Nasz wywiad. Robert Golański: "Social media zmieniły całą komunikacyjną grę. Czy się chce czy nie, trzeba być jej częścią"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Photo European Parliament
Photo European Parliament

Michał Kolanko: Jak by Pan opisał to, czym Pan się zajmuje pracując w strukturach Parlamentu Europejskiego?

Robert Golański: Jestem rzecznikiem Przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka. Zabieram publicznie głos w jego imieniu, informuję o tym, co robi, organizuję spotkania z mediami. Dbam o to, aby czytelnicy, widzowie i słuchacze otrzymywali rzetelne i obiektywne informacje o pracach przewodniczącego. Jest to praca ciężka, wymagająca, zważywszy, że przewodniczący miewa kilkanaście spotkań dziennie. Nie jestem sam – szefem biura jest doświadczony polski dziennikarz, były wieloletni korespondent Reutersa Marcin Grajewski. Zajmujemy się oczywiście komunikacją przeznaczoną nie tylko na rynek polski, ale także na rynki wszystkich państw 27tki. Dlatego też biuro prasowe to nie tylko Polacy. Jest ono w dużym stopniu międzynarodowe.

MK: Na ile międzynarodowość Parlamentu utrudnia Panu pracę w budowaniu przekazu np. w tak złożonych sprawach jak rewolucje w Afryce Północnej? Na ile w takich sprawach trudno o wspólny mianownik?

RG: Nie odczuwam tej trudności tak bardzo, być może, dlatego że w międzynarodowym kontekście pracuję od wielu lat. Wcześniej pracowałem dla poprzedniego przewodniczącego, gdzie odpowiadałem za współpracę z mediami z nowych państw członkowskich. Oczywiście z najprostszym wariantem sytuacji mamy do czynienia, gdy trzeba przekazać coś, co już się wydarzyło, stanowisko, opis spotkania. Wtedy przygotowujemy komunikat prasowy i nie ma tu wielkiej filozofii. Ale trochę inaczej było np. jeśli chodzi o Afrykę Północną, gdy do pewnego momentu nie było jeszcze oficjalnego stanowiska PE. Dla przewodniczącego oczywiste było jednak, że w przypadku Afryki Północnej chodzi o pryncypia, o prawa człowieka, demokrację.

MK: W takich właśnie sytuacjach, – ale nie tylko - bardzo wyraźnie widać głos Jerzego Buzka na tle całej Unii. Na ile jest to przemyślana strategia komunikacyjna?

RG: Przede wszystkim bardzo się cieszę, że Pan to zauważył. Oczywiście mamy jasny pomysł, jaki powinien być przekaz. Decyduje jednak sam Jerzy Buzek. Jeśli chodzi na przykład o Afrykę Północną to cała historia jego życia, jego uczestnictwo w przemianach ustrojowych Polsce, sprawia, że jego głos brzmi głośno i wiarygodnie.

MK: A jak ocenia Pan z perspektywy czasu to, co wydarzyło się wokół wystawy zdjęć ze Smoleńska w PE? Czy ta sprawa wywoła zainteresowanie innych mediów niż polskie? I czy położyła się cieniem na wizerunku przewodniczącego Buzka?

RG: To była sprawa tylko i wyłącznie polska. Nie sądzę, by miała negatywny wpływ na wizerunek Jerzego Buzka. Krytykę pod jego adresem kierowali eurodeputowani tylko z jednej partii. Z drugiej strony inni eurodeputowani z tej samej partii publicznie dziękowali mu za działania, jakie podjął, żeby uniknąć sytuacji z którą mieliśmy do czynienia. Decyzje związane z wystawą nie podejmował Przewodniczący, ale kwestorzy PE. To było bardzo jednoznacznie przez nas powiedziane, od samego początku. Jerzy Buzek przybył na wystawę, aby złożyć hołd tym wszystkim, którzy tragicznie zginęli w Smoleńsku.

MK: A czy sprawy podobne do tej wystawy zdarzały się w przypadku innych państw?

RG: Wiele razy zdarzały się trudne sytuacje w PE. W niektórych konieczna była interwencja Jerzego Buzka. Tak było na przykład w czasie węgiersko-słowackiego sporu o prawa językowe mniejszości. Wtedy umiejętności dyplomatyczne przewodniczącego i szczere rozmowy z obu stronami pomogły rozwiązać napięcie.

MK: Jak Pan sądzi, co jest przyczyną, że bardzo wiele rzeczy dotyczących Parlamentu – prawa, które jest tu współtworzone – nie przebija się w polskim obiegu medialnym?

RG: Być może nie widać tego z poziomu Warszawy, ale eurodeputowani w swoich regionach potrafią skutecznie przekazywać to, co się dzieje w Parlamencie Europejskim. A to właśnie oni, w tych najmniejszych społecznościach i rynkach medialnych potrafią być najskuteczniejsi i są z punktu widzenia PE najlepszym przekaźnikiem informacji. Oni rozjeżdżają się co czwartek do swoich regionów i to daje mieszkańcom możliwość bezpośredniego zapoznania się z tym, co oni konkretnego zrobili.

MK: Skoro o narzędziach mowa, to jest jeszcze kwestia internetu w politycznym procesie komunikacyjnym. Jak to się stało na przykład, że Jerzy Buzek pojawił się na Twitterze?

RG: Jerzy Buzek jest pierwszym politykiem najwyższego szczebla unijnego, który jest obecny na Twitterze. Ma również profil na Facebooku. Przewodniczący jest gorącym zwolennikiem social media. Wie, że w ten sposób dotrzeć może do wielu milionów osób. I wyniki, powiem szczerze, przeszły nasze najśmielsze oczekiwania. Dzisiaj mamy mechanizm dystrybuowania informacji dotyczących przewodniczącego: wiadomość prasowa do dziennikarzy, publikacja na stronie www i to, co najważniejsze trafia na Twitter i Facebook. Wszystko dzieje się w odstępach kilku minut. Kiedy tylko mu na to czas pozwala, przewodniczący osobiście tweetuje. Przykładowo – po reakcji przewodniczącego Buzka na wydarzenia w Bahrajnie mieliśmy niemal natychmiast kilkaset odpowiedzi od ludzi w Bahrajnie, którzy nam dziękowali, dzwonili, mówili, że to wsparcie jest bardzo ważne. Niecałe dwa tygodnie przewodniczący był z wizytą na Południowym Kaukazie w Armenii, Gruzji i Azerbejdżanie. Podczas tej wizyty zastosowaliśmy po raz pierwszy możliwość jej śledzenia w czasie rzeczywistym na twitterze i facebooku. Wystarczył do tego jedynie mój iphone. Za dwa tygodnie przewodniczący rusza na Bliski Wschód. Nie wyobrażam sobie już jego wizyt zagranicznych bez możliwości śledzenia faktycznie każdego jego kroku w social media. Twitter i social media dały bezprecedensowe możliwości. Kiedyś wiedzieliśmy tylko, że media się sprawą zainteresowały, że powstał artykuł, pojawił się materiał telewizyjny. Teraz widać jak informacja rozprzestrzenia się bezpośrednio.

MK: Kluczem jest skracanie dystansu między politykami a odbiorcami przekazu?

RG: Absolutnie tak! Ja widzę, że ktoś i jak zareagował na przekaz, który przygotowaliśmy. Nie chodzi o media, tylko o pojedynczych ludzi - ostatecznych odbiorców -, którzy przekazują informację dalej, ta informacja rozpowszechnia się momentalnie. Tak było z Bahrajnem, tak było w przypadku Białorusi po wyborach prezydenckich w grudniu. Opozycja w tym kraju jest na Facebooku – i my z tego korzystamy. Social media zmieniły całą komunikacyjną grę. Czy się chce czy nie, trzeba być jej częścią. Alternatywy nie ma.


Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych