"Zwalanie opóźnienia na tłumacza, gdy rozwiązanie jest na wyciągniecie myszki, ośmiesza rząd - bo to on jest przecież autorem przecieku do mediów"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Kolejne powody przesuwania terminu publikacji raportu końcowego komisji Millera nt. katastrofy smoleńskiej wywołay w mediach fale komentarzy. Tym razem problem dotyczy kłopotów z tłumaczeniem raportu na rosyjski.

Marek Magierowski w "Rzeczpospolitej" dziwi się, że w kraju, w którym mieszka tylu "niedościgłych ekspertów w dziedzinie rosyjskiej kultury, literatury i polityki", a rzecznikowi rządu Donalda Tuska "zdarza sie przemawiać w języku Puszkina", nie można znaleźć kilku tłumaczy, którzy daliby radę raportowi.

Według doniesień medialnych problem stanowi np. przetłumaczenie skrótu ILS (z ang. Instrument Landing System). No to ja może pomogę. Po rosyjsku brzmi to mniej więcej tak: kurso-glissadnaja sistiema. Zaznaczam: moja znajomość tego języka jest nietęga, na lotnictwie znam się średnio (wiem tylko, do czego służy karta pokładowa, czyli posadocznyj tałon), lecz tym bardziej jestem zdziwiony, że w tym kraju pełnym wybitnych kremlologów nikt nie wie, jak jest po rosyjsku ILS.

Kłopot z przetłumaczeniem tego terminu może być wynikiem głębszego problemu, który ma rząd Tuska:

Od wypadku w Smoleńsku minęło 15 miesięcy. Nie tylko nie ma oficjalnego raportu, ale rząd nie zadbał także o to, aby przez ten okres jeden, dwóch, może pięciu analityków dogłębnie zaznajomiło się z rosyjską terminologią dotyczącą lotnictwa. Nie tylko po to, żeby przetłumaczyć ów raport widmo, ale żeby np. na bieżąco śledzić wszystkie rosyjskojęzyczne publikacje na temat katastrofy. Do tej pory byłem przekonany, że tak właśnie się dzieje, ale kiedy się dowiedziałem, że są „kłopoty z ILS-em", zacząłem w to powątpiewać.

Jeśli jednak nasz rząd chce uchodzić za kompetentny i chce nadal przekonywać nas, że jesteśmy „coraz ważniejszym graczem" na arenie międzynarodowej, powinien wiedzieć, jak jest po rosyjsku ILS. Wystarczy spytać Pawła Grasia.

Nieco inaczej komentuje tę sprawę Kataryna, która na swoim blogu pisze:

Nie rozumiem co prawda dlaczego polski rząd z ujawnieniem polskiej opinii publicznej polskiego raportu z katastrofy polskiego samolotu musi czekać na przełożenie go na język rosyjski, ale nawet gdyby było to z jakiegoś powodu uzasadnione, to i tak ta informacja "ze źródeł rządowych" jest po prostu śmieszna i wygląda na wielką ściemę.

W googlach bez problemu można znaleźć raport MAK po rosyjsku, a w nim na pierwszych kilkunastu stronach tłumaczenia wszystkich użytych terminów, w tym tego podobno strasznie problematycznego ILS. Uprzejmie informuję więc tłumaczy za grube pieniądze tłumaczących raport Millera i skarżących się, że nie wiedzą co zrobić z ILS, że sam MAK w rosyjskiej wersji raportu zostawia skrót ILS, tłumacząc go w słowniczku jako "instrumentalnaja sistiema zachoda za pasadku" (sorry, nie chce mi się szukać cyrylicy).

Tłumacz, który się tłumaczy zleceniodawcy nieznajomością terminów specjalistycznych, a nie pofatygował się nawet zajrzeć do łatwo dostępnego oficjalnego dokumentu dotyczącego sprawy, którą się zajmuje, jest tak nieprofesionalny, że aż mi się nie chce wierzyć, że to naprawdę tłumacz się tak usprawiedliwia.(...)

Dlatego, zdaniem Kataryny, jest to jedna, wielka ściema rządu, który szuka kolejnych pretekstów do odwlekania pokazania raportu.

Zwalanie opóźnienia na tłumacza, gdy rozwiązanie jest na wyciągniecie myszki, ośmiesza rząd - bo to on jest przecież autorem przecieku do mediów.

 

Bar, źródło: rp.pl/ salon24.pl

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych