O artystycznym debiucie Ewy Stankiewicz „Nie opuszczaj mnie" - Piotr Kaźmirski (Lancelot Media Distribution) w rozmowie z Izabellą Wierzbicką
Izabella Wierzbicka: Dystrybucja filmu Ewy Stankiewicz „Nie opuszczaj mnie" jest wyzwaniem? Poprzedni dystrybutor się wycofał.
Piotr Kaźmirski: Biorąc pod uwagę całą historie tego filmu, zdecydowanie tak, jest to wyzwanie dystrybucyjne. Mówimy o filmie który z wielu powodów merytorycznych i poza merytorycznych nie mógł znaleźć dystrybutora przez rok. Przez rok leżał troszeczkę bezczynnie, nie mógł trafić na ekrany kin, czyli tam gdzie powinien trafić dobry polski film.
I.W. :A dlaczego?
P. K. : To jest ciężkie, delikatne i trudne pytanie. Film miał swoje przygody dystrybucyjne, miał dystrybutora, który zrezygnował z dystrybucji tego filmu. Natomiast myślę, że największym problemem towarzyszącym dystrybucji jednak była otoczka powstała wokół osoby Ewy Stankiewicz, osoby, która była postrzegana, jest cały czas postrzegana przez różne media jako osoba niezmiernie kontrowersyjna, o bardzo ostrych, wyrazistych poglądach, niekoniecznie zgodnych z poglądami mainstreamu.
I.W. : Ale film chyba w zasadzie nie jest polityczny?
P.K. : Film absolutnie nie jest polityczny. Trzeba wziąć pod uwagę, że film – z tego nawet co Ewa Stankiewicz mówi w wywiadach –że jej praca intelektualna nad filmem trwała przez kilka lat. Film powstał znacznie wcześniej niż miała miejsce ta tragiczna katastrofa w Smoleńsku. Tak więc nie można powiedzieć, że jest to film z jakimkolwiek kontekstem politycznym. Należy na niego patrzeć absolutnie w pełnym oderwaniu od polityki. Jest to całkowicie artystyczna działalność Ewy Stankiewicz. Co ciekawe ten film może być dużą niespodzianką dla różnych środowisk. Może być niespodzianką dla środowisk, które postrzegają reżyserkę pozytywnie, jak również dla środowisk, które postrzegają Ewę Stankiewicz negatywnie. Może właśnie dlatego, że opowiada o czymś zupełnie innym. Reżyserce są przypisywane jakieś konkretne postawy, zachowania, natomiast film mówi o zupełnie innych rzeczach.
I.W.: A o czym mówi?
P.K.: Mówi o miłości, uczuciach, trudnych wyborach młodych ludzi, mówi o tym jak żyć i jak umierać, co jest w danym momencie życia istotne. Film mówi o miłości inaczej postrzeganej, nie miłości dwojga młodych ludzi, ale o miłości córki do matki, matko do córki, albo do mentora czy przyjaciela.
I.W.: Miłość, wybory, śmierć... Wydaje się, że jest to temat, który mógłby zainteresować każdego.
P.K.: Jest to temat który powinien zainteresować każdego. Nie ma chyba osoby, która nigdy nie kochała albo której nigdy nie odeszła, albo nie odejdzie bliska osoba. Mówi o rzeczach, które spotkają każdego, wcześniej czy później. Tak samo każdego spotka miłość, jak i każdego spotka ten smutny koniec.
I.W.: Mówiliśmy o wyzwaniu, jaki niesie ze sobą dystrybucja tego filmu. A skąd się wzięło określenie Pana jako „samobójcy"?
P.K.: Do samobójstwa potrzeba odwagi, to jest może mocne słowo, ale do dystrybucji też potrzeba odwagi. To nie jest kwestia podejścia czysto biznesowego. Największym wyzwaniem dla tego filmu jest dotarcie z przekazem do widzów. Po pierwsze takim, że jest to film, który absolutnie nie ma nic wspólnego z działalnością poza artystyczną twórcy. Tak jak już wspominałem, film mówi o czymś zupełnie innym.
I.W.: Odnoszę wrażenie, że więcej mówi się o Ewie Stankiewicz niż o samym filmie. Mam rację?
P.K.: Rzeczywiście więcej mówi się o reżyserce, jak już wcześniej wspominałem, ze względu na jej kontrowersyjną postać. Są tego plusy i minusy . To jest film, który powinni zobaczyć wszyscy. Zarówno ci, którzy lubią Ewę Stankiewicz, jak i ci którzy za nią nie przepadają. Chociażby dlatego żeby się przekonać na ile jej działalność polityczna czy społeczna odbiega od działalności artystycznej. Obdzierając otoczkę wokół reżyserki, jest to piękny film mówiący o trudnych rzeczach, film, który już dawno powinien znaleźć się na ekranach kin.
I.W.: Ale jednak została mu przypięta taka łatka związana z innym filmem Ewy Stankieiwcz „Solidarni 2010".
P.K.: Jak już mówiłem, jest przypisywana taka otoczka. Są przypisywane poglądy twórcy, co jest rzeczą niewłaściwą, rzeczą niewygodną, która mąci jej obraz, utrudnia odbiór filmu. Ten film należy oglądać absolutnie w oderwaniu od jakichkolwiek opinii na temat osoby Ewy Stankiewicz, nie ma on nic wspólnego z jej poglądami.
Ten film myślę bardziej by się spodobał czytelnikom „Gazety Wyborczej" niż czytelnikom „Gazety Polskiej" (śmiech).
Zdecydowanie jest to film przeznaczony dla ludzi, którzy lubią polskie kino. W tym filmie grają znakomici aktorzy. Gra Agnieszka Grochowska, w dużej mierze postrzegana przez pryzmat mniej lub bardziej ciekawych komedii romantycznych, gra Wojciech Zieliński, jeden z najwybitniejszych aktorów młodego pokolenia. Grają także aktorzy starszego pokolenia, Grażyna Barszczewska, Daniel Olbrychski.
I.W.: W jaki sposób zachęciłby Pan do obejrzenia „Nie opuszczaj mnie"?
P.K.: Najważniejsze jest to, żeby na film spojrzeć jako na film, odebrać jak każdy inny dobry polski film, który trafia na ekrany kin, bez przesłanek politycznych. Mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że jest to bardzo dobry film. I mogę prosić widzów, także Czytelników portalu wPolityce.pl do uczęszczania do kin. Kino to jest nie tylko rozrywką, ale też sztuką, która powinna prowadzić do pobudzenia tych uczuć, o których nie zdajemy sobie nawet sprawy, że je mamy, powinno pobudzać do myślenia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/114453-nasz-wywiad-trudna-dystrybucja-nie-opuszczaj-mnie-ewy-stankiewicz-na-film-nalezy-patrzec-w-absolutnym-oderwaniu-od-polityki
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.