjątkowo wnikliwym, wręcz przenikliwym, obserwatorem procesów społecznych zachodzących w kraju i poza nim.

Ścieżki nadziei

Książka, a właściwie książeczka, liczy sobie 174 strony. Podzielona jest na 4 rozdziały: 1. Wobec siebie i innych, 2. Pułapki osobowości, 3. Pułapki społeczne, 4. Wobec społeczeństwa. Każdy z nich ma swoje podrozdziały i właśnie one są tymi ścieżkami nadziei: miłość, przyjaźń, wiedza, rozumienie, tolerancja, praca i twórczość, soki i korzenie, współżycie pokoleń, ład moralny ..., a potem kolejne, już o zupełnie innym zabarwieniu: egocentryzm, lęk, kłamstwo i zakłamanie, zło społeczne, patologia więzi społecznych, itd. Jest ich wiele, ale właśnie one, te ścieżki nadziei i beznadziei pokazują na czym polega ład społeczny, bez którego nie może być mowy o budowaniu czegokolwiek. Historia Polski dostarcza nam przykładów zdolności niezwykłej mobilizacji Polaków. Fakty te dowodzą nam, że nie jesteśmy bezwolni. Ale Autorka już we „Wstępie" zastrzega się, że książkę pisze z „myślą o ludziach, którzy pragną dążyć do tego, aby swojemu życiu nadać sens".

W tym samym rozdziale nakreśla też punkt odniesienia dla pozostałej części swojej książki. Pisze:

„Przez struktury zła należy rozumieć stworzony przez ludzi system instytucji, w ramach których całe społeczeństwo jest zmuszone do działań pogłębiających zło społeczne. Struktury zła są zakorzenione w konkretnych czynach ludzi, którzy zło umacniają. Istnieje bardzo silny związek między złem indywidualnym, a funkcjonowaniem zła w społecznej strukturze [...]. Zatem walka pomiędzy dobrem a złem toczy się nie tylko w jednostce, ale obejmuje całe społeczeństwo". I dalej: „Udziałem polskiego społeczeństwa były bardzo ciężkie doświadczenia historyczne, które zakłóciły normalny rozwój kilku pokoleń" (s.13-14).

Pawełczyńska mówi o dwóch totalitaryzmach: komunistycznym i hitlerowskim. I tu, dla lepszego zdiagnozowania choroby warto zatrzymać się na chwilę... Niemieckie struktury totalitaryzmu – pisze Pawełczyńska – narzucone Polsce drogą wojny były odczuwalne, jako obca siła zewnętrzna, jako kataklizm przyrodniczy, na którego pojawienie się ludzie nie mieli wpływu. Nie byli też z nim związani. Do systemu terroru włączyły się tylko jednostki, jednoznacznie potępione przez silną opinię publiczną. Natomiast komunistyczny totalitaryzm przeniknął do Polski w sposób podstępny i niejawny. Działał jak choroba nowotworowa, rozkładająca stopniowo, od wewnątrz, zdrowe tkanki społeczeństwa. Zespół środków przemocy i przymusu zniszczył wzmocnioną w czasie okupacji jedność społeczeństwa, sparaliżował więzi społeczne, obalił autorytety narodowe i moralne, uprzedmiotowił człowieka, łamiąc jego indywidualna wolę i wtrącając go w samotność. Komunistyczne struktury w Polsce były zbudowane z wyborów i czynów ludzi zaangażowanych w zbiorowym działaniu. Skutki społeczne nie były wynikiem woli pojedynczego człowieka, lecz każdy przyczynił się do rezultatów ogólnych. Komunistyczne struktury zła ujawniły się jako potęga pustosząca, która degraduje zarówno winnych, jak i niewinnych, atakując nie tylko więzi społeczne, ale także postawę oraz świadomość moralną każdego człowieka (125-126). (Problem jest szerszy, do tej analizy należałoby włączyć również okres zaborów, bo po pierwsze: destabilizacja polskiego dorobku kulturowego, od upadku państwowości, ma charakter ciągły i po drugie: 20 lat niepodległości okresu międzywojennego, to zbyt krótki okres dla wyrównania przechyłów i destabilizacji kulturowej, jaką wywołały).

***

Mamy więc diagnozę i rozpoznaną chorobę. Mamy też lekarstwo. Nie ma ono pięknego, drogiego opakowania i jest bardzo tanie; nie ma go w aptekach, jest natomiast w bibliotekach. Ta choroba jest nieuleczalna farmakologicznie. Wyleczyć ją może tylko terapia. Jaką więc receptę wystawiła nam Anna Pawełczyńska? Oto ona: w tradycjach każdej warstwy społecznej są przechowywane cenne wartości wsparte doświadczeniem wielu pokoleń i warte, by je kontynuować. Z tradycji szlacheckich i chłopskich wywodzi się przywiązanie do ziemi, z rzemieślniczej rzetelność pracy i ambicje jej najlepszego wykonania, z robotniczych – idea międzyludzkiej solidarności i sprawiedliwości, z inteligenckich - zrozumienie wartości kulturowych i poczucie odpowiedzialności, z tradycji szlacheckich – umiłowanie wolności, wzory patriotyzmu, bezwzględna uczciwość oraz odpowiedzialność za słowo, z mieszczańskich – gospodarność i oszczędność (49). Każda warstwa społeczna wytworzyła specyficzne formy współżycia, obyczaje, a także sposoby okazywania życzliwości. Dawniej na straży obyczajów stała opinia publiczna, ale w Polsce powojennej, kiedy awans społeczny obejmował całe warstwy społeczeństwa, a tempo tego awansu miało charakter rewolucyjny, wytworzył się chaos obyczajowy (21). Masowym awansom społeczno-ekonomicznym nie towarzyszył na ogół awans kulturowo-obyczajowy. W skali naszego społeczeństwa występowały zjawiska dezorganizacji moralno-obyczajowej, atakujące społeczną tkankę życzliwości, a przede wszystkim tradycyjne sposoby jej wytwarzania (22). Piłsudski zauważył: „Ulec może nawet naród wielki, zginąć może tylko naród nikczemny" (23). I jest to ocena socjologa i jednego z najwybitniejszych polskich polityków. Nikogo ta diagnoza nie może więc obrażać. Tym bardziej, że w dalszej części Autorka dodaje: terror hitlerowski przyczynił się do tego, że w skali masowej powszechne zagrożenie zaczęło pełnić funkcję jednoczącą niwelując przedwojenne podziały klasowe i polityczne, pogłębiając w ten sposób świadomość narodową, a także poczucie wspólnych obowiązków (113). Patriotyzm robotnika i chłopa okazał się w dniach wojny silniejszy niż konflikt klasowy (114).

Jakie składniki powinno posiadać owo lekarstwo? Receptura jest dość prosta i skuteczna.

1.    Wiedza. Wiedza specjalistyczna jest konieczna w sprawach zawodowych, ale wiedza ogólna, rozumiana jako zbiór uporządkowanych prawdziwych informacji, które potrafimy samodzielnie ocenić i samodzielnie zinterpretować, jest niezbędna dla naszego człowieczeństwa i rzetelnych stosunków z innymi ludźmi (41). Rozszerzmy tę interpretację: wiedzę obronną daje znajomość własnej kultury i historii. Brak tej wiedzy czyni człowieka dziecinnie bezbronnym.

2.    Rozumienie. Rozumienie służy kształtowaniu właściwej osobowości oraz stosunku do ludzi i świata (46). Można jednak powiedzieć, że nie zdolność do gromadzenia jak największej ilości, informacji, ale właśnie zdolność do trafniejszej, intuicyjnej i bardzo szybkiej ich selekcji pozwala nam poznać zjawisko jako określony kształt rzeczywistości (42). O tym jak daleko posunie się na drodze rozumienia decydują jego osobowość i życie wewnętrzne oraz to jakim jest człowiekiem, jak zyje i jakim pragnie być(43-44).

3.    Tolerancja. Tolerancja jest rezultatem wysiłków całego życia i starań o rozumienie ludzi i ich dążeń (51). Tak długo, jak długo trwają silne emocje, nie jesteśmy zdolni spojrzeć obiektywnie na poglądy innego człowieka. Nie jesteśmy w stanie znaleźć punktów wspólnych, ani określić rzeczowej płaszczyzny naszych rozbieżności. Dopiero wygaszenie emocji pozwala powrócić na płaszczyznę dialogu (50).

***

Przyjmujący owo lekarstwo powinniśmy zachować też odpowiednią dietę. Czego więc należy unikać? Unikać należy wielu rzeczy, bo:

1.    uznanie nadrzędności wartości materialnych może zniszczyć związek człowieka z tym co robi (55). A wówczas czas wolny od udziału w niesatysfakcjonującej pracy może nabrać przesadnie szczególnego znaczenia (56). Wprawdzie nie jest możliwe, aby ideologia bezinteresownej twórczości upowszechniła się w konsumpcyjnym społeczeństwie. Jest jednak możliwe, aby myślące jednostki, grupy koleżeńskie ukształtowały w sobie postawę twórczą, wzbogacającą ludzkie życie. Tym samym zredukowałby się zakres i nasilenie konfliktów wynikających z walki o prestiż, dominacje i posiadanie, a nasiliły się twórcze konflikty polegające na konfrontacji myśli. Cel działania przeniósłby się z potrzeby dominacji na potrzebę poznania i rozumienia (57). Ponadto poczucie uczestnictwa w historii ludzkości poszerza biologiczne trwanie jednostki o trwanie kulturowe. W tym znaczeniu stałoby się ono „arką przymierza między dawnymi laty", symbolem związku współczesnego człowieka z przeszłością i z przyszłością (58). Twórczość, gdy przyświeca jej myśl o wzbogaceniu dorobku ludzkości, należy do wartości uniwersalnych.

2.    człowiek poddający się złym skłonnościom, degraduje własną osobowość, zatraca wartość własnego życia, a dobro musi w człowieku zwyciężyć (61). Im dłużej człowiek jest zamknięty w pułapce egocentryzmu, tym trudniej się mu z niej wydobyć. Trzeba wiedzieć, że są ludzie, zjawiska i sprawy ważniejsze od niego samego, i właśnie dzięki nim mogą się otworzyć drzwi zatrzaśniętej pułapki (67).

3.    jeżeli człowiek pozwoli na to, aby lęk zdobył jego osobowość, popełnia samobójstwo w kategoriach psychicznych – przesądza na ogól o losach swojego życia. Człowiek schwytany w pułapkę własnego lęku staje się zniewolony, zdany na łaskę nękającej go siły, która nie wiadomo do czego może go doprowadzić (67).

4.    człowiek, który się zakłamał, wyłącza siebie ze świata zdrowych ludzi. Żyje w rzeczywistości, której nie ma, tracąc kontakt z ludźmi żyjącymi w świecie, który jest. Traci szanse porozumienia i uczciwego partnerstwa. Jest ono dla człowieka tak bardzo ważne. Najwyższy stopień kłamstwa, jakim jest zakłamanie, da się również porównać z duchowym samobójstwem. Człowiek, który czyni z kłamstwa sposób na życie, unicestwia sam siebie i izoluje się od innych (81). Dodając, warto zauważyć, co się dzieje wówczas, gdy mamy do czynienia z zakłamanym systemem lub zakłamaną władzą?

Zakończenie

Oczywiście, w taki sposób można jeszcze przez kilka stron streszczać książkę prof. Anny Pawełczyńskiej, ale chodzi o to, aby przeczytać ją z należną uwagą i zdać sobie sprawę, że „ostatnie trzy pokolenia wychowano na kłamstwie, charakterystycznym dla ustrojów totalitarnych". Diagnoza i troska Autorki nie mają charakteru kościelnego lub moherowego (jak usłyszałem), lecz wynika ona z podstaw i idei cywilizacji łacińskiej, która trwa 2 tysiące lat. Nad sensem istnienia ludzkiego zastanawiały się najtęższe głowy tego świata, warto jednak pamiętać, że jego tajemnica nie ma kilkupokoleniowej perspektywy, lecz jest sumą człowieczego losu. Dążenie do nadania sensu swojemu życiu jest wysiłkiem bardzo szlachetnym i przynoszącym korzyści wszystkim.

Jak pisze Pawełczyńska: dobre społeczeństwo stwarza warunki wszechstronnego rozwoju człowieka, określa jasno jego prawa i obowiązki, stawia go w sytuacjach jednoznacznych wobec innych ludzi oraz zadań, podejmowanych dla dobra własnego i innych. Złe społeczeństwo zakłóca normalny rozwój każdego człowieka, wprowadza w życie społecznie niejednoznaczność, chaos prawny i chaos moralno-obyczajowy, wyzwala z natury ludzkiej złe skłonności i dezorganizuje ludzkie współżycie. Jest to społeczeństwo, w którym zanikają więzi społeczne o charakterze moralnym, a na ich miejsce pojawiają się grupy interesów. Milknie wówczas opinia publiczna, stanowiąca rodzaj społecznego sumienia, a miejsce człowieka w społecznej hierarchii staje się niezależne od jego wartości moralnych, intelektualnych i zawodowych (99-100)... Można zapytać, skąd my to znamy? Doświadczona Pani Profesor oraz jej po ludzku mądra książka i tu nie pozostawi czytelnika bez odpowiedzi. Odpowiada: bo nie czujemy uczestnictwa w czynieniu dobra, nie mamy poczucia uczestnictwa w życiu społecznym, w podejmowaniu decyzji, żyjemy obok, i tylko z pozoru dla siebie, bo tak naprawdę żyjemy – przeciwko sobie... I niestety, nie czujemy, że staliśmy się ofiarami wyjątkowo perfidnego systemu, którego skutki wciąż trwają. Nikt nam nie pomoże (jak zawsze), wygramolić się z niego musimy sami.

Anna Pawełczyńska, Ścieżkami nadziei, Polihymnia, Lublin 2001

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.