Od dawna twierdzimy, że nasza władza nie musi się kłopotać żadnymi trudnymi pytaniami. Ba, one nawet nie zdążą paść, a już zaprzyjaźnione media i zaprzyjaźnieni dziennikarze biegną z pomocą. Lektura internetowego wydania "Gazety Krakowskiej" (wydawnictwo Polskapresse) nasunęła nam kolejny przykład. Nieznany nam dotąd ( to nie złośliwość, ale fakt) Przemek Franczak popełnił na łamach tejże uroczą odpowiedź na zarzuty, że polskie media wszystkie grają tylko w jedną stronę i zaczyna nam się akcent upodabniać do rosyjskiego.
Naprawdę, odpowiedzi tejże nie powstydziłby się nawet rzecznik rządu Paweł Graś, który wydaje się zresztą rozumieć to doskonale i kontaktami z mediami nie zajmuje się w ogóle, co te zresztą traktują z wyrozumiałością, choć w przypadku innego rzecznika innej ekipy dawno by go zjadły.
Ale do rzeczy. Redaktor Franczak rozprawiając się z tym wstrętnymi zarzutami najpierw formułuje przełomową tezę, że są rzeczy ważniejsze niż wolność słowa:
Krótko, żeby nie zanudzać. Na temat (braku) wolności w Polsce mam podobne zdanie od kilku lat: o pełnej wolności możemy mówić tylko wtedy, gdy dzieci wyjeżdżają na wakacje. Taką wolnością właśnie teraz się sycę, pożytkując ją na boganieznające (sam to słowo wymyśliłem) harce. Reszta interesuje mnie w tej chwili mniej.
Ha, ha, naprawdę dobre. Że też tuzy polskiej felietonistyki jeszcze nie wpadły na ten zabieg formalny. Wy o wolności? A ja wam powiem, że najmilej w łóżku wolność praktykuję. Wam brakuje pracy? Ha, ha, a ja leżę w łóżeczku. Nie sam, nie sam... Was nie chcą przyjąć do szpitala? Ha, ha, Może najlepszym lekarstwem jest przytulić się poharcować z kimś?
Tak, zabieg formalny publicysty Franczaka można powielać bez końca. Polecamy go zwłaszcza uwadze redaktora Machały, który w tej branży też robi.
Potem kolega Franczak formułuje przełomową tezę, że o wszystkim decyduje rynek. Co jest niestety, nieprawdziwym i wstrętnym zarzutem w stosunku do ministra skarbu Aleksandra Grada, który ciężko się napracował by pewna transakcja została i politycznie i biznesowo "spięta":
Przytomności umysłu mi starcza, by w sprzedaży Rzeczpospolitej Hajdarowiczowi miast zagrożeń dostrzec coś zupełnie innego. Wolny rynek mianowicie.
Toż rynek mediów to basen z rekinami, większe żrą mniejsze, i tyle, jak to w kapitalizmie, no bo nie w przyrodzie przecież. W przyrodzie - ucz się młodzieży, bo potem na maturze są problemy - rekiny jedzą płotki i turystów w Egipcie, ale tych ostatnich to tylko od czasu do czasu. No więc ten Hajdarowicz chce robić tu u nas za dużego rekina. Kto by nie chciał.
Hm... A czy ktoś aby ostatnio nie robił zakupów także w mediach wspólnych, publicznych? I czy w Rosji aby także nie rynek decyduje? Och, nie dopytujmy kolegi Franczaka. On w łóżeczku teraz harcuje. I popiskuje. A inni drżą. Według Franczaka oczywiście:
Strach blady w każdym razie padł na dziennikarzy o prawicowej orientacji, bo przecież Hajdarowicz musi być lewackim siepaczem z niecnymi zamiarami, skoro "Przekrój" utrzymuje, a w tym "Przekroju" niejakiego Raczkowskiego, tego od flag w kupach, w imię ojca i syna. Ja akurat temu się nie dziwię, sam bym chętnie jakiegoś geniusza utrzymywał, gdybym miał pieniądze.
No ale inni zadrżeli, że krakowski biznesmen wyskubie bez znieczulenia z Rzeczpospolitej wszystkie prawicowe pióra i zrobi sobie z nich dla żartu na przykład pióropusz. A ja tak przeczuwam, że nie wyskubie, a przynajmniej nie od razu. Dopóki da się zarabiać na skręcie w prawo, a teraz da się, dopóty bal będzie trwał. Biznes nie jest zainteresowany ideami, tylko tym, czy da się je podłączyć do dojarek.
Ja bym więc nieco zbastował z wynurzeniami o zagrożonej wolności mediów, bo to jest megabujda na megaresorach.
A teraz poważnie. Ten tekścik to znak czasu. Młody chłopak, a scyniczniały do bólu. Ambitny, ale bez żadnej wiedzy o tym jak działają dojrzałe demokracje, co to jest gra sił społecznych i w jak wielu miejscach mamy dziś polityczną interwencję. I że rynek mediów należy do tych najbardziej politycznie kontrolowanych, choćby przez koncesje radiowo-telewizyjne, które dostali sami swoi. To elementarna dosłownie wiedza socjologiczna o której on najwyraźniej nigdy nie słyszał!
Aha, doniesiono nam, że kolega Franczak już nie harcuje w łóżku. Teraz chodzi o Krakowie z lizakiem w buzi i flagą w ręce. Pochyla się i czegoś szuka.
wu-ka
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/115788-publicysta-franczak-wchodzi-na-salony-i-rzuca-dziwne-tezy-ten-tekscik-to-znak-czasu-mlody-a-scynicznialy-do-bolu