Dotychczas nie wymyślono nic lepszego nad trójpodział władzy. Jest to struktura z bardzo długą brodą, bo opisana już w 1324 przez Marsyliusza z Padwy. Doskonale sprawdzająca się w państwie demokratycznym.
Kiedy myślę o trójpodziale, wyobrażam sobie trzy klasyczne kolumny. Gdyby do tej konstrukcji dodać jeszcze jeden element jakim są media, to nie otrzymamy wówczas, jak moglibyśmy w pierwszym momencie sądzić czwórpodziału władzy. Dlaczego? Bo media same w sobie nie mogą mieć żadnej władzy.
Skąd ta pewność? Z wiedzy o tym na czym polega istota mediów - zdobywaniu i przekazywaniu informacji. No dobrze, powie ktoś, a kontrola nad informacją, jej selekcjonowanie albo opiniowanie, czy to nie władza? Nie. To się nazywa manipulacja, albo dezinformacja. I zwykle jest elementem politycznej gry, którą sprawuje nad propagandzistami (bo w tym przypadku nie można mówić o dziennikarzach) albo władza wykonawcza (jeden z elementów klasycznego trójpodziału), albo jakiś inny, piąty element. Piąty element? Może aby nie mylić tego pojęcia z tytułem filmu Luca Bessona, nazwijmy go piątą kolumną. To chyba bardziej adekwatne określenie dla tego o czym za chwilę powiem.
W systemie komunistycznym, media były narzędziem partii. Jej tubą. Wszystkim było powszechnie wiadomo, że tak jak i one władza ustawodawcza, sądownicza i wykonawcza są z nadania jednej siły. I że ta siła przekazuje to co chce przekazać poprzez swoje publikatory zwane "środkami masowego przekazu". Oczywiście nie przekazywały informacji ale mniej lub bardziej zakamuflowanie starały się nakierowywać odbiorców na właściwą drogę. Jedyny problem, był w tym, że tego tego typu massmedia nie były wiarygodne. Wszyscy zdawali sobie bowiem doskonale sprawę z tego, że mają do czynienia z agencją propagandową. To była ta podstawowa różnica w stosunku do dnia dzisiejszego. Społeczna świadomość.
Czym jeszcze różni się od tego starego obecny system medialny? Moim zdaniem tym, że tak zwane media niezależne, nie są nielegalne. Oraz tym, że nie funkcjonują one w podziemiu (to miejsce jest zajęte), ale na marginesie. Obecne "media głównego nurtu" to jednak nadal nic innego jak dawne "środki masowego przekazu". Proszę sobie porównać te dwa terminy. Są prawie synonimiczne. Natomiast zmieniła się rola mediów. Przestały być tubą, stały - kotarą (zaraz to wyjaśnię). Narracja obydwu tych porównywanych publikatorów jest jednak prawie identyczna. Obecna jest w nich wciąż ta sama dobra i kompetentna władza (dziś sympatyczna i profesjonalna); jest wspólny dla wszystkich wróg - dawniej agresywny i nienawistny - dziś również "żałosny". No i wykładnia tej wirtualnej rzeczywistości jest wspólna - niezależnie czy jej komentatorem jest TVN, Wyborcza, Wprost, czy TVP.
Zapyta więc ktoś słusznie: no, dobrze, w takim razie kto dzisiaj stoi za mediami, przecież one są prywatne i niezależne, opierają się na różnych ludziach, którzy mają różne poglądy... Przepraszam, ale muszę przerwać. Właśnie, że nie. Mają oni różne osobowości, ale poglądy mają takie, jakie mają ich mocodawcy. Kim są ludzie, którzy za tym stoją ? Ziemkiewicz czy Łysiak nazywają ich salonem. Ja nazywam ich piątą kolumną. Dawną przewodnią siłą, która zwinęła sztandar i zeszła do podziemia. Stamtąd steruje. Głównie właśnie przez "środki masowego przekazu". Może już nie tak totalnie jak kiedyś, ale jak widać, znacznie bardziej skutecznie. Nie dajmy sobie wmówić, że media głównego nurtu są władzą. Są pośrednikiem. Między rzeczywistymi decydentami, a społeczeństwem.
Nic nie wygląda tak jak by się na pierwszy rzut oka wydawało. Tak jak choćby to, że nie Monteskiusz był twórcą trójpodziału władzy. Był tylko propagatorem idei, która powstała czterysta lat wcześniej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/114414-roman-misiewicz-obecne-media-glownego-nurtu-to-jednak-nadal-nic-innego-jak-dawne-srodki-masowego-przekazu