Dajcie im mówić
Nie jestem sympatykiem Radia Maryja. Często słuchając „Rozmów niedokończonych" natrafiam na manipulację, tendencyjność i bardzo ostre słowa. Ale mamy w Polsce tak dziwnie skonstruowaną debatę publiczną, że zamiast polemizować z toruńską rozgłośnią, należy jej bronić.
Strona internetowa „Gazety Wyborczej", po prawej stronie rubryka „Polecamy". Trafiają do niej teksty, które wg dziennikarzy prowadzących portal są najbardziej godne uwagi. Zazwyczaj znaleźć tam można mniej lub bardziej rzetelne opinie i publicystyczne spory. Ale raz na jakiś czas pojawia się odnośnik do jednego z blogów portalu wyborcza.pl, nazwanego „Głos Rydzyka". Może nie warto byłoby się pochylać nad fenomenem tego bloga, gdyby dziennikarze „Gazety Wyborczej" nie polecali go i gdyby nie był to przyczynek do głębszej analizy tematu.
Idea bloga jest bardzo prosta – analizowanie treści usłyszanych w Radiu Maryja, zbieranie sygnałów od czytelników i obśmianie tej radiostacji. Można się co prawda czepiać, że cytowane zdania są wyrwane z kontekstu i okraszone odpowiednim komentarzem, a ojca Rydzyka traktuje się jako główne zagrożenie dla Polski. Ale pal sześć, takie ich prawo żeby szydzić z radia, z osoby publicznej jaką niewątpliwie jest o. Rydzyk i z całej wizji świata prezentowanej na antenie toruńskiej rozgłośni. Problem leży gdzie indziej. Autor bloga, a w ślad za nim polecająca każdy wpis „Gazeta Wyborcza" idą o krok dalej, czego przeżyć nie mogę.
Naśmiewają się z dzwoniących tam ludzi.
Szydera na całego. Śmiechy z pani Janiny ze Świdniny (i jeszcze się ten rym trafił, ryczeć ze śmiechu!), która składa na antenie życzenia o. Rydzykowi, ironizowanie z telefonów dziękujących za Radio Maryja, kpina z poglądów ludzi, którzy dodzwaniają się na antenę i sposobu myślenia tych osób. I tego nie mogę przeboleć. Pewnie, telefony na antenę są różne – od tych przy których człowiek się uśmiechnie, przez te, przy których się zastanowi, na ostrych i przesadzających kończąc. Ale mam nieodparte wrażenie, że te wypowiedzi są niezwykle prawdziwe. Że osoby dzwoniące do Radia Maryja, nierzadko wyładowujące swoją frustrację i ból, dzielące się smutkami i radościami dnia codziennego albo wygłaszające swoje (nie zawsze zgrabnie wyrażone i trafne, ale cóż z tego?) zdanie na temat Polski są ważną częścią społeczeństwa naszego kraju. Osoby, które nie mają innego miejsca w mediach na wyrażenie swojego zdania, na co dzień wykluczone i żyjące gdzieś po cichu, które raz na jakiś czas dzwonią i mówią co im leży na wątrobie. Raz mniej, raz bardziej sensownie. Czy to naprawdę takie straszne albo zabawne?
Podobnie było z tzw. wojną o krzyż na Krakowskim Przedmieściu. Sam napisałem wtedy tekst (http://fronda.pl/blogowisko/wpis/nazwa/tylko_pod_krzyzem_tylko_pod_tym_znakiem), w którym polemizowałem z sensownością sposobu w jaki tzw. obrońcy krzyża bronili swoich postulatów i jego obecności pod Pałacem Prezydenckim. Polemizowałem, bo choć rozumiałem troskę i obawy tych ludzi, to nie do końca się z nimi zgadzałem, zwłaszcza z formą wyrażania ich opinii. Tak jak nie do końca rozumiem ideę namiotu na Krakowskim Przedmieściu, który staje się dzięki organizowanym tam mini-wykładom całkiem niezłą formą społeczeństwa obywatelskiego, o które przecież tak mocno walczą wszelkie autorytety, media i politycy. Ale tak jak nie do końca rozumiem formę i sposób protestu tych środowisk, tak nie potrafię milczeć gdy są atakowani.
Nie było mnie w Warszawie, gdy w nocy z 9 na 10 sierpnia pod Pałacem Prezydenckim działy się straszne sceny. Zamiast powtórki meczu Legii z Arsenalem (którego na żywo obejrzeć nie mogłem), gapiłem się w transmisję wydarzeń z Krakowskiego Przedmieścia. Gapiłem się i nie dowierzałem. Nie mogłem pojąć pogardy ludzi skrzykniętych przez Dominika Tarasa. Nie mogłem pojąć i w żaden sposób zrozumieć tej wielkiej nienawiści, która doskonale jest przedstawiona w filmie „Krzyż" Ewy Stankiewicz.
Za atakowanymi nie wstawił się prawie nikt.
„Gazeta Wyborcza" dołożyła swoje trzy grosze. Zamiast potępić bandę zwyrodnialców, kręcono spektakl pod tytułem 'wesoły happening', 'polski hyde park' i 'wyrażanie wolności słowa'. Te kpiny, pogarda i nienawiść nie utonęły tamtej nocy. One dalej są obecne, skierowane do 'starszych, niewykształconych, z małych ośrodków', do Radia Maryja, do wyborców PiS, do osób, które co miesiąc pojawiają się pod Pałacem, do ludzi trzymających namiot, itd. „Przemysł pogardy" trwa dalej w najlepsze, może tylko lekko stępiony przez katastrofę smoleńską. Ale on nie zniknął. I szybko nie zniknie.
Pal sześć, jeśli ta nienawiść głównych ośrodków medialnych i sporej (niestety) części społeczeństwa skierowana jest do kiboli, my damy sobie radę. To silni ludzie, dobrze zorganizowani i mający w głębokim poważaniu opinię publiczną i wizerunek (choć wsadzanie do więzienia za krytykę premiera zasługuje na osobny tekst). Ale słabszego trzeba bronić. Zwłaszcza jeśli są to ludzie słabi, biedni i nieszczęśliwi. Którzy są nękani tylko dlatego, że o coś im chodzi, że mają swoją wizję świata i swój – a niechby nawet kontrowersyjny i niesłuszny – pogląd w danej sprawie. Tak po prostu słabszego trzeba bronić, tego uczy nasza kultura i cywilizacja.
I żeby było jasne – to też charakterystyczne dla poziomu debaty publicznej w Polsce, że ciągle trzeba to podkreślać – zauważam też w Radiu Maryja wiele rzeczy dziwnych, jednostronnych, zmanipulowanych, z którymi fundamentalnie się nie zgadzam. Ale nie mogę zrozumieć dlaczego z tego powodu trzeba nimi gardzić. Zwłaszcza jeśli jest to skierowane nie do dyrekcji, prezenterów czy redakcji Radia Maryja, ale do prostych ludzi. Ludzi, którzy nie mają innego miejsca w debacie publicznej. Dlaczego i to chcecie im zabrać?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/114047-mamy-w-polsce-tak-dziwnie-skonstruowana-debate-publiczna-ze-zamiast-polemizowac-z-torunska-rozglosnia-nalezy-jej-bronic