Gdzie Skolimowski ma rozum. "Artysta ma brać pod uwagę polską rację stanu a nie tylko swe wizje"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP
PAP

„Essential Killing" dostał Złote Lwy na festiwalu w Gdyni. Kiedy zobaczyłem ten film Jerzego Skolimowskiego, wprawił mnie w zdumienie beztroską wobec faktów. Jak to „beztroską" - wzburzysz się - skoro najwyraźniej troszczy się o ściganego więźnia? Ale ja mówię o faktach, nie uczuciach, a fakty są takie:

CIA przesłuchiwało torturując w Polsce islamskiego terrorystę. Reżyser mówi, że to było kilkanaście kilometrów od jego domu na Mazurach, więc postanowił o tym coś nakręcić. Na ekranie widzimy Afgańczyka, który zabił Amerykanów w Afganistanie i został przewieziony do Polski. Ucieka prześladowcom przez zimowy krajobraz wchodząc w różne milczące kontakty z tubylcami, ścigany przez żołnierzy. Ludność mówi po polsku, żołnierze po angielsku. Film jest o samotności uciekiniera, współczuciu dla niego i ucieczce donikąd.

Jednak rzeczywistość jest mocno inna. Jak podała 6 października TV BBC World, w Szymanach CIA przesłuchiwała w 2003 roku głównego stratega zamachów 9/11 2001, złapanego w Pakistanie. Przeszedł on w Polsce między innymi 183 przyduszania pod wodą, waterboarding. Popełnił zbrodnię, która ma się nijak do czynu bohatera filmu. Zabicie kilku żołnierzy wojsk okupacyjnych we własnym kraju, to nie jest zbrodnia, lecz samoobrona. Natomiast islamskie zamachy w USA pochłonęły ponad trzy tysiące ofiar śmiertelnych oraz wywołały straty setek miliardów dolarów wskutek załamania giełdy i transportu lotniczego.

Jeśli do kogoś nie przemawiają pieniądze, niech przemówi współczucie dla ludzi skaczących z okien z najwyższych pięter World Trade Center. Wybrali śmierć od uderzenia o ziemię niżeli śmierć w płomieniach. O czym myśleli przez te kilkadziesiąt sekund lotu w dół – czy ujrzeli skrót swego życia? Pomyśl, że to ty lecisz widząc, jak ziemia się przybliża, kiedy w myślach żegnasz świat i wyjesz ze strachu jak zwierzę. A pasażerowie samolotów, które uderzyły w oba wieżowce stając w ogniu? Są nagrania ich pożegnalnych rozmów z rodzinami. Czy to nie temat na współczujący film?

Skolimowski kontrapunktuje surowy pejzaż polskiej zimy sielskimi obrazami Afganistanu, które wspomina osaczony uciekinier. Cudnie. Jednak mogę sobie wyobrazić, jak torturowany Khalid Sheikh Mohammed sycił chęć odwetu na dręczących go oficerach CIA. Pocieszał się obrazami płonących wieżowców pełnych tysięcy ludzi i przerażeniem setek pasażerów wiedzących, że ich samoloty zostały użyte jako bomby. Waterboarding to nic w porównaniu do doznań tamtych, niewinnych ofiar. Nienawiść rodzi nienawiść. Czy to nie temat na prawdziwszy film?

Ale od czego jest wyobraźnia artysty. Niech Skolimowski sobie wyobrazi nie tylko te straty, które zaszły ale także te, których dało się uniknąć dzięki zeznaniom islamskich terrorystów i osób podejrzanych, a wydobyte przy pomocy tortur. Dzięki takim metodom w Ameryce nie doszło do powtórki zamachów. Jednym z narzędzi branych pod uwagę był brudny ładunek nuklearny. Przy torturach chodzi zresztą nie tylko o rozpoznanie planu terrorystów, lecz także odstraszanie. Trudno bronić się przed zamachowcami-samobójcami, którzy wierzą w życie i nagrodę za grobem. To nie strach przed śmiercią ich powstrzyma, ale wizja 183 przyduszeń wodą przez paru brutali z CIA, zamiast 77 dziewic do rozdziewiczenia w raju.

No i wreszcie pomyślmy, jak dzięki Skolimowskiemu w oczach świata wypadają polski prezydent i premier. Zgodzili się na torturowanie w Polsce obrońcy własnego kraju przed amerykańskim najazdem – Tak wynika z filmu. W rzeczywistości chodziło o stratega masowych mordów na Amerykanach dokonanych i dopiero planowanych. Ale reżysera rzeczywistość nie obchodzi. Chce tylko podzielić się swoją wizją skrzywdzonego uciekiniera z Południa w mroźnym, pokrytym śniegiem kraju Północy, bo to interesująco wygląda na ekranie i dowodzi postępowego antyamerykanizmu. To i nagroda w Wenecji mu wpadła a teraz znowu w Gdyni. Czy mamy cieszyć się tylko z ważnej nagrody dla Polaka, chwalić warsztat, czy również pomyślimy o potrzebie równowagi moralnej i politycznych kosztach uznania dla reżysera?

Brałem udział w dyskusji radiowej parę lat temu na temat kontrowersyjnego scenariusza filmu „Tajemnica Westerplatte", który deheroizował obrońców wyspy we wrześniu 1939. Moim adwersarzem była Joanna Kos-Krauze (współreżyserka „Placu Zbawiciela" z mężem Krzysztofem Krauze). Bardzo się zdziwiła, gdy powiedziałem, że artysta ma brać pod uwagę polską rację stanu a nie tylko swe wizje. A przecież jeśli spojrzymy wstecz na wielką sztukę, to właśnie to często wyrażała – rację stanu starożytnych Aten w rzeźbach Akropolu, rację stanu Florencji w dziełach Renesansu, czy wielka część kina amerykańskiego gloryfikująca armię i pierwsze miejsce USA w świecie. Wprawdzie Hollywood produkuje również filmy krytyczne, ale wtedy, gdy Ameryka na to zasługuje, a nie kiedy broni się przed atakiem, jak było w wypadku Polski na Westerplatte.

Artysta może mieć serce większe od rozumu, ale ktoś musi spytać - gdzie ten rozum?

PS. Pisałem o tym wcześniej tu na blogu, ale skoro zaryczały gdyńskie Złote Lwy, to ja znowu też.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych