wPolityce.pl: Czy zdaniem pani profesor po wyborach wyjdzie ktoś z ekipy rządzącej i powie: kochani, sytuacja jest jednak dużo gorsza niż mówiliśmy. Czy rząd ukrywa pod kocem jakieś ważne informacje gospodarcze?
Profesor Zyta Gilowska: Ba! W statystykach jest spory bałagan, po części celowy. Rząd już skorzystał z podwyżek podatków (VAT i akcyzy) oraz z amortyzatora w postaci części składek do OFE. Teraz rząd korzysta z inflacji, a to jest haracz okrutny dla poddanych i wygodny dla rządzących.
Co potem? Może rząd kombinuje, by po wyborach sięgnąć do zasobu zgromadzonego w OFE? Bo na razie ten zasób jest nietknięty, a zmniejszył się tylko strumień comiesięcznych składek. Jakoś dziwnie słabo protestowali przeciw temu przedstawiciele PTE, bo przecież samych „ubezpieczonych" nikt nie pytał. A jest ich ponad 15 mln dorosłych osób.
Innymi słowy rząd może przejąć rząd w całości? Wariant węgierski?
Obawiam się, że może, chociaż kontekst takiej operacji byłby jednak inny, niż na Węgrzech, gdzie jest to część potężnego pakietu zmian ustrojowych. Ale naszą obecną ekipę stać na dowolne ryzyko. Pokusa jest duża bo tam jest jednak grubo ponad 200 miliardów złotych. W części to są tylko pokwitowania, czyli obligacje Skarbu Państwa, ale w części nie – są tam też prawdziwe pieniądze.
Premier Donald Tusk mówił ostatnio, przypisując to sobie jako sukces, że Polacy dzięki niemu bezpiecznie przechodzą przez kryzys. Ma rację?
Nawet tego nie skomentuję, szkoda słów. Przecież przyczyny przetrwania gospodarki polskiej przez pierwsze uderzenia kryzysu są już solidnie przebadane i nie mają nic wspólnego ze zdolnością pojedynczych osób do składania rozmaitych deklaracji.
Wzrost konsumpcji wskutek obniżenia składki rentowej przez rząd w którym była Pani wicepremierem i ministrem finansów?
Też. Ale szło nie tylko o uprzednie zasilenie popytu wewnętrznego obniżkami w systemie danin publicznych, lecz także o możliwość amortyzowania szoków zmianami kursu, do czego trzeba mieć własną walutę. Dość ważne okazały się również słabiej niż w innych krajach europejskich rozwinięte relacje gospodarcze ze światem zewnętrznym.
Dobrze też pamiętać o naszym systemie bankowym, nie tyle ekstra zdrowym, ile po prostu nieco zacofanym, co sprawiło, że niektóre wynalazki tzw. inżynierii finansowej, nie zdążyły się w Polsce niebezpiecznie upowszechnić. No i jeszcze jeden czynnik, istotny: Polacy, jak to się mówi, nie pękają. Niespecjalnie przejęli się kryzysem. Z tych oto powodów pierwsze objawy kryzysu przeszliśmy nieźle.
Bez zasług rządu?
Niedobrze, że Polacy aż tak bardzo zignorowali kryzys, hardość jest pożyteczna, ale nie zastąpi tzw. pomyślunku. Tutaj rząd ma sporo za uszami, ponieważ wytrwale poprawiał obywatelom samopoczucie intensywnie dosypując pieniędzy.
Sfinansował jeden z najkosztowniejszych programów stymulacyjnych w Europie. Rząd nie mógł – jak np. USA – dodrukować pieniędzy, bo polskie złote nie mają takiej marki jak dolar i nie stoi za nimi imperium z najpotężniejszą gospodarką świata. Więc rząd po prostu kosztownie się zapożyczał, co wybrzuszyło górę naszych długów oraz powiększyło deficyty w całych finansach publicznych.
Ten kryzys się kiedyś skończy?
Nieprędko. Chyba, że nastąpią duże zmiany – począwszy od architektury światowych finansów, a skończywszy na żelaznym odseparowaniu bankowości klasycznej (depozytowo-kredytowej) od bankowości inwestycyjnej. Inaczej większą część puli przejmą nowi gracze. Na razie kryzys trwa.
Nastąpiło przemieszczenie zobowiązań sektora finansowego do sektora publicznego w ramach świeżo sformułowanej zasady „prywatyzacja zysków, nacjonalizacja strat" i wszyscy czekają, kiedy owe zobowiązania powędrują dalej. A także – gdzie się przemieszczą... Dlatego próby okiełznania kryzysu zadłużeniowego Grecji są ważne. Nie wiadomo, czy proponowane Grecji instrumentarium zostanie przezeń przyjęte i czy przyniesie dobre skutki, osobiście mam wątpliwości.
Dobrze iż Donald Tusk zadeklarował miliard złotych pomocy?
Była to deklaracja absurdalna i zbędna. Na szczęście Wielka Brytania i Czechy wybawiły nas z kłopotu, stawiając zdecydowane weto.
Czyli generalnie, poza takimi troskami jak kurs franka, powinniśmy być spokojni?
Nie. Powinniśmy być bardzo, ale to bardzo uważni, ponieważ nasze władze poczynają sobie lekkomyślnie. Pewnie wielu się to podoba, podobnie jak podobało się Grekom. Ale cudów nie ma, za to trzeba będzie zapłacić. Tak jak już płaci, niestety, 700 tysięcy rodzin spłacających kredyty we frankach. Mamy takie niby prosperity na kredyt, bardzo niebezpieczna sytuacja. Rachunki za tę beztroskę przyjdą. Tego możemy być pewni.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/115595-nasz-wywiad-profesor-zyta-gilowska-rachunki-za-te-beztroske-przyjda-nasze-wladze-poczynaja-sobie-lekkomyslnie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.