W swojej analizie Śpiewak i Bugaj wychodzą do hasła IV RP, które - jak stwierdzają - przyjmowane było niechętnie przez znaczną część elit. Zwłaszcza tych związanych z politycznym środowiskiem UW i SLD.
To zrozumiałe, bo kojarzyło się z krytyką systemu ukształtowanego przede wszystkim przez te dwa ugrupowania.
Zdaniem Śpiewaka i Bugaja - pomimo poważnych różnic między PO i PiS, diagnoza obu partii była dość jednolita:
(...) podnosiła kilka powiązanych ze sobą kwestii: alienację elit (które podejmują decyzje zza parawanu procedur demokratycznych), niesprawność instytucji państwa, zły stan systemu sprawiedliwości, nierówność szans i ograniczenie etycznej legitymacji nowego systemu (choćby ze względu na uwikłanie znacznej części elit w system komunistyczny). To z tej przyczyny wielu oczekiwało, że PO i PiS będą wspólnie rządzić po wyborach w 2005 roku.
Zdaniem autorów artykułu, atak na idee IV RP "nie był początkowo bezwzględny". Sytuacja uległa jednak po wyborach 2005 roku, gdy nie powstał rząd PiS-PO, a władzę przejął PiS - z pomocą LPR i Samoobrony:
Rząd ten z iluzjonistą Kazimierzem Marcinkiewiczem na czele w wielce specyficzny sposób zinterpretował postulaty IV RP. Nie zrobiono prawie nic dla podważenia uprzywilejowanej pozycji elit (choć liczne były werbalne napady na krytyków PiS) i prawie nic dla realnego wyrównania szans różnych grup społecznych.
Śpiewak i Bugaj oceniają:
Nie wydaje się, by można powiedzieć, że PiS realizował (w jakiejkolwiek wersji) zapowiedziany program IV RP, choć trzeba zauważyć, że trzy kwestie – z poparciem PO – zostały podjęte i zrealizowane: likwidacja WSI, ulgi podatkowe na dzieci i zmiana ustawy lustracyjnej. Jednak niechętny generalnemu projektowi IV RP establishment III RP skwapliwie zadekretował tożsamość tego projektu z praktyką PiS.
Właśnie wówczas - twierdzą Śpiewak i Bugaj - atak na postulaty IV RP w mediach (szczególnie w "GW" i "Polityce") został zradykalizowany i wzmocniony.
Od 2005 roku de facto rozpoczął się proces rehabilitacji systemu ustanowionego przed 2005 r., a jego animatorzy z SLD i PZPR (Kwaśniewski, Miller, Cimoszewicz, Kalisz) wspólnie z byłymi działaczami UW z wielkim zapałem zabrali się za obronę rzekomo zagrożonej przez IV RP demokracji.
Ta kampania udała się także dlatego, że PO "całkowicie z obrony tego projektu zrezygnowała".
Zdaniem Śpiewaka i Bugaja, dwa czynniki podważają obecnie skuteczną w pierwszym okresie rządów politykę PO: kryzys w światowej gospodarce i smoleńska katastrofa.
To wskutek działania tych czynników podziały w Polsce ulegają zaostrzeniu. Obydwie rywalizujące partie temu sprzyjają. Nie budują jednak alternatywnych programów, ale eksponują negatywne opisy przeciwników, by w ten sposób pobudzić niechętne emocje. Obydwie partie (nie tylko PiS) zajmują się dystrybucją "smoleńskiej mgły". Niestety, na scenie politycznej nie ma realnej dla nich alternatywy. SLD i PJN nie mają ani woli, ani zdolności, by przedstawić zasługującą na uwagę alternatywę.
A sytuacja współczesnej Polski - twierdzą Śpiewak i Bugaj - jest potencjalnie bardzo trudna.
W minionych dwu dekadach (na pewno do 2008 r.) istniały raczej sprzyjające uwarunkowania transformacji gospodarczej i stabilności politycznej (także sprzyjające bezpieczeństwu na arenie międzynarodowej). Polska – eliminując absurdy systemu komunistycznego i korzystając z doskonałej światowej koniunktury – dość szybko (choć nierewelacyjnie szybko) rozwijała się gospodarczo.
Zdaniem autorów artykułu, "trzeba się liczyć co najmniej z nieładem w światowej gospodarce i jest już jasne, że Polska nie jest zieloną wyspą". Do tego Unia Europejska wchodzi "w okres szczególnie nasilonych perturbacji". Stoimy też przed groźbą zapaści demograficznej, a wielkie nierówności w położeniu materialnym "będą prawdopodobnie źródłem nasilających się konfliktów społecznych". Pogarszają się też polityczne uwarunkowania międzynarodowe, a próba poprawy stosunków z Rosją "raczej nie powiodła się".
Profesorowie stwierdzają więc:
Polska, jeżeli ma pozostać krajem stabilnym i szybko się rozwijać, musi dokonać poważnej korekty systemowej. Spór o IV RP można by uznać za zamknięty i pod innym szyldem zapisać diagnozę i program korekty systemu. Kłopot w tym, że przeciwnicy idei IV RP są też przeciwnikami dalej idącej korekty linii dotychczasowej transformacji i skłonni są afirmować bez większych zastrzeżeń porządek ukształtowany po 1989 r.
Śpiewak i Bugaj zaznaczają, że "mimo ryzyka, jakie wiąże się z afirmacją postulatu IV RP (któremu dość skutecznie przyprawiono gębę), jego porzucenie oznaczałoby afirmację status quo".
Problem w tym - twierdzą - że polska scena życia publicznego jest obarczona poważnymi mankamentami.
Może więcej: zawiera komponenty patologiczne. Po pierwsze, system partyjny jest (w coraz większym stopniu) ułomny, a więc skazuje wielu wyborców na podejmowanie politycznych decyzji wg kryterium mniejszego zła, bo żadna z partii politycznych nie stwarza nadziei na politykę oczekiwaną przez różne grupy wyborców.
Po drugie, główni instytucjonalni aktorzy politycznej sceny albo unikają, albo (z powodu intelektualnej impotencji) nie mają określonej tożsamości programowej. Za to partie rywalizują między sobą przez przyciąganie celebrytów politycznych (np. transfer Arłukowicza, a potem Kluzik-Rostkowskiej, Rosatiego i innych) lub znanych wdów.
Problem zasadniczy leży więc nie w tym, że poszczególne ugrupowania nie dotrzymują słowa, lecz w tym, że "wyborcy nie mają dobrej szansy na oddanie głosu w zgodzie z merytorycznymi preferencjami".
Ten stan trwa, bo dominujące partie (odpowiednio kształtując ordynację wyborczą i reguły finansowania polityki) stworzyły polityczny kartel, który gwarantuje im nieomal zbiorowy monopol.
Monopol, do którego wejście jest bardzo trudne. Nic więc dziwnego, że kolejne badania socjologiczne pokazują, ie wzrasta liczba osób, które nie utożsamiają się z żadną partią polityczną i nie chcą wziąć udziału w wyborach.
Śpiewak i Bugaj twierdzą, że - chcemy tego, czy nie - jesteśmy skazani na dwie dominujące partie polityczne. I to od nich należy oczekiwać "nie tylko popisów w złośliwościach, złych emocjach, infantylnych gestach, ale przedstawienia jasnego przesłania ważnego dla Polski. Są istotne pytania, których im nie wolno uniknąć".
Stoimy przed dwoma wyzwaniami. Pierwszy nazwany został dryfem rozwojowym. Drugi, perspektywą marginalizacji czy prowincjonalizacji Polski. Dryf rozwojowy wiąże się z brakiem przemyślanych decyzji zmieniających jakość życia zbiorowego. Najważniejsze wydają się w tej sytuacji nie tylko odpowiednia polityka finansowa, ale przede wszystkim unowocześnianie struktur państwa i poprawa jakości prawa.
Marginalizacja Polski oznacza zarówno niezrozumienie zjawisk globalnych, jak i naszą słabość wobec wyzwań postnowoczesności. Marginalizacja nie jest tylko kwestią międzynarodową, ale i wewnętrzną, gdy rosną podziały między regionami Polski i powiększa się obszar różnego rodzaju form wykluczenia społecznego.
Wspominamy hasłowo tylko o tych dwóch zagadnieniach, by powiedzieć rzecz wydaje się oczywistą – od polityków, od elit władzy oczekujemy nie tylko taktycznych rozgrywek, wzajemnych połajanek, ale poważnych propozycji odpowiedzi na problemy Polski. Uciekając przed nimi, uciekamy przed przyszłością.
Śpiewak i Bugaj wzywają więc środowiska opiniotwórcze, by nie zapisywały się do któregoś ze stronnictw, lecz "krytycznie i pryncypialnie" oceniały propozycje partii "w kontekście rzeczywistych polskich realiów".
Klasa polityczna, która zabetonowała polityczną scenę, powinna się liczyć przynajmniej z jednym ryzykiem: śmieszności i braku powagi -
Kończą swój artykuł Śpiewak i Bugaj.
Paj
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/115884-pawel-spiewak-i-ryszard-bugaj-klasa-polityczna-powinna-sie-liczyc-przynajmniej-z-jednym-ryzykiem-smiesznosci-i-braku-powagi
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.