Wykluczenie 2.0
Tradycja wykluczania konkretnych osób oraz całych grup społecznych z dyskursu publicznego oraz ich marginalizacji w życiu państwa ma w Polsce długą tradycję. Od samego początku w III RP dominujące ośrodki medialne i polityczne lekceważąco podchodzą do ludzi kontestujących powstanie tzw. wolnej i demokratycznej Polski, wspierających niepopularne partie polityczne i niemodne zjawiska. Przez ostatnie 20 lat zmieniały się tylko czynniki, na podstawie których określano, kogo wykluczać. Byli to po kolej krytycy rozmów Okrągłego Stołu, zwolennicy lustracji, wyborcy AWS, krytycy Kwaśniewskiego, wyborcy Samoobrony i LPR, mieszkańcy wsi, wyborcy PiS i zwolennicy ich rządów oraz osoby domagające się rzetelnego śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej. Podmioty, które zdominowały polską debatę, stale podchodzą wrogo do tych, którzy otwarcie mówią o swoim patriotyzmie oraz wierze, do tych, którzy przywiązani są do jakichkolwiek tradycyjnych wartości.
Stan taki trwa nie od dziś, więc istnienie mechanizmów wykluczenia również obecnie nie dziwi. Jednak dziś coraz wyraźniej widać, że mechanizm ten powoli ewoluuje. W ramach walki z PiSem politycy starają się przełożyć ten mechanizm na język prawa. Ma w tym pomóc m.in. ustawa zakazująca mowy nienawiści, którą kilka tygodni temu SLD złożyło w Sejmie. Sojusz chce, by kary za przemoc słowną rozciągnąć na kwestie wypowiedzi dotyczących orientacji seksualnej. W krajach, w których obowiązują takie przepisy, są one wykorzystywane do walki z tzw. homofobią, czyli każdą wypowiedzią krytykującą homoseksualizm oraz wpływ tej dewiacji na społeczeństwo. I prawdopodobnie w Polsce również przepisy te byłyby wykorzystywane do walki politycznej z przeciwnikami różowego totalitaryzmu. Świadczyć o tym mogą okoliczności, towarzyszące złożeniu ustawy SLD. Politycy tej partii otwarcie mówili bowiem, że powinna ona doprowadzić do delegalizacji PiS. Wygląda więc na to, że za pomocą ustawy Sojusz chce doprowadzić do zniszczenia dzisiejszej opozycji.
Inicjatywa ta jest tylko jednym z przykładów budowy prawa w ramach z góry ustalonego planu wykluczenia pewnych grup i ludzi. Innym jest projekt ustawy autorstwa Jana Filipa Libickiego, który postanowił walczyć z Radiem Maryja. Napisał projekt ustawy, wymierzony w niepoprawne politycznie medium, z którym się nie zgadza. I dlatego postanowił doprowadzić do marginalizacji, albo zniszczenia tego medium albo wtłoczyć w nakazane przez posłów ramy działalności. Atak na Radio Maryja jest atakiem na ludzi, którzy w tym radiu widzą swoje medium i odnajdują swój punkt widzenia na świat. Niszczenie Radia toruńskiego jest więc próbą marginalizacji i wykluczenia ogromnej grupy społecznej, która bez tego Radia straci możliwość kontaktowania się z mediami przez siebie popieranymi.
Kampania prawnego wykluczenia grup społecznych rozpoczęła się kilka miesięcy temu, ale dopiero dziś nabiera tempa. Przykładem może być publicystyka Ryszarda Kalisza nazywana projektem raportu końcowego komisji śledczej badającej śmierć Barbary Blidy. W oparciu o tezy medialne poseł SLD postuluje w nim postawienie przed Trybunałem Stanu Jarosława Kaczyńskiego oraz Zbogniewa Ziobro. Postulaty Kalisza to zupełna kompromitacja tego polityka, ale również próba ośmieszenia PiSu. Kaczyński jest dziś liderem partii, Ziobro od lat wymieniany jest jako najważniejszy pretendent do objęcia szefostwa partii w przyszłości. Postawienie tych ludzi przed Trybunałem będzie odebrane przed społeczeństwo jako kompromitacja tej formacji. To będzie ogromny cios dla wiarygodności partii i jej zdolności do przyciągnięcia nowych zwolenników. Co gorsze jednak, projekt raportu Kalisza w sposób ukryty jest również próbą delegalizacji PiSu. We fragmencie dokumentu, którym nie zainteresowały się szerzej media, Kalisz pisze, że program polityczny PiS przed wyborami parlamentarnymi w 2005 r. i następnie jego realizacja po utworzeniu rządu "tworzyły warunki do nieposzanowania godności wielu ludzi poprzez przyjmowany dogmat ich winy lub szkodliwego postępowania całych grup politycznych, społecznych, zawodowych lub środowiskowych". A to zdaniem Kalisza sprzeczne z konstytucją. Jednym z punktów oskarżenia polityków PiS przed TS będzie więc oskarżenie tej partii o niekonstytucyjność. Najważniejszym punktem raportu Kalisza wydaje się być właśnie ukryty wniosek o stwierdzenie niekonstytucyjności programu partii politycznej. Skierowanie sprawy Blidy do Trybunału może więc skończyć się de facto delegalizacją Prawa i Sprawiedliwości. Sprawa projektu raportu z prac komisji śledczej jest bardzo ważna i trzeba ją obserwować. Jeśli bowiem posłowie zaczną realizować wniosek o postawienie Ziobry i Kaczyńskiego przed Trybunałem, oznacza to, że PiS może stać się nielegalny.
Twarda próba wykluczenia PiSu z politycznej gry może się nie udać. Wnioski Kalisza są tak absurdalne, że pewnie liderzy PiSu nie muszą się obawiać sprawy przed TS. Jednak nie oznacza to, że marginalizacja i stygmatyzowanie polityków tej partii zostało zarzucone. Po nową broń w tej walce sięgnął sąd w Warszawie. Być może nie uda się delegalizacja PiSu, to może uda się zrobić z Kaczyńskiego wariata – wygląda na to, że tak pomyślał „wajchowy". I stało się, polski sąd postanowił sięgnąć po narzędzia walki z opozycją rodem ze świata totalitarnego. Skierował Jarosława Kaczyńskiego na badania psychiatryczne. Ta sprawa to nie tylko hucpa polityczna, to nie żenujący skandal. To realne zagrożenie dla polskiej demokracji. Sąd nie wiadomo na jakich podstawach uznał, że lider opozycji może nie być w stanie odpowiadać za swoje słowa i czyny. To nic innego jak sądowa próba dyskredytacji opozycji. Opozycji, której istnienie jest niezbędne do funkcjonowania demokracji. Mówiąc językiem potocznym, sąd swoją decyzją powiedział społeczeństwu, że Kaczyński może być niepoczytalny. Już sama decyzja o wydaniu opinii psychiatrycznej Kaczyńskiego jest podważeniem jego zdolności życia w polityce. Bowiem to jasny sygnał dla opinii publicznej, że z Kaczyńskim jest coś nie tak. Przekaz ten wzmocni już choćby wydanie niejednoznacznej opinii w tej sprawie (nie mówiąc już o wydaniu negatywnej). Rzucenie cienia podejrzenia, że z liderem PiS jest coś nie tak, będzie de facto sądowym wykluczeniem go z życia politycznego.
Z polską demokracją nigdy nie było tak źle. Media, jako system kontroli władzy, nie istnieją, opozycja (również mentalna) wobec głównego nurtu jest niszczona, zastraszana i poniżana, a środowiska dominujące coraz częściej próbują marginalizację społeczno-medialną przenieść na grunt prawny i sądowy. Gdy w 2010 roku przed Pałacem Prezydenckim obserwować można było walkę z ludźmi modlącymi się pod krzyżem, wiele osób mówiło: tam rodzi się faszyzm. I dziś coraz ciężej nie alarmować i nie krzyczeć: w Polsce rodzi się faszyzm! Bowiem faszyzm to ustrój, w którym wykluczenie, poniżenie, niszczenie całych grup społecznych jest prowadzone w oparciu o system prawny. W Polsce od dawna widoczne jest wykluczenie, poniżenie i niszczenie całych grup społecznych. Obecnie trwają próby wmontowania tych mechanizmów w system prawa. Demokracja, która w Polsce od początku była pewną fikcją, lada chwila może się nam wymknąć z rąk...
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/115217-wykluczenie-20
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.