Michał Kolanko: Niedawno wrócił Pan z kilkutygodniowej podróży po USA. Co to był za wyjazd i dlaczego akurat Pan w nim uczestniczył?
Michał Szczerba (PO): To był trzytygodniowy wyjazd na zaproszenie Departamentu Stanu USA, w ramach International Visitor Leadership Program. Celem programu jest rozwój relacji transatlantyckich. Projekt jest realizowany przez rząd amerykański od 1940 roku i skierowany jest do zagranicznych liderów różnych dziedzin. W przeszłości absolwentami tego programu byli Bronisław Komorowski, Donald Tusk, a także Tony Blair czy Nicolas Sarkozy. Wizyty w USA mają przybliżyć perspektywę amerykańską w wielu obszarach współpracy międzynarodowej. Tegoroczny program był poświęcony polityce zagranicznej i kwestii bezpieczeństwa międzynarodowego. Jego uczestnicy są wybierani przez służby dyplomatyczne, a całość to forma inwestycji w wiedzę perspektywicznych liderów, partnerów i sprzymierzeńców w rozwiązywaniu problemów globalnych.
MK: Jakie były najważniejsze punkty tego pobytu?
MS: Przez pierwszy tydzień byliśmy w Waszyngtonie – spotykaliśmy się z czołowymi przedstawicielami amerykańskiego życia politycznego, ale nie tylko. W planie ujęto także spotkania w think tankach takich jak Atlantic Council i New American Foundation. Później pojechaliśmy do Iowa City, do miasta znanego wszystkim miłośnikom amerykańskiej polityki, a zwłaszcza kampanii prezydenckich.
MK: Już za mniej niż rok odbędą się tam kluczowe prawybory..
MS: Tak, a my byliśmy świadkami prekampanii wyborczej, a konkretnie przemówienia jednej z potencjalnych kandydatek do nominacji Partii Republikańskiej na prezydenta, Michelle Bachmann, liderki Tea Party w Izbie Reprezentantów. Bachmann w swojej agendzie – tak jak Tea Party - głosi hasła społecznego konserwatyzmu i postuluje ograniczenie wydatków budżetu federalnego. Godne uwagi jest to, że już teraz amerykańscy politycy, którzy chcą się liczyć w walce o nominację, badają jakie mają poparcie.
MK: Czyli mimo tego, że program wyjazdu był układany przez Departament Stanu, a więc administrację Obamy, nie ograniczał się tylko do spotkań z politykami Partii Demokratycznej?
MS: Nie, program był bardzo zbilansowany. Z jednej strony mieliśmy m.in. spotkania z przedstawicielami krajowego komitetu Partii Republikańskiej w Waszyngtonie, a z drugiej – w San Francisco odwiedziliśmy biuro wpływowej senator Dianne Feinstein, która jest Demokratką i zajmuje się problematyką służb specjalnych i migracją. Dowiedzieliśmy się jak funkcjonują jej biura i budowane są relacje z wyborcami w stanie Kalifornia, który można porównywać liczebnie do Polski.
MK: Czy były też spotkania z konsultantami politycznymi, ludźmi którzy „robią” politykę?
MS: Tak, w programie ujęto i ten aspekt amerykańskiej polityki. Ale ja poza oficjalnym programem spotkałem się z jednym ze spin doctorów Tima Pawlenty, byłego gubernatora stanu Minnessota, który jest jedną z liczących się osób w grze o nominację Republikanów. W Stanach pierwszym krokiem na drodze do wyborczego zwycięstwa jest rejestracja komitetu, dzięki czemu można zbierać pieniądze na dalszą kampanię i walczyć o nominację.
MK: Czy to właśnie aspekt finansowy nie jest Pana zdaniem jedną z głównych różnic między amerykańską i polską polityką. W USA kandydaci muszą być dużo bardziej samodzielni pod tym względem.
MS: W Polsce młody polityk może budować swoją pozycję polityczną, karierę bez odpowiedniego zaplecza finansowego. Ważniejszy jest osobisty autorytet, opinia różnorakich środowisk, wcześniejsze osiągnięcia w samorządzie lokalnym. W ten sposób w polskiej polityce pojawiają się młodzi liderzy. W USA ten proces działa nieco inaczej i agresywne zbieranie funduszy jest konieczne. Ale jednocześnie odpowiednie instytucje na różnych poziomach dbają o to, by nie dochodziło na tym tle do nadużyć. Zdarzało się jednak wielokrotnie, że politycy ponosili odpowiedzialność karną za korupcję polityczną.
MK: Jak Pan sądzi, czy w Polsce ze względu na zakaz płatnych spotów wyborczych pojawią się telewizyjne klipy, finansowane przez zewnętrzne grupy, tak jak w USA to dzieje się poprzez tzw. grupy 527?
MS: Mam wrażenie, że ten zakaz spowoduje raczej, iż kampanie będą bardziej merytoryczne, mniej oparte na emocjach i pustych hasłach. Zyskają na znaczeniu także kontakty bezpośrednie z wyborcami oraz portale społecznościowe, które stają się ważną platformą dyskusji, prezentacji i wymiany poglądów.
MK: Również debaty telewizyjne zyskają na znaczeniu – w USA są one „solą politycznego widowiska”. Wspomniana przez Pana Bachmann na pewno będzie groźnym przeciwnikiem dla swoich konkurentów właśnie w debatach.
MS: Tak, zresztą na tym wiecu przedwyborczym uderzające było coś jeszcze – jak bardzo w USA w polityce dba się o szczegóły. Na przykład sztabowcy Bachmann zadbali, by przemawiając nie wyglądała na zbyt niską, dlatego stała na odpowiedniej wielkości podeście. Również jej przemówienie skonstruowano z dużą dbałością.
MK: Jakie są Pana zdaniem kluczowe sprawy, które można przenieść na polski grunt z tego po politycznego świata ?
MS: Pierwsza to kadencyjność samorządów. W Polsce brak limitów kadencji powoduje czasami, że prezydenci, burmistrzowie czy wójtowie stają się gospodarzami swoich gmin bez końca a w ich działanie wkracza rutyna. Druga sprawa to jednomandatowe okręgi wyborcze, dzięki którym politycy są bardziej niezależni od partii politycznych, tak jak to się dzieje w USA. W tym roku dzięki inicjatywie PO w wyborach do Senatu będą jednomandatowe okręgi, i myślę że to krok w dobrym kierunku.
MK: Na koniec pytanie o Obamę. Czy sądzi Pan że wygra kolejne wybory?
MS: Moim zdaniem wygra wybory, ale z dużą mniejszą przewagą niż w 2008 roku. I nie będzie to zwycięstwo na fali tak dużego entuzjazmu społecznego jak wtedy. Obama nie wykorzystał politycznej szansy do realizacji swojej agendy, którą dawała mu tzw. super większość jaką mieli Demokraci przez rok jego kadencji. I między innymi dlatego teraz będzie mu dużo trudniej o poparcie. Niewątpliwie likwidacja poszukiwanego od wielu lat przywódcy Al-Kaidy, Osamy bin Laden, wpłynie też na wynik wyborów.
MK: Jakie nadzieję wiążę Pan z jego wizytą w Polsce?
MS: Głównym celem wizyty będzie potwierdzenie sojuszniczych stosunków Polski i USA oraz omówienie najważniejszych kwestii dwustronnych. Nasze stosunki wykraczają poza ważną sferę obronną i NATO. Polska jako lider w regionie rozszerza współpracę gospodarczą m.in. w dziedzinie rozwoju energetyki nuklearnej i wydobycia gazu łupkowego. Nasze kontakty wymagają ożywienia, świeżości, o tym mówił prezydent Komorowski w grudniu w Waszyngtonie, a nie rutyny, której doświadczaliśmy we wcześniejszych latach. Szansy należy upatrywać w przyszłym zniesieniu obowiązku wizowego dla Polaków, który dziś szkodzi stosunkom dwustronnym i negatywnie wpływa na nasz odbiór Ameryki.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/114015-nasz-wywiad-michal-szczerba-o-wizycie-prezydenta-obamy-kontakty-polski-z-usa-wymagaja-ozywienia
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.