Z dziennika Tomasz Poręby, szefa sztabu PiS

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Z dziennika Tomasz Poręby, szefa sztabu PiS

Poniedziałek

Zrobiłem wreszcie plan całej kampanii. Zaplanowałem spoty w Internecie, zarysowałem scenariusz bezpłatnych reklamówek, nakreśliłem strategię publicznych wypowiedzi. Bardzo dużo czasu mi to zajęło, ale mam wszystko ładnie uporządkowane, w oddzielnych plikach, z prezentacjami w Power Poincie i na kartkach w punktach. Ogromnie jestem z siebie zadowolony. Najważniejsze punkty popodkreślałem przy linijce i jutro pokażę prezesowi. W końcu muszę wykazać trochę inicjatywy. Na pewno będzie zadowolony.

Wtorek

Czekałem przed gabinetem trzy godziny. Przede mną weszli: Antoni Macierewicz, Joachim Brudziński, pani Henia, znajoma prezesa z Żoliborza, w sprawie swojego zaginionego kotka, o. Jan Król od o. Tadeusza Rydzyka, prof. Legutko, potem prezes czytał gazety, a potem mnie przyjął. Ja się nie skarżę, rozumiem, że prezes jest geniuszem, ale trochę dziwne wydaje mi się, że z mojego planu zostawił bez zmiany tylko trzy punkty. Że celem kampanii jest zdobycie jak największej liczby głosów, że trzeba mówić, jak zły jest rząd Tuska i że prezes musi mieć podczas podróży po Polsce zapewniony stały dopływ herbaty z sokiem. Resztę poskreślał albo pozmieniał. Cóż, dobre i to. Ora et labora, jak mówią mnisi.

Najbardziej zastanawia mnie, że w ogóle się przy tym nie odzywał, a na koniec powiedział do mnie: „Do widzenia, panie Władysławie". Nie prostowałem, nie wypada. Jeśli prezes tak powiedział, to widocznie miał w tym swój cel.

Środa

W Parlamencie Europejskim Zbyszek Ziobro rozwalił mi całą strategię swoim przemówieniem. Choć właściwie nie, nie rozwalił – przecież już wcześniej prezes ją kompletnie przerobił. Tylko nie wiem, w którą stronę, bo nie dostałem tych papierów z powrotem do ręki.

Nawet trochę się zirytowałem. Tak jak nigdy nie przeklinam, tak dopadłem Ziobry po posiedzeniu, stanąłem pół metra od niego i powiedziałem, nawet trochę podnosząc głos: „Zbyszku, do licha, jak mogłeś!". Trochę mi nawet było głupio, że się tak strasznie uniosłem, ale może wciąż za cicho mówiłem, bo Ziobro mnie minął, nawet nie patrząc. Troszkę nieswojo się poczułem.

Czwartek

Ziobro przyszedł i powiedział, że prezes kazał, żebyśmy razem wystąpili na konferencji prasowej. Chciałem mu powiedzieć do słuchu, ale zanim się namyśliłem, jak mocnych słów mogę użyć, Zbyszek wyciągnął z teczki jakiś skrypt i powiedział, że to jest zatwierdzone przez prezesa i że tak mamy się wypowiadać. Przeczytałem. Niestety, to nie to, co ja proponowałem, ale trudno. Ziobro dodał, że mamy wypaść spontanicznie i żebym nauczył się tekstu na pamięć.

Piątek

Spotkałem na korytarzu Misia Kamińskiego. Powiedział, że bardzo mi współczuje. Nie wiem, czego. Przecież ja wszystko dla sprawy. Cierpienie uszlachetnia. Ja się czuję już bardzo szlachetny, ale staram się też pozostać skromny. Misiek był bardzo miły, ale nie wiem, czy to dobrze. A jak się prezes dowie, że on do mnie tak miło?...

Sobota

Konferencja się chyba udała. Tekstu nie zapomniałem, złożyliśmy ze Zbyszkiem deklarację, że zwycięstwo jest dla nas najważniejsze. Nawet chciałem go zaprosić na piwo, ale akurat rozmawiał przez komórkę, a potem wiązał sznurówkę i nie chciałem mu przerywać.

Dzwonił prezes. Pogratulował konferencji. Tylko znowu powiedział: „Czy to pan Władysław Zaręba?". Chyba zbiorę się w końcu na odwagę i napiszę do niego list. Bardzo grzecznie, nie żebym go od razu poprawiał. Tak ogólnie napiszę, z życzeniami pomyślności i takie tam, tylko podpiszę się wyraźnie: „Tomasz Poręba". Może zapamięta.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych