Nasz wywiad. Antoni Macierewicz o tragedii smoleńskiej: "Bezpośrednia przyczyna to wyłączenie dopływu zasilania na wysokości 15 metrów"

Macierewicz: Nie ma więc wątpliwości, że strona amerykańska, mimo niechęci rządu Tuska, zrobiła wszystko by podkreślić element zrozumienia dramatu i wagi tego co się stało. Fot. PAP
Macierewicz: Nie ma więc wątpliwości, że strona amerykańska, mimo niechęci rządu Tuska, zrobiła wszystko by podkreślić element zrozumienia dramatu i wagi tego co się stało. Fot. PAP

wPolityce.pl: Premier Tusk zapowiada, że w okolicach czerwca komisja ministra Jerzego Millera przedstawi raport dotyczący przyczyn tragedii smoleńskiej. Uczciwie jest więc zapytać teraz – czy będzie to w pana ocenie materiał wiarygodny?

Poseł Antoni Macierewicz, Prawo i Sprawiedliwość, szef parlamentarnego zespołu badającego przyczyny tragedii smoleńskiej: To już chyba 855 oświadczenie na temat terminu ogłoszenia raportu. Nie chcę dezawuować oświadczenia pana premiera Tuska, ale trudno nie zauważyć iż było ich tyle, że nie wiadomo czy tym razem to już prawdziwy termin.

Po drugie, bardzo trudno spodziewać się wiarygodnego raportu po człowieku, który pół roku temu zapowiedział, że ten raport nas będzie bolał jeszcze bardziej. A więc zdefiniował i przesądził, że będzie to dokument oskarżycielski wobec własnej ojczyzny, własnego państwa.

 

 

Mówi pan o wypowiedzi ministra Millera?

Tak. Takie słowa padły w styczniu. Równocześnie zaś, warto pamiętać, że oznajmił iż nie będzie zajmował się odpowiedzialnością Biura Ochrony Rządu, podlegającego właśnie jemu. Będzie zaś zajmował się, sięgając daleko wstecz,  analizą działania sił powietrznych. To bardzo szczególny sposób podejścia do zadania badania przyczyn tragedii smoleńskich.

I wreszcie, trzecia kwestia: to pan minister Miller, jako reprezentant rządu Donalda Tuska, osobiście podpisał zgodę na pozostawienie czarnych skrzynek tupolewa w Rosji, do końca tamtejszego postępowania. Czyli świadomie utrudnił badanie czarnych skrzynek. A w pewnym zakresie, gdy chodzi o ich wiarygodność, to wręcz uniemożliwił analizę i odpowiedź na pytanie czy ta skrzynka, a może sama taśma, to jest ta sama, która wyleciała z Warszawy.

 

 

Specjaliści badający czarne skrzynki w Moskwie nie są w stanie tego zbadać?

Nie, specjaliści od fonoskopii, bo o tej dziedzinie mówimy, nie są w stanie tego ocenić. Oni nie zajmują się oryginalnością bądź nie taśmy, ale tym co jest na niej zapisane.

 

 

Czyli można sobie wyobrazić, że ktoś montuje nagranie, przegrywa je na nową taśmę i to jest nie do rozpoznania?

Dokładnie. Wtedy fonoskopowie są bezradni. Do zbadania tego aspektu potrzebna jest zupełnie inna aparatura, inny sprzęt i więcej czasu niż dwóch czy trzech specjalistów, którzy pracują w Moskwie przez trzy dni. Można by to wiarygodnie zbadać tylko w Polsce.  To jest zupełnie niepoważne.

Zwłaszcza, że wiemy iż nie możemy Rosjanom ufać. Wiemy, że zamazali fragment stenogramów, kluczową komendę, która pada na wysokości 100 metrów i brzmi „odchodzimy". Tego w stenogramach przekazanych przez Rosjan nie było. To wszystko trwa już 14 miesięcy. To jest gra pozorów, robi wrażenie motania, a nie dociekliwego szukania prawdy. Można odnieść wrażenie, że chodzi o to by spełnić presję polityczną Donalda Tuska, który robi wszystko by jak najszybciej powstał raport potwierdzający tezy pseudo raportu pani Anodiny.

A więc odpowiadając na pana pierwsze pytanie – to nie wróży dobrze. Polityka góruje nad poszukiwaniem prawdy.

 

 

Przerwał milczenie szef kancelarii premiera Tomasz Arabski. I twierdzi, że pytania o jego odpowiedzialność za Smoleńsk są niewłaściwie kierowane. Jaka była jego rola w tej sprawie?

Odegrał z pewnością kluczową role na dwóch polach. Po pierwsze, organizowaniu tej wizyty od strony organizacyjno politycznej. To on nawiązywał więzi ze stroną rosyjską, podejmował decyzje kto tam pojedzie, a kto nie pojedzie. To on był pełnomocnikiem premiera Tuska w rozmowach ze stroną rosyjską.

A po drugie, jego ustawowym przywilejem i zadaniem, które wziął na siebie wraz z urzędem, było wyznaczanie samolotu i wszystko co się z tym wiąże. To on za to odpowiadał, tak wynika z ustawy. Jeżeli więc na przykład złamano instrukcję HEAD, i nie było tak jak ona nakazuje, drugiego samolotu dla pana prezydenta, jeżeli mamy wątpliwości czy był zrobiony oblot, i szereg tego typu kwestii, to to jest odpowiedzialność w dużej mierze także ministra Arabskiego.

 

 

Wróćmy do poszukiwania przyczyn tragedii. Wiemy, że guzik „uchod", wbrew twierdzeniom niektórych ekspertów, zadziałał w czasie eksperymentu na bliźniaczym tupolewie mimo braku systemu ILS na ziemi. A to ten przycisk wcisnęli piloci w Smoleńsku decydując się na nie podejmowanie próby lądowania i odejście. Wcześniej pana zespół parlamentarny ujawnił, że w materiałach szkoleniowych dla pilotów jest wprost zapisane, że przycisk ten powinien zadziałać bez względu czy na lotnisku jest czy nie ma systemu ILS. Bo działa na innych zasadach. Gdzie w związku z tym powinniśmy szukać przyczyn tragedii smoleńskiej? W naprowadzaniu przez Rosjan?

Dokładnie. Wbrew licznym przekłamaniom przycisk „Go-around" – „uchod" działa bez ILS. Dotychczasowy obraz wydarzeń, bez przesądzania ostatecznego, wskazuje na to iż mieliśmy szereg działań, z których każde z osobna mogło doprowadzić do tragedii. Części z nich udało się pilotom uniknąć.

Na pewno fałszywe naprowadzanie, na polecenie z Moskwy było sytuacją, która mogła skończyć się katastrofą. Na pewno nie zadziałanie przycisku „Go-around" – „uchod", samo w sobie mogło zakończyć się katastrofą.

Ale to co zdecydowało o tragedii ostatecznie, to zupełne wyłączenie dopływu zasilania na wysokości 15 metrów, co było bezpośrednią przyczyną katastrofy. Chociaż nie wiemy jeszcze czym to było spowodowane, dlaczego zostało wyłączone wszelkie zasilanie.

Świadkowie z zewnątrz zwracają uwagę na nienormalny, przerywany, świszczący etc. głos silnika. Innymi słowami, zwracają uwagę na jakieś dramatyczne zaburzenia pracy silnika w ostatnich 2-3 sekundach. I na to, że silnik zamilkł przed ostatecznym momentem katastrofy. Tu trzeba szukać technicznych, a może i innych, przyczyn tragedii.

Na pewno wszystkie inne wątpliwości pozostały wyłączone i obecnie są dwie: albo to była awaria albo to był zamach.

 

 

Skąd wiemy, ze nastąpiło wyłączenie dopływu zasilania na 15 metrach?

Samolot leciał wtedy z prędkością 270 kilometrów na godzinę. Było to 60 metrów przed tym zanim na ziemi następuje jakikolwiek ślad upadku samolotu. Źródłem tej informacji jest zapis centralnego komputera sterującego samolotem i jego twardego dysku, odczytanym u producenta amerykańskiego, przez ekspertów amerykańskich w Redmond w Stanach Zjednoczonych.

Kolejnym źródłem informacji jest zapis systemu TAWS (Terrain awareness and warning system), który do końca zapisywał w którym miejscu samolot się znajduje, z jaką prędkością leci itd. I wszystkie informacje z tych różnych źródeł się pokrywają. Wiec to nie są żadne przypuszczenia, ale twarde dane.

