Warzecha dla wPolityce.pl: "Język przemówienia premiera był jak mieszanina Mniszkówny i Wiesława Gomułki"

"Stopień oderwania od rzeczywistości pozostał więc podobny jak w PRL". Fot. wPolityce.pl
"Stopień oderwania od rzeczywistości pozostał więc podobny jak w PRL". Fot. wPolityce.pl

Konwencje dużych partii mają w sobie zwykle wiele z operetki – to trzeba przyjąć i zaakceptować. W końcu chodzi o to, aby tchnąć ducha w działaczy, zwłaszcza przed wyborami. I to się, być może, Platformie i jej liderom udało.

Być może, bo mogła być jednak wśród widowni Ergo Areny jakaś liczba członków PO, którym gdzieś w tyle głowy kołatała się myśl o kosmicznej wręcz rozbieżności pomiędzy wynurzeniami Donalda Tuska a rzeczywistością. Jak bowiem wiadomo, propaganda sukcesu staje się mało skuteczna, gdy jest zbyt nachalna. Plakaty o wspaniałej kondycji socjalistycznej ojczyzny były w Peerelu konfrontowane z rzeczywistością pustych półek, arogancji władzy i zamordyzmu i dlatego u zdecydowanej większości wywoływały jedynie uśmiech politowania. Dziś sytuacja jest oczywiście o wiele korzystniejsza, ale też przechwałki premiera są na o wiele wyższym poziomie niż zgrzebne hasła speców wydziału propagandy PZPR. Stopień oderwania od rzeczywistości pozostał więc podobny.

Drugi powód, który mógł wywołać nawet u niektórych działaczy PO wrażenie pewnego dysonansu, to poziom szmiry. Tu macherzy premiera od piaru widocznie postanowili się nie hamować. Język jego przemówienia był jak mieszanina Mniszkówny i Wiesława Gomułki. Ale też premier starał się w nim przemycić leitmotiv kampanii PO, który zasygnalizował już kilka dni temu w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej" minister Sikorski: ci, którzy na nas zagłosują, to optymiści bez kompleksów. Ci, którzy zagłosują na naszych rywali, to zakompleksione ponuraki.

Gdyby to stwierdzenie rozebrać na czynniki pierwsze, nie miałoby ono oczywiście sensu. Poza tym bowiem, że jest nieprawdziwe, to jest jeszcze sprzeczne z logiką. Można by także zapytać: co ma optymizm lub pesymizm do racjonalnego wyboru politycznego? Nic. Ale, naturalnie, nie o to w tym motywie chodzi. Rzecz w tym, aby zastosować tę samą metodę masowania ego części obywateli, która przez długi czas przynosiła skutek. Słowem – przekonać ich, że przez fakt popierania Platformy staną się bardziej europejscy, otwarci i właśnie optymistyczni.

Bardzo ciekawy jest także poruszony przez pana premiera wątek nieklękania lub niekłaniania się przed tym lub tamtym. Oczywiście lista tych, przed którymi Platforma nie zamierza klękać jest ściśle limitowana. Znajduje się na niej „ksiądz" (jakiś mityczny klecha, jak należy rozumieć) lub związkowcy, ale już nie inne państwa lub Tatiana Anodina. Zresztą zapowiedź nieklękania przed księdzem to ważny rys nadchodzącej kampanii. Próba zdefiniowana siebie przez PO jako partii wyraźnie laickiej, nawet lekko wrogiej Kościołowi, to pewna nowość. Ale dobrze komponuje się z przygarnięciem Bartosza Arłukowicza czy Dariusza Rosatiego, a w dodatku ogranicza pole oddziaływania lewicy.

Przemówienie Tuska nie zawierało oczywiście żadnych konkretów, ale też trudno, aby się one w nim znalazły. I to nie dlatego, że na konwencjach konkretami zwykle się przywódcy nie posługują. Owszem, posługują się, jeśli jakimiś mogą się pochwalić. Tusk ich nie ma, chyba że po raz 387. miałby mówić o orlikach (co jednak mogłoby wywołać poczucie śmieszności wśród nawet wiernych członków Platformy, zwłaszcza w kontekście niedoróby na budowie Stadionu Narodowego). W czasie, gdy szykuje się coraz wyraźniejsza klęska projektów infrastrukturalnych, związanych z Eruo 2012, czymże się chwalić?

W kontekście oderwanej od rzeczywistości konwencji PO, dwa drobne fakty były znamienne. Oto w piątek Radosław Sikorski nadaje na Twitterze, że leci helikopterem do Wrocławia, a z góry pięknie wyglądają rozkopane drogi. Trzeba faktycznie bujać w obłokach, żeby nie pomyśleć, jak taka wielkopańska pycha może być odebrana przez dziesiątki tysięcy kierowców, tkwiących z powodu fatalnie zorganizowanych remontów i przebudów w korkach. Z kolei działacze PO z południa zabrali się do Gdańska na konwencję PO czyściutkim, specjalnie dla nich podstawionym składem. Władza, jak widać, może więcej, a co ważniejsze – ma głębokie poczucie, że może więcej. Pasażerowie będą się gnieść w typowym dla PKP syfie, podczas gdy politycy PO nie zagniotą nawet rąbka krawata. Cóż, w państwie Platformy są równi i równiejsi.

Skoro zaś o tym mowa, był jeszcze jeden niepokojący akcent w przemówieniu Tuska: próba marginalizacji i wypchnięcia na margines wszystkich tych, którym z PO nie po drodze (naród to ci, którzy zlecają nam robotę, czyli nasi wyborcy; co z wyborcami innych partii – nie wiadomo). To rzecz jasna żadna nowość – w praktyce Platforma robi to od kilku lat. Niepokojące jest, że w tak wyraźny sposób staje się to również oficjalną linią tego ugrupowania.

No i wreszcie akcent poboczny, ale budzący dużo emocji: pojawienie się na konwencji Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Tylko czy warto poświęcać jej miejsce? Każdy jest kowalem swojego politycznego losu. Jeśli Kluzik-Rostkowska uważa, że pozostaje wiarygodna po wykonanych przez siebie meandrach, zaś lider PO sądzi, że zyskuje na dawaniu miejsca takim osobom – ich sprawa.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych