Graczyk: Tak dobrze szło, już wszystkie "autorytety moralne" wyraziły stosowne oburzenie, aż tu nagle "Rzeczpospolita" wszystko popsuła

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Z Grzegorzem Braunem jest mi w wielu sprawach nie po drodze. Czy z tego wynika, że powinienem mu – gdybym miał taką możliwość – zakneblować usta?

- pyta na łamach "Rzeczpospolitej" publicysta Roman Graczyk. Zdaniem publicysty to, co wydarzyło się po słynnej wypowiedzi Grzegorza Brauna na KUL, jest miarą tego, czy poważnie traktujemy zasadę wolności słowa.

I nie ma tu nic do rzeczy, czy uznajemy, że wrocławski reżyser ma czy też nie publiczny status każący się z nim liczyć. Bo klasyczne wolterowskie: "Nienawidzę twoich poglądów, ale oddałbym życie, abyś mógł je głosić", albo odnosi się do wszystkich, albo nie ma sensu.

Dlatego Graczyk polemizuje z Katarzyną Wiśniewską, określającą Brauna człowiekiem, który "własną małość kompensuje opluwaniem Wielkich" ("Gazeta Wyborcza", 14 – 15 maja).

Uważam, że – mimo wszystkich zastrzeżeń do jego osoby – jest to twórca nietuzinkowy ("Errata do biografii", "Towarzysz Generał"). Nawet gdyby przyjąć za Wiśniewską, że Braun jest nikim, należałoby go potraktować podmiotowo – jako osobę. Tego uczą mistrzowie katolickiego personalizmu tak – zdawałoby się – drodzy "Gazetowej" specjalistce od Kościoła.

I dalej pyta:

Skoro my, dziennikarze, podmiotowo traktujemy bandytów, którzy mają krew na rękach, skoro podmiotowo traktujemy komunistycznych dyktatorów, publikując wywiady z nimi, to dlaczego mielibyśmy gorzej od nich potraktować Grzegorza Brauna?

Co do formy wypowiedzi Brauna, Graczyk nie ma wątpliwości. Twierdzi, że Braun obraził pamięć abp. Życińskiego. Ale nie w taki sposób, w jaki chcieliby to widzieć publicyści "Gazety Wyborczej".

Grzegorz Braun, otóż, skrytykował arcybiskupa za "sianie zamętu" przez swoje wypowiedzi w mediach. Można się było z arcybiskupem zgadzać albo nie w jego diagnozach stanu polskiego życia publicznego, ale tylko w złej wierze dałoby się zaprzeczyć, że istotnie abp Życiński był hierarchą, który dzielił. Braun powiedział, że wystąpienia Życińskiego utrudniały wielu katolikom "rozeznanie się" w tym, co Kościół popiera, a czego nie popiera. I z tym trudno byłoby się nie zgodzić.

W kwestii współpracy abp. Życińskiego z SB Graczyk wypowiada się bardzo powściągliwie, ale nie uznaje sprawy TW Filozofa za ostatecznie rozstrzygniętą:

Nie da się ukryć, że zmarły metropolita lubelski radykalnie zmienił poglądy w sprawie lustracji, gdy miały zostać ujawnione dokumenty dotyczące TW Filozof. Nie można też zaprzeczyć, że Józef Życiński był w latach 1977 – 1990 zarejestrowany właśnie jako TW Filozof.

Moja wiedza w tej sprawie na tym się kończy, zatem nie twierdzę zgoła nic w przedmiocie współpracy Życińskiego z SB lub też jej braku. Potrafię sobie doskonale wyobrazić sytuację, kiedy ks. Życiński zarejestrowany jako tajny współpracownik następnie de facto tym współpracownikiem nie jest, bo np. pozoruje współpracę. Potrafię to sobie wyobrazić, ale tego nie wiem, a przeciwnicy Brauna robią takie miny, jak gdyby to wiedzieli.

Roman Graczyk odnosi się również do krytyki, jaka spadła na redakcje "Rz" za opublikowanie wywiadu z Braunem:

Być może dałoby się przyjąć, że czynimy wyjątek od Woltera, gdyby uznać, że "Rzeczpospolita", publikując rozmowę z Braunem, stała się po prostu tubą jego poglądów. Ale tak nie było. Wbrew temu, co piszą komentatorzy z "GW", redakcja "Rzeczpospolitej" kilkakrotnie oceniła epitety Brauna pod adresem arcybiskupa jako niedopuszczalne, w samym wywiadzie Braun musiał się skonfrontować z odmiennym stanowiskiem, a w końcu rozmowę z nim kontrapunktowano rozmową ze Stanisławem Obirkiem, który na Braunie nie zostawił suchej nitki. Mało?

Dla redakcji "GW" to jednak za mało. Zarządzono więc operację "unicestwić Brauna":

Tak dobrze szło, już wszystkie "autorytety moralne" wyraziły stosowne oburzenie, aż tu nagle "Rzeczpospolita" wszystko popsuła. Okazało się, że ten człowiek ma jakieś poglądy, że są to poglądy reprezentatywne dla jakiejś części polskich katolików, a do tego, w tym czy owym, da się z nimi dyskutować. To jest dla operacji "unicestwić Brauna" katastrofa.

Wniosek jest jeden: trzeba zlikwidować "Rzeczpospolitą" albo oddać ją w ręce jakiegoś "autorytetu moralnego".

 

Bar, źródło: rp.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych