Palikot ryzykuje procesem. Kosztownym. Jeśli sądy będą konsekwentne, były poseł zapłaci co najmniej 100 tysięcy zł

Janusz Palikot walcząc o poparcie chwyta się, czego tylko może. Obsceniczne kreskówki nie przysparzają mu wielbicieli, ale pomocną dłoń wyciąga nieoceniona Monika Olejnik, regularnie zapraszając przyjaciela (może już byłego?) prezydenta do swoich audycji.

Od września, czyli po powrocie z urlopu, nadredaktorka zapraszała Palikota do „Kropki nad i" osiem razy, czyli prawie raz w miesiącu (jego wizyt w radiu Zet już nam się nie chce liczyć). To niezła częstotliwość jak na marginalnego polityka, będącego od pewnego czasu poza parlamentem, posiadającego poparcie poniżej błędu statystycznego.

Były parlamentarzysta nie byłby sobą, gdyby tradycyjnie nie prowokował, ubliżał, przekraczał granice. Tym razem jednak powiedział coś, co może go sporo kosztować.

Mam nadzieję, że przez tych dwóch panów, Kaczyńskiego i Ziobrę, już żaden człowiek w Polsce nie będzie zabity.

Była to oczywiście parafraza słynnych słów Zbigniewa Ziobry o kardiochirurgu Mirosławie G. „już nikt nigdy przez tego Pana życia pozbawiony nie będzie".

Wykonanie wyroku sądu kosztowało europosła 30 tys. złotych zadośćuczynienia dla doktora G. i kilkaset tys. kosztów ogłoszeń zamieszczonych w trzech telewizjach.

Zakładając, że sądy w Polsce są konsekwentne i podobnie wyrokują w analogicznych sprawach, Palikota czeka wyłożenie co najmniej 100 tys. zł. Pod warunkiem, że obaj politycy PiS wytoczą mu cywilne procesy.

To nie koniec. Za niewyparzony język Palikota może też pozwać Joanna Kluzik-Rostkowska. A dokładnie za te słowa:

Jak pani by nazwała zachowanie Joanny Kluzik-Rostkowskiej? Transfer? Pani uważa, że określenie „transfer" jest właściwe? To było ku***stwo.

Palikot zapowiedział, że te słowa powtórzy. Żałosne.

znp, tvn24.pl