Nasz wywiad. Krzysztof Czabański o liście Łętowskiego: kuriozalny. "Sekunduje w próbach stworzenia medialnego monopolu"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

wPolityce.pl: Maciej Łętowski, członek Zarządu Presspubliki z ramienia Skarbu Państwa, wraz z drugim wiceprezesem Andrzejem Sierantem, napisał list krytykujący redakcję „Rzeczpospolitej" za publikację wywiadu z reżyserem Grzegorzem Braunem. Wysłał ten list także do „Gazety Wyborczej". Jak pan ocenia tę sytuację?

Krzysztof Czabański, publicysta, w PRL dziennikarz opozycyjny, w latach 2006-2007 prezes Polskiego Radia: Jako kuriozalną. W normalnej firmie byłby to wstęp do odejścia obu panów z władz spółki wydające „Rzeczpospolitą". Wtedy, ale już po formalnym odejściu, mogą głosić co chcą, choć oczywiście czy tak się robi to już zależy od kultury osobistej, przestrzegania pewnych reguł. Ten list szkodzi wizerunkowi głównego produktu spółki w której zarządzie zasiadają czyli „Rzeczpospolitej".  Takie zachowanie to dla mnie rzecz niewyobrażalna.

Warto przypomnieć, że w spółkach medialnych nastawionych na zysk, a więc wszystkich prywatnych, próbuje się jednak za wszelką cenę chronić niezależność redakcji. Buduje się to co Adam Michnik nazywał „chińskim murem" pomiędzy wydawcą a redakcją. Z dochodzenia w sprawie afery Rywina wiemy, że w „Wyborczej" działało to koślawo o ile w ogóle. Jednak niezależnie od jakości tego muru w „GW" problem jest autentyczny. Zarząd spółki, dążący do maksymalizacji zysków, może czasami potykać się o własny produkt medialny. Może dyskutować, zgłaszać uwagi. Ale wewnątrz! Wynoszenie czegokolwiek na zewnątrz jest już działaniem na szkodę spółki.

 

Maciej Łętowski powinien pana zdaniem ponieść konsekwencje?

Normalny właściciel by takiej sytuacji nie tolerował. Jednak sytuacja w Presspublice jest szczególna, mniejszościowym współwłaścicielem jest Skarb Państwa i zapewne, choć to kuriozalne, jest z takiego zachowania zadowolony. Jak wiemy od wielu miesięcy Skarb Państwa dąży do zmiany kierownictwa gazety, do przejęcia wpływu na treści tam publikowane.

 

To jest intencja politycznego przejęcia gazety?

Niewątpliwie ten ruch pana Łętowskiego mieści się w logice kolejnych prób podporządkowania „Rzeczpospolitej" rządzącemu układowi politycznemu. Wcześniej były groźby wystąpienia o likwidację spółki, różne pomruki krytykujące kierunek i niezależność dziennika, pogróżki zmuszenia brytyjskiego udziałowca do odsprzedaży jego części firmy i sprzedaży całości komuś kto będzie powolny władzy. Tego nie można odczytywać inaczej, bo tych zdarzeń było za dużo. Nie chcę oceniać intencji pana Łętowskiego, ale fakty mówią same za siebie – to jest ciąg dalszy nacisków politycznych  na tę redakcję. Tym razem podwójnie skandalicznych bo w wykonaniu członków zarządu spółki gazetę wydającej.

Rzecz jest jeszcze o tyle bulwersująca, że pod tym listem pan Łętowski podpisał się także jako adiunkt Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i nauczyciel aspirantów do zawodu dziennikarskiego. Czyli pokazuje tym młodym ludziom jak najgorszy przykład. Pokazuje, że interesy zewnętrzne mogą manipulować dziennikarzami. Zawsze tak było ale naturalnym odruchem dziennikarza i wykładowcy dziennikarstwa jest stanięcie po stronie kolegów.

Kolejna niezręczność to fakt, że Maciej Łętowski jest pracownikiem KUL i tym listem przyłącza się do oficjalnego stanowiska uczelni.

 

Redaktor Naczelny „Rzeczpospolitej" Paweł Lisicki napisał, że odbiera ten list jako próbę ingerencji w treści ukazujące się na łamach kierowanego przez niego dziennika. Ma rację.

Oczywiście. Spójrzmy szerzej – niezależności redakcji „Rzeczpospolitej" od dłuższego czasu broni przedstawiciel brytyjskiego udziałowca. Dostajemy kolejny dowód, że żyjemy w jakimś bantustanie. Polskie głównonurtowe elity chcą już nawet nie aksamitnej dyktatury tylko dyktatury wprost. Próbują za wszelką cenę wyrzucić z debaty publicznej niemal połowę narodu, stłamsić tę grupę i na dodatek kazać jej milczeć. Każą połowie narodu milczeć, przy okazji ją obrażając, przylepiając etykietę faszystów, radykałów, nacjonalistów czy co tam akurat znajdą pod ręką. To niepojęte. Trudno to nazwać inaczej niż brutalną próbą ograniczenia, a wręcz zdławienia, wolności słowa.

 

Ta próba tym razem przyszła z zaskakującej strony. Pan Maciej Łętowski to dziennikarz znany i doświadczony. Jego zachowanie wielu ludzi przyjmuje z najwyższym smutkiem, niektórzy z zażenowaniem. Dlaczego tak się zachowuje, dlaczego zapomina o zasadach dziennikarskiej niezależności? Co się stało z Maciejem Łętowskim, którego pan dobrze zna.

Trudno mi wchodzić w jego duszę. Na pewno jestem zaskoczony i rozczarowany ewolucją jaką przeszli dwaj ludzie, którzy w przeszłości położyli spore zasługi dla niezależnego dziennikarstwa i wolności słowa. Pierwszym takim człowiekiem jest Tomasz Wołek. Drugim właśnie Maciej Łętowski. Wcześniej wydawało się, że działają na rzecz budowania niezależnych mediów, zwiększania pluralizmu. Obecnie działają w kierunku przeciwnym.

 

Maciej Łętowski niedawno jeszcze pisywał do redagowanego przez Tomasza Sakiewicza miesięcznika „Niezależna Gazeta Polska" co sugerowało, że rozumie konieczność istnienia pluralistycznych mediów.

Tym większe moje obecne zaskoczenie. Obaj, Wołek i Łętowski, wyraźnie przesuwają się w stronę Agory i TOK FM. To co prezentują obecnie, jak Wołek w TOK FM czy w TVN, a Łętowski w Presspublice, pokazuje, że wybrali na trwałe wspólną drogę z tamtymi środowiskami. I podzielają ich pogląd na media, sekundują w tych próbach stworzenia medialnego monopolu.

 

Krąży w środowisku dziennikarskim też taka wersja, że celem działań pana Łętowskiego jest zmiana obsady kierownictwa „Rzeczpospolitej" i usadzenia na tym stanowisku blisko związanego z władzą i Platformą Obywatelską Tomasza Wołka. To możliwe?

Cóż, mogę się tylko roześmiać. Ambicje ludzi są niezmierzone, ale jednak Tomasz Wołek jako redaktor naczelny dużego opiniotwórczego konserwatywno-liberalnego dziennika, to jednak wizja na szczęście chyba fantastyczna.

Ale jedno chcę jeszcze powiedzieć wyraźnie: na łamach „Rzeczpospolitej" ukazują się głosy ukazujące całość poglądów występujących w społeczeństwie. Bardzo często dziennik ten drukuje teksty Waldemara Kuczyńskiego, jego żony Haliny Flis-Kuczyńskiej, Wojciecha Sadurskiego, Ireneusza Krzemińskiego, głosy ludzi z centrum jak Piotr Zaremba, a idąc bardziej na prawo Bronisława Wildsteina czy Rafała Ziemkiewicza. I wielu innych autorów. Czasem nawet zżymam się, że tych głosów liberalnych i z centrum jest tak dużo. Gdyby jednak pozostałe redakcje stosowały podobne zasady jak „Rzeczpospolita", były tak otwarte na wszelkie strony debaty publicznej, to nasz rynek mediów byłby dużo bardziej pluralistyczny, wolny, ciekawszy.

Przeczytaj też: Lisicki o kuriozalnym zachowaniu Łętowskiego: "ani Michnik, ani Łętowski nie będą dyktowali "Rz", co ma komentować, jak i kiedy"

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych