Jarosław Kaczyński o rozpoczynającej się polskiej prezydencji i Unii Europejskiej. "nic nadzwyczajnego nas nie spotyka"

PAP
PAP

Jarosław Kaczyński o rozpoczynającej się polskiej prezydencji i Unii Europejskiej

Prezydencja jest rotacyjna i nic nadzwyczajnego nas nie spotyka. Pozycję międzynarodową wypracowuje się w inny sposób - mówi Prezes PiS Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla Rebelya.pl i Klubu Jagiellońskiego.

Rebelya.pl: 1 lipca 2011 roku Polska obejmie przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej. Czy będzie to miało jakiekolwiek znaczenie dla umocnienia międzynarodowej pozycji naszego państwa?

Jarosław Kaczyński: Przede wszystkim musimy sobie uświadomić, że prezydencja jest rotacyjna i nic nadzwyczajnego nas nie spotyka. Tak się złożyło, że w tym półroczu, począwszy od lipca, tę funkcję, po wielu innych krajach, będzie sprawowała Polska. Przed nami na czele Unii stały także inne kraje, które nie tak dawno zostały przyjęte do Unii Europejskiej, jak choćby Czechy. Na dodatek w sytuacji „polizbońskiej" to przewodnictwo jest słabsze niż było przedtem. Dlatego mówienie w tym kontekście o wzmocnieniu naszej pozycji jest w tej sytuacji trochę przesadne. Mamy w naszym dyskursie politycznym taką tendencję, żeby przypisywać znaczenie różnym wydarzeniom w zasadzie rutynowym, albo nie tak ważnym. Pozycję międzynarodową wypracowuje się w inny sposób. Prezydencja może być albo dobra albo zła, nieudana albo udana, różne prezydencje mieliśmy w historii. I tutaj na pewno jest pole do popisu.

Rebelya.pl: Wobec tego, czy Polska ma odpowiednią pozycję, by nadać prezydencji jakiś własny ton, czy po prostu będzie reagowała na bieżące wydarzenia?

J.K.: W moim przekonaniu, obiektywnie Polska takie możliwości ma, bo należy do sześciu większych państw Unii Europejskiej. Na przykład Rumunia jest już prawie dwa razy mniejsza jeśli chodzi o liczbę ludności. Nie mamy może jakiegoś imponującego PKB, ale nie jest też ono na tyle niskie, by nie budować jakiejś siły wokół niego. Ale to jest też kwestia woli, czyli sposobu uprawiania polityki. Płynąć z głównym nurtem, w zasadzie podporządkowując się silniejszym, czyli w naszej sytuacji geopolitycznej Niemcom i Francji, nie jesteśmy w stanie znacząco zarysować naszej pozycji. Ktoś, kto wchodzi do jakiegoś klubu, a takim jest Unia Europejska, później niż inni, musi sobie pozycję zdobyć i zawsze jest to proces związany z rywalizacją. W innym przypadku takiej pozycji się zdobyć nie da.

Rebelya.pl: Czy nie jest tak, że kraj sprawujący prezydencję powinien być bardziej moderatorem dyskusji i dbać o interesy wspólnotowe, a nie narodowe. Czy według Pana kraje wcześniej sprawujące tę funkcję forsowały własne interesy czy dbały o „interesy europejskie"?

J.K.: Takim mega-przykładem są Niemcy i Traktat lizboński. Zdecydowanie traktat był traktowany jako korzystny dla Niemiec, umacniający ich pozycję oraz interesy. To najdalej idący przykład. Inne państwa również stawiały sprawy związane ze swoim regionem, na przykład regionem śródziemnomorskim. My mieliśmy szansę postawić sprawę, która łączyłaby nas z tym wszystkim, co dzieje się w rejonie naddunajskim, bo tam się wiele dzieje. Polska jest z boku tych wydarzeń, a w gruncie rzeczy jesteśmy bardzo blisko. Nie zrobiliśmy nic, żeby spiąć nasze sprawy z tym, co dzieje się w regionie karpackim. W moim przekonaniu jest to wielki błąd.

za:  Klub Jagielloński

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych