Wyborcza w apogeum swojej misjonarskiej pasji. A czas jej sprzyja, kampania wyborcza przyniosła przyśpieszenie procesu popychania Polski i Polaków w lewo. Można się teraz spodziewać ustawicznego rozliczania partii, środowisk, mediów, wreszcie poszczególnych postaci i całego kraju, z tego czy za pasją tworzenia nowego człowieka nadążają.
Profesor Legutko trafnie zauważył w latach 90., że dziennikarze GW chcą widzieć całą Polskę jako jedną wielką redakcję na Czerskiej. Przez lata się nie udawało. Teraz pojawiła się szansa.
W czwartek tematem ofensywy były związki partnerskie, które forsuje w parlamencie SLD, ale które enigmatycznie poparł, choć jak rozumiem na dalszą przyszłość Donald Tusk.
„Rośnie też liczba rozwodów i musimy liczyć się z tym, że będzie więcej konkubinatów pozamałżeńskich. A prawo nie dostrzega wzajemnych praw i zobowiązań tych osób" – ta konkluzja pojawia się już na pierwszej stronie Wyborczej.
To zapewne prawda. Jeśli jednak konkubinat zacznie być rejestrowany w urzędzie, przestanie być związkiem nieformalnym. Stanie się rodzajem małżeństwa, tyle że takiego które niezwykle łatwo rozwiązać. Setkom tysięcy młodych ludzi proponuje się udogodnienia związane z małżeństwem (ułatwienie dziedziczenia, wspólne opodatkowanie), ale bez takich zobowiązań, jak choćby konieczność zabezpieczenia przyszłości partnera.
Jeśli coś takiego zostałoby przyjęte, państwo powiedziałoby tym setkom tysięcy: po co męczyć się w tradycyjnym małżeństwie, żyjcie na próbę i tak wam wszystko zapewnimy. Czy państwo zachęcające do małżeństw na próbę, jest neutralne? Nie jest.
Robert Mazurek zauważył ten absurd nawołując w piątkowej Rzeczpospolitej aby nie sprowadzać sporu o te związki do najbardziej skądinąd efektownego pytania o homoseksualistów.
„Małżeństwo stawia opór naturalnemu ludzkiemu egoizmowi. A ponieważ jest uznawane przez państwo, to opór ten jest nie tylko moralny, ale i formalny. O rozwód trzeba się więc natrudzić (co jakoś chroni dzieci w związku wychowywane), a jak się go uzyska, to sąd może orzec obowiązek wypłacania alimentów żonie, która wychowała nasze potomstwo, a nikt jej do pracy nie przyjmie, bo za stara, że o przypadkach gdy zapadła na raka albo paraliż nie wspomnę. Tu, po podzieleniu się majątkiem, możemy ją zostawić i cześć".
Tak oto wrażliwa społecznie lewica staje się protektorem egoizmu, najbardziej przyziemnego i najbardziej ordynarnego. Egoizmu według Mazurka opatrzonego hasłem „głowa siwieje, d... szaleje". Naturalnie ten egoizm jest osłaniany szczytnymi hasłami o wolności jednostki, o prawie do wyboru. Granicą wolności nawet w liberalnych systemach powinna być cudza krzywda. Twierdzę, że tu będzie ona występować.
Czyja krzywda? Nie tylko opuszczanych kobiet, także i dzieci. Co więcej, znajdą się eksperci, którzy podejmą się to uzasadnić. Już czekają. W Wyborczej demograf Irena Kotowska pod atrakcyjnym tytułem „Rodzina bez kontraktu" przekonuje, ze wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
„W świadomości społecznej rodzicielstwo coraz bardziej odrywa się od pozostawania w związku małżeńskim. Do wypełniania zobowiązań rodzicielskich niekoniecznie potrzebny jest formalny kontrakt".
Jasne i dziecko najlepiej czuje się w sytuacji, gdy tata (lub mama) z nim nie mieszkają. Nadal wypełniają obowiązki wpadając od czasu do czasu. A tak naprawdę jeszcze lepiej, gdy tatusiów i mamuś jest jak najwięcej. Dorosłym może być z tym wygodnie, ale niech pani Kotowska nie udaje kogoś więcej niż ich rzecznika. Ale naturalnie nie, ona jest bezstronnym ekspertem.
W piątkowej Wyborczej z kolei Piotr Pacewicz z entuzjazmem wiecznego inżyniera Młodziaka orzeka, że kończy się z kolei czas nielegalnych narkotyków. Dlatego, że grupa światowych mędrców zadekretowała, że trzeba się z nimi pogodzić.
„Słowa Kofi Anana, Javiera Solany, Mario Vargasa Llosy – by wymienić tych trzech – zabrzmią jak narkotyczne majaczenia w kraju, gdzie opinia publiczna uważa, że narkotyki to diabelskie nasienie, a prawo karze więzieniem do 3 lat za posiadanie skręta marihuany"
– troska się Pacewicz. Lecz naturalnie jutrzenka swobody nadchodzi i w tej dziedzinie.
„Globalna wojna z narkotykami nie dała efektów: spożycie rośnie, liczba uzależnionych osiągnęła 250 milionów. Czas na mądry pokój"
– zarządza komentator Wyborczej.
Rozumiem, że gdyby można było kupić narkotyki w każdej przydrożnej knajpce, spożycie rosłoby mniej, albo wręcz malało. Na jakiej podstawie takie wnioskowanie? Z pewnością nie zdrowego rozsądku. Można się zgodzić, że prawo antynarkotyczne jest dziś dziurawe, zakazy częściowo nieskuteczne, gdy owoc zakazany przestaje być tabu. Ale nawet w takiej sytuacji ten owoc zakazany jest droższy i nieco mniej dostępny. Fiasko częściowej legalizacji pokazał w ostatnich latach choćby przykład Holandii.
Można się naturalnie zawsze zastanawiać, czy legalizacja czegoś, co jest zakazane, nie przyniosłaby korzyści. Z pewnością koszty ścigania czegokolwiek są zwykle problemem,. Ale to byłaby kapitulacja i jeśli tak to nazwiemy, gotów jestem o tym rozmawiać.
W rozważaniach Pacewicza pojawia się skądinąd pełen zasób argumentów zwolennika obecności specyfików w każdym kiosku. Pełen, łącznie z porównywaniem ich z alkoholem. Chcecie prohibicji? – pada sakramentalne pytanie. Tak się jednak składa, że przeciętny człowiek wie, czym się różni jeden kieliszek nalewki od jednej daweczki powiedzmy extasy.
Powiecie żebym porównywał nie z extasy, a z marihuaną. Ale dlaczego? Piotr Pacewicz nie pisze przecież nawet o częściowej legalizacji, a po prostu o legalizacji. Wiec babcia nie będzie już dorosłemu wnukowi szykowała na powitanie odrobinki jałowcówki tylko na przykład strzykaweczkę. Chodź wnusiu, czeka na ciebie, brown sugarek. Przecież to takie samo zło, czyli takie samo dobro.
Cała ta debata ma dodatkowy wymiar: chodzi w niej o to, co jest dobre a co złe. Prawo nie tylko służy zapobieganiu patologiom, pomaga też odróżniać co jest patologią od tego co nie jest. Dla Piotra Pacewicza to jedynie dyskusja o tym, co bardziej wygodne, a co mniej. Tym się różnimy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/114424-wyrzucmy-stara-babe-z-domu-bez-alimentow-a-dla-piotra-pacewicza-kieliszek-jalowcowki-albo-brown-sugarek
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.