Powiem więcej, co może być dla niektórych zaskoczeniem, że ta wiedza, chociaż małym drukiem, na marginesie, jest też zapisana w raporcie pani Anodiny. Tyle, że w żaden sposób nie uwzględniona w końcowym raporcie.

 

 

Czy są szanse by powstał jakiś niezależny, na przykład przygotowany przez kierowany przez pana zespół parlamentarny, materiał podsumowujący tę wiedzę?

Na pewno przed końcem kadencji przygotujemy własny raport, który zostanie przedstawiony instytucjom zajmującym się dochodzeniem prawdy, instytucjom międzynarodowym oraz opinii publicznej.

 

 

Jak pan przyjął wizytę prezydenta USA Baracka Obamy w Polsce i uwagę jaką poświęcił tragedii smoleńskiej. To była zaledwie doba, a jednak dwie godziny spotkań, sporo uwagi, podkreślenie symboliczne, że pamięta o tej sprawie.  A przecież było to wyraźnie wbrew intencjom polskich władz.

Warto też dodać, że jedyne zdjęcie jakie Biały Dom przekazał do publikacji w mediach amerykańskich, przedstawia prezydenta Obamę z Jarosławem Kaczyńskim i z panią Marta Kaczyńską.

Nie ma więc wątpliwości, że strona amerykańska, mimo niechęci rządu Tuska, zrobiła wszystko by podkreślić element zrozumienia dramatu i wagi tego co się stało. To miało wymiar symboliczny. Ale podjęte zostały także kroki merytoryczne o daleko idących konsekwencjach. Po pierwsze prezydent Obama zaznaczył, że z radością przyjmuje do akceptującej wiadomości to, że gdy tylko władze obejmie rząd pana premiera Kaczyńskiego, zwróci się o pomoc amerykańską. Tę, która kilkakrotnie była oferowana i była systematycznie odrzucana przez pana premiera Tuska.

A po drugie przyjął z olbrzymim zaciekawieniem i aprobatą memoriał, który mu premier Kaczyński przekazał. Wiem, że ten memoriał jest przedmiotem bardzo wnikliwej analizy ze strony władz amerykańskich.

 

 

Wie pan minister co było w tym memoriale?

Następne pytanie proszę.

 

 

Kolejne pytanie dotyczy sprawy Nangar Khel. Widzimy bowiem w niektórych mediach mediach próbę zrzucenia winy za całą sprawę na przeprowadzaną przez pana operację weryfikacji WSI i działania nowych służb. Jak pan to odbiera?

Rzeczywiście mamy do czynienia z próbą powrotu ludzi Wojskowych Służb Informacyjnych i sił, które ich wspierają. Trzeba więc przypominać o sprawie zasadniczej. Służba Kontrwywiadu Wojskowego jest po to żeby informować zwierzchników o wszystkim co się wydarzy, nawet jeżeli nie są to dobre wiadomości. I to SKW zrobiła, w sposób profesjonalny. Bez przesądzania pokazała przebieg wydarzeń. Ludzie organizujący obecną nagonkę przywykli chyba do chowania niewygodnych informacji pod sukno. To aberracyjny sposób pojmowania obowiązków.

SKW informowała też żołnierzy o wszystkim co ważne, żołnierze mieli pełen potrzebny zasób informacji. Co więcej, w odróżnieniu od obecnej sytuacji SKW pracowała nie tylko wewnątrz obozu, nie była tylko taką policją wewnątrz wojska, jak teraz, ale miała swoich informatorów na zewnątrz, podejmowała wiele działań na szeroko rozumianym przedpolu wojsk by zdobyć potrzebne wojsku informacje. Dobrze współdziałała z odpowiednimi służbami amerykańskimi. Wszystkie potrzebne informacje były systematycznie przekazywane żołnierzom przed każdą akcją.

Trzeba jednak pamiętać, że  Służba Kontrwywiadu Wojskowego nie jest rozpoznaniem, to są zupełnie inne zadania. A na temat czy rozpoznanie spełniło swoje zadanie czy nie, nie chcę się wypowiadać.

Bez względu jak ostatecznie ta sprawa zostanie osądzona, jedno trzeba powiedzieć jasno: słowa ministra obrony pana Bogdana Klicha o tym, że Nangar Khel to była „dobra, żołnierska robota" świadczą o zupełnym niezrozumieniu ani tej tragedii,  ani honoru i zadań armii polskiej.

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych