Nie róbmy polityki... Róbmy show! "W najrozmaitszy sposób ubarwiano opowieści o wyjątkowo owocnych polowaniach"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Okazuje się, że wybieg programu „Top Model" to droga, która może zaprowadzić całkiem daleko. Na przykład na Wiejską. Jedna z bohaterek prowadzonego z wielką  pasją przez Joannę Krupę programu postanowiła kandydować z listy SLD do Sejmu.

- Pan przewodniczący przekonał się w rozmowie, że pani Marta jest osobą o poglądach lewicowych i nowoczesnych – rzecznik SLD Tomasz Kalita zachwalał bohaterkę „Tap madl".

To przekonanie wystarczyło, żeby Grzegorz Napieralski wyraził zgodę na casting, tym razem nie na modelkę, ale posłankę.

- Cieszymy się, że się zdecydowała kandydować. Jest dobrze przygotowana, wykształcona i ma wrażliwość społeczną – dodawał.

Przygotowanie pani Marty jest bardzo szerokie, bo oprócz umiejętności chodzenia po wybiegu z gracją obejmuje również zwinność i gibkość konieczną do tańca na rurze. Szulawiak, która z powodu wieku (26 lat jak na modelkę to całkiem sporo) i wzrostu nie zaszła zbyt daleko w TVNowskim show, jest właścicielką striptizerskiej szkoły.

Komentarze, jakie w pierwszej kolejności dotyczą tej kandydatury, jak nie trudno się domyślić, dotyczą wyglądu pięknej kandydatki. 170 cm wzrostu, 56 kg wagi, miseczka "C", wymiary: 63-93.

- Śliczna dziewczyna i mądra. Widać po wyrazie twarzy – zachwala Ryszard Kalisz.

Jednak szybko się reflektuje i dodaje:

„Ci, którzy podejmowali decyzję na pewno brali pod uwagę jej walory intelektualne".

Jak się dziś w przedbiegach do Sejmu te intelektualne walory weryfikuje? Można na przykład, jak Kalisz, zajrzeć takiemu delikwentowi (czy raczej delikwentce) głęboko w oczy.

- Ma w oczach coś myślącego. I ma wrażliwość społeczną w oczach – zapewnia poseł SLD.

Co na potencjalną konkurentkę inne posłanki Sojuszu?

- Nie znam tej pani. Może zawsze się chciała zająć polityką, a ten program pomógł jej w tym, że dostała się do przewodniczącego. Może prowadziła jakieś akcje społeczne – zastanawiała się Katarzyna Piekarska.

- Widać, że jest ambitna i przebojowa, bo umówić się z przewodniczącym, to nie jest tak, że pstryk i światło. Ja czasami czekam dłużej, więc jestem nawet trochę zazdrosna – dodała z przekąsem.

Partia celebrytą stoi

Zamiłowania lidera SLD do pięknych kobiet są znane nie od dziś. To przecież on, jako kandydat na prezydenta, otaczał się dwoma kuszącymi blondynkami, które dziś bardziej są znane jako „aniołki Napieralskiego".

Bliźniaczki, Edyta i Anita, najpierw wystąpiły w klipie, w którym zapewniały Polaków, że „Są nas miliony", a potem obnażyły swoje wdzięki na łamach magazynu CKM.

- Współpracowaliśmy z nimi przy kręceniu teledysku, ale nie jesteśmy władni, by im czegokolwiek zakazywać – przekonywał Łukasz Naczas, kierownik biura medialnego SLD.

Zapewniał też, że Sojusz popiera taką formę kontynuowania kariery.

Ale droga z polityki do show biznesu jest dwukierunkowa – znane nazwisko i rozpoznawalna twarz pozwala skutecznie wybić się z szarości listy kandydatów. Co z tego, że to znacznie przekracza, może nie tyle przepisy ruchu drogowego, co po prostu granice dobrego smaku i przyzwoitości?

Mariaże polityki z showbiznesem to właściwie już chleb powszedni. Co ciekawe, po celebrytów z wielką ochotą  równie często co SLD sięgała Platforma Obywatelska. W 2008 roku radną PO w Gminie Centrum została 20-letnia wtedy Anna Mucha, której jedynymi zasługami pozostawał udział w serialu „M jak miłość" i bycie „byłą" Kuby Wojewódzkiego.

- Na czwartkowej sesji Anna Mucha, ubrana według młodzieżowej mody w eleganckie jasne spodnie i bluzeczkę ściśle opinającą jej figurę, otoczona była wianuszkiem adoratorów – relacjonował reporter gazety.pl.

Platforma już wcześniej stała się ciepłym przyczółkiem dla aktorów. W 2006 roku radnym Warszawy z listy PO na Mokotowie został Tadeusz Ross. Zulu Gula tak się zadomowił w polityce, że rok później został posłem Platformy. Radną została również Anna Nehrebecka. Znana z takich filmów, jak "Ziemia Obiecana" czy "Noce i dnie" kandydowała w wyborach do rady miasta z ostatniego miejsca listy PO w okręgu Śródmieście. Aktorka zebrała aż 12 611 głosów (15,89 proc.) - niemal tyle samo, co pierwsza na liście Ewa Malinowska-Grupińska (13 914 głosów - czyli 17,53 proc.).

Mariaż polityki z show-biznesem

Szczególnie płodnym w przyszłych parlamentarzystów okazał się program „Big Brother". Zwycięzca pierwszej edycji, były strażnik miejski, Janusz Dzięcioł na trwałe wkomponował się w scenę polityczną. Popularność zdobyta w telewizyjnym show przełożyła się na ponad 19 tys. głosów kandydując z list Platformy w wyborach parlamentarnych. Dzięcioł wkrótce został też posłem PO, a polityczne ambicje skłoniły go do kandydowania do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku, gdzie w ostateczności się nie dostał.

Na piersi „Wielkiego Brata" wyrósł też inny polityk – Sebastian Florek. Po występie w pierwszej edycji programu w 2001 roku, Florek z ramienia SLD był posłem na Sejm IV kadencji. Podobnie jak jego kolega z sękocińskiej rezydencji naszpikowanej kamerami, startował w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

SLD próbowała odwołać się także do muzycznych gustów swoich odbiorców. W latach 1998-2000 radną dzielnicy Ochota była Anna Najman, wokalistka zespołu Closterkeller, bardziej rozpoznawalna jako Anja Otrhodox

- To było tak. Zawsze sympatyzowałam z lewicą. Grałam na ich koncertach wyborczych i głosowałam na Kwaśniewskiego. Kiedyś na imprezce w Radomiu poznałam Piotra Ikonowicza. Bardzo sympatyczny człowiek. Jakiś czas później zadzwonił do mnie, czy nie zechciałabym kandydować na radną z rekomendacji PPS-u i z listy SLD. Po długich namowach wyraziłam zgodę - opowiadała "Gazecie".

Ale najsłynniejszy (udany!) transfer z telewizyjnego show do Sojuszu wykonał Bartosz Arłukowicz. „Agent" najpierw święcił triumfy w komisji hazardowej, a od kilku dni, po drobnej zmianie barw klubowych zasilił drużynę Tuska. Jako pełnomocnik premiera ds. wykluczonych.

Z kolei Samoobrona doceniała płeć piękną. W 2006 roku z listy tej partii do Rady Warszawy startowała Joanna Michalska, Miss Polonia z 1990 roku. Ale tak, jak w przypadku Michalskiej, takie polityczno-celebryckie transfery nie zawsze przynoszą oczekiwane skutki.

„To nie brudzi, to nie prostytuuje"

Kiedy zaciera się granica pomiędzy polityką a rozrywką, lukę próbują wykorzystać także dziennikarze. Bywa, że mariaże z polityką stają się początkiem końca kariery. Bartosz Węglarczyk, zaraz po tym, jak poprowadził finałowy odcinek programu „Top Model" przestał być szefem działu zagranicznego „GW". Sam Węglarczyk, ani Agora nie potwierdziła oficjalnie, że to kara za poprowadzenie show, ale „Rzeczpospolitej", która o całej sprawie poinformowała, podkreślała, że w redakcji "Gazety Wyborczej" krytycznym okiem patrzono już od dłuższego czasu, kiedy zaczął występować w programie "Dzień dobry TVN". Piotr Stasiński, wicenaczelny „GW" tłumaczył, że to Węglarczyk wyjechał tylko na zasłużony, zaległy urlop. Prawda jest taka, że po tych wakacjach na stanowisko szefa działu zagranicznego już nigdy nie wrócił, choć z „Gazetą" współpracuje nadal.

Tak radykalnych rozwiązań (chciałoby się dodać – niestety) nie powziął względem jednego ze swoich dziennikarzy ITI. Od kilku miesięcy, bardziej niż dziennikarzem TVN24 Jarosław Kuźniar jest prowadzącym „X Factor". Kiedy w mediach pojawiły się plotki, że prowadzący program „Wstajesz i wiesz" oraz autorskiej „Rozmowy bardzo politycznej" ma poprowadzić show, pojawiły się, całkiem słuszne wątpliwości, czy to aby nie jest przekraczanie granicy pomiędzy newsem a rozrywką.

Sam Kuźniar powiedział, że na poprowadzenie programu zdecydował się po obejrzeniu jego brytyjskiej edycji.

- To nie brudzi, to nie prostytuuje. To poszerza umiejętności – zapewniał i przekonywał, że z pracy w programach informacyjnych TVN rezygnować nie zamierza.

Od jakiegoś czasu, kiedy bladym świtem przy poniedziałkowym śniadaniu czas umila mi pan Jarosław, zastanawiam się, czy aby nie pomieszały się mu te dwa światy, dziennikarski z rozrywkowym. Poranki TVN24 prowadzi, jakby był w „X Factor", „X Factor" jak „Rozmowę bardzo polityczną".

Na pytanie o wątpliwości czy poprowadzić show, Kuźniar odpowiadał:

„Miałem, bo od razu pomyślałem, że to jest show muzyczny i to trochę jakby nie moja bajka. Ale tak naprawdę, w tym programie prowadzący nie musi się znać na muzyce – zapewniał Kuźniar. Jak widać, na polityce i na dziennikarstwie też się znać nie trzeba...

Rozwój całodobowych kanałów informacyjnych to doskonała pożywka dla panoszącego się coraz bardziej infotainmentu. Właściwie to nic nowego. Tadeusz Jagodziński, dziennikarz polskiej sekcji BBC, przypomina, że ludzkość już od czasów przedpiśmiennych łączyła informację z rozrywką.

- W najrozmaitszy sposób ubarwiano opowieści o bitewnych wyczynach czy wyjątkowo owocnych polowaniach – uważa Jagodziński.

Zapewne szeroka paleta zalet aktora czy piosenkarki obejmuje także tę niezbędną umiejętność ubarwienia szarej politycznej rzeczywistości.

- Boję się jej konkurencji, uważam, że jest lepsza ode mnie – lekko ironizował na temat nowej kandydatki do SLD Ryszard Kalisz.

Kiedy na Wiejską wkrada się mentalna degeneracja, rzeczywiście jest czego się obawiać. Właśnie ruszyły castingi do kolejnej edycji „Mam talent"...

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych