Miliony Polaków, że użyję porzekadła miłościwie nam panującej władzy, śledzą w napięciu wyniki sondaży, prowadzonych przez różne instytuty demoskopijne, w nadziei, że pokażą one słuszne tendencje, a naród wybierze, jeśli będzie głosował w najbliższą, a nawet minioną niedzielę kogo trzeba.
Opublikowane dziś wyniki badań mojego ulubionego demoskopa czyli Gfk Polonia rozwiały wszelkie wątpliwości: wygrała Platforma Obywatelska uzyskując 50 procent poparcia. Już nikt jej nie zagrozi, tym bardziej PiS, na którego będzie głosować zaledwie 27 procent. Żeby szczęście było całkowite, PO potrzebuje koalicjanta, może być byle jaki, ważne, by wszedł do Sejmu. PSL według tego sondażu otrzymał zaledwie 3 procent. No to chyba SLD, bo wybrało go 12 procent Polaków. To by było na tyle, gdyby nie wątpliwości, które budzą niespotykane w normalnych demokracjach różnice w sondażach.
W praworządnym kraju, jakim jest wciąż Republika Federalna Niemiec coś podobnego się nie zdarza. Różnice między badaniami wynoszą 3 do 7 procent ale nigdy aż czternaście albo piętnaście, jak to ma nagminnie miejsce w Polsce. 3 lipca Homo Homini ogłosiło, że na PO zagłosuje 36,9 procent, a na PiS 28,5. Pięć procent różnicy między partiami. Też dużo, ale 14, jak w badaniu Gfk Polonia ogłoszonym dziesięć dni później, to już zakrawa na kiepski żart.
Ale jak się okazuje, jesteśmy narodem z dużym poczuciem humoru, czasem nawet za dużym. I teraz czekam na następne badanie Gfk Polonia i spodziewam się, że za tydzień PO uzyska 60 procent poparcia, PiS 12, a PSL jakieś zero. SLD natomiast ze 30. Taki wynik przyniosą energiczne starania o postawienie przed Trybunałem Stanu Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry za to, że Barbara Blida odebrała sobie życie.
No i kolejna próba zdezawuowania Lecha Kaczyńskiego za ułaskawienie jakiegoś człowieka, co to jest z kręgu znajomych Dubienieckiego, i zięcia nieżyjącego prezydenta. Nie da się ukryć, że obie te inicjatywy, na dodatek bliskie sfinalizowania zrobią na wyborcach tak ogromne wrażenie, że ani chybi Platforma zostanie wkrótce wybrana absolutną większością głosów i będzie rządzić nami długo i szczęśliwie. Życzę naszym sondażowniom powodzenia nie tylko w mediach ale również w elitach władzy.
Co się zaś tyczy Instytutu Homo Homini, to według znanego wszystkim wicemarszałka Sejmu Stefana Niesiołowskiego, instytut ten się nie liczy, bo jest niewiarygodny. Liczą się OBOP, czasem CBOS, no i oczywiście ulubieniec "Rzeczpospolitej"- Gfk Polonia. Znaczy się, wiarygodne są tylko te sondażownie, które dają kolosalną przewagę Platformie. Zaczynam się obawiać o los Homo Homini, może się zdarzyć, że za poduszczeniem Niesiołowskiego odpowiednie organa państwowe zaczną badać wiarygodność owego instytutu, a jak wiadomo ciężko jest udowodnić wiarygodność. A może by tak upaństwowić niewygodne sondażownie?
Poczucie humoru zapanowało również w europejskich gremiach, czego dowodem może być surowa, a nawet bezwzględna krytyka samodzielnych, czyli niezależnych instytutów ratingowych, badających wiarygodność finansową i kredytową oraz warunki panujące na rynku. Takich instytutów jest na świecie 74. Ale najgorszy jest amerykański Moody's, bo zdaniem rządów krajów Unii Europejskiej, które zbankrutowały, lub wkrótce zbankrutują, jego działalność jest nieucziwa, nierzetelna i powoduje panikę oraz inne skutki, zwłaszcza negatywne. No i te spekulacje!
Normalny człowiek nie ma najmniejszego pojęcia o ratingu czy czymś w tym rodzaju ale media w ślad za politykami powtarzają to słowo na okrągło, żeby było trudniej zgadnąć. To może rozjaśni nam horyzonty wiadomość, że to właśnie Moody's obniżył rating Portugalii o 4 stopnie, do poziomu śmieciowego. Coś podobnego, oburzył się przewodniczący Komisji Europejskiej, Portugalczyk Jose Manuel Barroso i domaga się, aby ratingiem zajmowały się niezależne i wiarygodne instytucje, a nie gracze rynkowi.
W podobnym duchu wypowiedziała się hiszpańska minister gospodarki Elena Solgado w wywiadzie dla niemieckiej lewicowej gazety "Süddeutsche Zeitung". Jej zdaniem kraje używające euro muszą zrobić wszystko co w ich mocy, by zagwarantować stabilność waluty. W tym celu potrzebne jest jednak czytelne przywództwo. Bo "rynki atakują wszystkie kraje, które mają niską stopę wzrostu i wysokie zadłużenie, takie jak Włochy czy Belgia".
Pewien ekspert z Polski, dr Andrzejewski z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie zauważył, że agencje ratingowe w krajach Unii Europejskiej powinny był "quasi państwowe". Agencja ratingowa na Starym Kontynencie nie powinna być prywatna, ale wspierana przez rządy państw należących do wspólnoty. Inaczej mówiąc - cała władza w ręce władzy! Barroso się ucieszy.
I wówczas, po zlikwidowaniu niekorzystnych politycznie i ekonomicznie instytucji będzie można nadal, bez obawy i żenady uprawiać wirtualną księgowość i udawać, że Unia Europejska i jej waluta trzymają się mocno. Elity takoż. Ale to już było i źle się skończyło. Nie pomoże optymizm naszego ministra od finansów, który zapewnił, że za chwilę wszystko wróci do normy. Owszem, jeżeli normą jest powrót państw UE do własnych walut i rozpad UE, co stoi na horyzoncie. Nie pomoże zaklinanie rzeczywistości, a jest nią życie na kredyt, którego nie ma z czego spłacać. Upaństwawianie ratingu można zrozumieć jako rozpaczliwe wołanie o socjalizm. Pętla czasu zaciska się na szyjach obywateli. Jak długo jeszcze wytrzymają?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/116006-grzybowska-dla-wpolitycepl-cala-wladza-w-rece-wladzy-bedzie-mozna-nadal-bez-zenady-uprawiac-wirtualna-ksiegowosc
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.