Prof. Zdzisław Krasnodębski: "Państwa narodowe i narody istnieją. Wszędzie dbają o swoją spoistość i swoje interesy"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
www.ngopole.pl
www.ngopole.pl

Wydarzenia związane z 20-ą rocznicą podpisania polsko-niemieckiego traktatu komentuje na łamach "Rzeczpospolitej" pracujący również w Niemczech prof. Zdzisław Krasnodębski. Socjolog w ironiczny sposób ocenia fakt, że w rocznicowej uchwale Bundestagu znalazło się określenie "mniejszość polska":

Alleluja! Alleluja! – chciałoby się zakrzyknąć. Wreszcie, po 20 latach pojednania, a może i po 50, jeśli liczyć od układu Brandt – Gomułka, Republika Federalna Niemiec, a mówiąc ściślej jej parlament, zdołała wydobyć z siebie oświadczenie, że mniejszość polska istniała. Powód do tak śmiałego kroku zdradza niemiecka prasa: gdyby nie doszło do porozumienia, wykorzystałaby to opozycja (ta pisowska) w zbliżającej się kampanii wyborczej.

W sumie jest to więc - pisze socjolog - "sukces opozycji oraz paru wytrwałych działaczy polonijnych":

To znaczące zwycięstwo, bo przez wiele lat każdy – i to z obu stron – kto próbował pokazywać, że relacje polsko-niemieckie, choć dobre, a nawet bardzo dobre, zwłaszcza w porównaniu z przeszłością, nie są bezkonfliktową sielanką, spotykał się z gremialnym odporem także polskiej dyplomacji i polskich mediów.

Dzisiaj - zauważa prof. Krasnodębski - strona niemiecka oficjalnie przyznaje, że istnieje rażąca asymetria w traktowaniu Niemców w Polsce i Polaków w Niemczech. Ale to nie zamyka sprawy:

Natomiast Republika Federalna wciąż nie może się zdobyć na stwierdzenie, że polska mniejszość nadal istnieje. Tymczasem, socjologicznie rzecz biorąc, nie ulega wątpliwości, że tak jest. Rzecz polega tylko na uznaniu tego faktu prawnie, co miałoby daleko idące konsekwencje. Wysuwa się argument, że chodzi o imigrantów niemających nic wspólnego z dawną Polonią.

Socjolog pyta: skoro "nie ma już państw narodowych, panuje globalizacja i płynna nowoczesność i radosna różnorodność wielokulturowa – nie uznać prawnie także mniejszości powstałych w wyniku imigracji"?  Argument czasu osiedlenia nie powinien mieć znaczenia.

Socjolog stwierdza dalej - że rzeczywiście, Polonia w dawnym kształcie i w dawnej skali nie istnieje. Jak jednak wyjaśnia, jest to wynik:

(...) po pierwsze, represywnej polityki III Rzeszy, a po drugie, zaniedbań i nacisków w Republice Federalnej. Przyznanie praw potomkom dawnej Polonii byłoby więc aktem sprawiedliwości, oznaczałoby odcięcie się od nazistowskiej przeszłości, w tym jej wypartym ze świadomości i sumienia aspekcie. Uświadamiałoby Niemcom zapominany wymiar ich historii i ich wieloetniczne pochodzenie. Fakt zaś, że chodzi o mniejszość historyczną, pozwalałby odrzucać ewentualne roszczenia grup imigrantów. Tak naprawdę chodzi więc tylko o wolę polityczną.

I teraz najciekawsze pytanie: dlaczego brakuje woli politycznej? "Skąd bierze się ów opór, mimo deklaracji przyjaźni i dobrosąsiedztwa?":

Stąd, że przesłanka mojego rozumowania, zaczerpnięta z modnych teorii, wbijanych do głowy studentom nauk społecznych na uniwersytetach w całej Europie, jest fałszywa. Państwa narodowe i narody istnieją. Nigdzie państwa nie są zupełnie neutralne kulturowo i wszędzie dbają o swoją spoistość i swoje interesy. W Niemczech ta dbałość jest daleko posunięta. Tutaj nie ma odpowiedników polskich mediów, które gotowe są przełknąć każdy argument podsunięty przez drugą stronę. Nie ma polityków i dyplomatów, którym suwerenność kraju i los rodaków są tak dalece obojętne.

Tak więc niechęć do uznania mniejszości polskiej jest wyrazem silnej świadomości narodowej Niemców, "czy wręcz nacjonalizmu, który mimo całego liberalizmu, praworządności i europejskości Republiki Federalnej istnieje i trwa". Znajdziemy go również - dodaje socjolog – również we Francji czy w Wielkiej Brytanii.

W Niemczech występuje on w elitach w bardziej kolektywistyczno-etnicznej formie niż w krajach Europy Zachodniej, a narodowo-konserwatywne postawy znajdziemy we wszystkich partiach w Niemczech, łącznie z Lewicą. Widać go także w episkopacie niemieckim, który woli zamieniać kościoły na domy starców lub je burzyć, niż oddać polskiej mniejszości, która w niektórych regionach Niemiec stanowi większość katolików, a nie ma swoich miejsc do modlitwy, katechezy czy działalności parafialnej.

Zdaniem prof. Krasnodębskiego, "w epoce otwartych granic rekonstytucja silnej mniejszości polskiej w Niemczech wydaje się jednak nieuchronna".

Dzisiaj jednostki bardziej rzutkie i zdolniejsze przenoszą się z dawnego NRD do zachodnich landów. Na ich miejsce będą się osiedlać Polacy. Nie jest to tym razem powódź "Slawenflut", raczej strumyk –"Polenbach", ale kto wie, może w perspektywie kilkudziesięciu lat znowu będziemy mogli mówić o zwartym obszarze zasiedlenia Polaków w Niemczech, tym razem na zachodnim brzegu Odry lub w niektórych dzielnicach w Berlinie, który stanie się dla odrodzonej Polonii tym, czym kiedyś było dla Polaków Bochum.

Sil

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych