Nie dziwiłem się milczeniu Tomasza Arabskiego przez 14 miesięcy po katastrofie. Na jego miejscu też nie chciałbym pokazywać się publicznie. Ale dlaczego mówi właśnie teraz? Zbliżają się wybory, w których kandyduje? Nabrał odwagi? Otrząsnął się z traumy? Nie drwię z przeżyć szefa kancelarii premiera, bo rozumiem, że to, co zobaczył w Smoleńsku i później w Moskwie było niewątpliwie wielkim, trudnym przeżyciem. Uważam jednak, że obowiązkiem Arabskiego wobec opinii publicznej i wobec rodzin ofiar było wyjaśnienie wszystkich wątpliwości, jakie pod jego adresem pojawiły się w ciągu ponad roku.
Nie zrobił tego. Dziś w wywiadzie dla "Polski" zabiera głos, by – jak wszyscy urzędnicy rządowi – podkreślić swoją znakomitą pracę w pierwszych godzinach i dniach po katastrofie.
By, mydlić oczy wiekopomnym wydarzeniem, jakim miało być spotkanie premierów 7 kwietnia.
Wizyta premiera Tuska w Katyniu, wspólna obecność z premierem Rosji, oddanie hołdu ofiarom były jednym z fundamentalnych, symbolicznych wydarzeń, które, gdyby nie tragedia 10 kwietnia, byłyby jednym z kluczowych w najnowszej historii Polski elementów. 10 kwietnia jak gdyby wymazał to, co się wydarzyło 7 kwietnia. A był to przecież dzień, w którym premier Rosji uklęknął przed grobami oficerów zamordowanych w Katyniu, złożył wieniec, zapalił świece. Premier Tusk miał przemówienie. Głębokie, chwilami wstrząsające. Patrzyłem na ludzi, którzy go słuchali, i miałem poczucie, że przeżywają to tak jak ja. Że widzimy, jak zwycięża prawda. Ostatecznie. Tego dnia doszło do symbolicznego zamknięcia tej dyskusji o Katyniu i tego znaku zapytania, jaki pojawiał się w Rosji. Byłem szczęśliwy.
Te słowa mnie szokują. Pominę już wyjątkowo absurdalne nazywanie spotkania Tuska z Putinem w Katyniu "jednym z kluczowych w najnowszej historii Polski elementów". Jedyne, co można tu powiedzieć, to wyrazić ulgę, że Tomasz Arabski nie pisze podręczników historii. Ale mówienie, że 7 kwietnia „ostatecznie zwycięża prawda", że „tego dnia doszło do symbolicznego zamknięcia dyskusji o Katyniu i tego znaku zapytania, jaki pojawiał się w Rosji" jest jedną wielka kpiną. Chyba, że jest coś, o czym nie wiemy. Może to na ręce pana ministra Arabskiego Rosjanie przekazali nieznane nam wcześniej dokumenty dotyczące sowieckiej zbrodni? Może to on jest w posiadaniu tzw. białoruskiej listy katyńskiej i zapomniał o tym powiedzieć komukolwiek? Może według niego nie wydarzyły się skandale z tablicą usuniętą ze smoleńskiego kamienia i przyklejoną na kamieniu pod Strzałkowem?
W wywiadzie w „Polsce" zabrakło mi kilku kwestii – m.in. dociśnięcia Arabskiego o rozdzielenie wizyt – on (poza samym premierem) wie o tym najwięcej; jego zachowania na miejscu katastrofy, które – według relacji urzędników kancelarii prezydenta – miało mieć niewiele wspólnego z rzetelną pracą dla państwa ponad partyjnymi podziałami, a sporo z PR-em; i wreszcie decyzji, które zapadały w Moskwie w czasie identyfikacji ciał, przyjętych procedur zabraniających otwierania trumien po powrocie do Polski.
W tej ostatniej sprawie Arabski nie mówi ani słowa, koncentruje się na bólu, jaki wówczas przeżywał i na doskonale zorganizowanej przez niego i minister zdrowia pomocy dla rodzin. Sami bliscy ofiar mają w tym względzie zupełnie inne odczucia. Mówią o nich w najbliższym numerze tygodnika „Uważam Rze", do którego lektury zachęcam wszystkich Państwa, a ministra Arabskiego w szczególności.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/114345-jacy-rosjanie-sa-wspaniali-jacy-nasi-ministrowie-dzielni-czyli-mydlenie-oczu-i-kpiny-tomasza-arabskiego
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.