Bomba z opóźnionym zapłonem – tak można określić pomysł stworzenia wspólnej waluty obowiązującej w wielu krajach, bez wprowadzenia w nich jednolitego ośrodka zarządzania gospodarczego. Na kontynencie europejskim, gdzie tradycja samodzielnej państwowej polityki gospodarczej sięga setek lat, była to decyzja bardzo odważna. Uznano, że państwa powinny przy pomocy swoich odrębnych instytucji tak sterować trajektorią rozwoju własnej gospodarki, by jednocześnie zacieśniać powiązania z innymi i zachowywać ramowe reguły Paktu stabilności i wzrostu. Ostatni kryzys ujawnił coś, co można było przewidzieć już w momencie powstania strefy euro: brak silnych sankcji za nieprzestrzeganie reguł przy jednoczesnym nieoptymalnym charakterze obszaru walutowego prowadzi do asymetrycznych trendów, które budują gigantyczną nierównowagę w wymianie handlowej, w przepływach finansowych i zadłużeniu prywatnym.
Poza tym wspólną walutę powołano do życia cztery lata po przyjęciu Jednolitego aktu europejskiego, który miał zniwelować bariery gospodarcze i uwolnić realne przepływy ludzi, towarów, usług i pieniądza. W rzeczywistości okazało się, że swobodnie po Unii może krążyć przede wszystkim pieniądz i towary. Realnie poza swoim rodzinnym krajem mieszka i pracuje jedynie 10 proc. Europejczyków. Również rynek usług, stanowiący średnio 70 proc. europejskich gospodarek, wciąż jest obwarowany restrykcjami na poziomie różnych norm i standardów jakościowych czy też technicznymi ograniczeniami uniemożliwiającymi świadczenie usług na odległość. Mamy zatem wspólną walutę bez pogłębionego jednolitego rynku.
Marcowy szczyt Rady Europejskiej miał uratować strefę euro przed rozpadem. Podjęto decyzję o powstaniu stałego mechanizmu finansowego, który ma amortyzować restrukturyzację zadłużenia poszczególnych krajów UE. Zaostrzono mechanizm zarządzania gospodarczego, czyli przyjęto tzw. Pakt Euro Plus. Oba te punkty zbliżają nas do zbudowania w Europie federalnej struktury quasi-państwowej.
Europejski Mechanizm Równowagi (EMR) stanie się namiastką unii transferowej. Będzie pozwalał instytucjom finansowym z państw północy Europy utrzymać nadzieję na odzyskanie funduszy, które zainwestowały w krajach południa kontynentu. Chodzi o nadwyżki finansowe, które kraje o konkurencyjnych gospodarkach uzyskały w wyniku wzrostu handlu wewnętrznego w UE. Są to niemal 2 bln euro. Niezbędny wkład gotówkowy muszą do EMR wnieść także ci, którzy z płynnością mają duże problemy, czyli np. Włosi.
Z kolei Pakt Euro Plus jest próbą – moim zdaniem skazaną na porażkę – zmuszenia przez Niemcy parlamentów poszczególnych krajów do przegłosowania ustawodawstwa oszczędnościowego na podobieństwo tego, które nasi sąsiedzi zza Odry wprowadzają u siebie przez ostatnie 10 lat. Utrzymanie dyscypliny finansów publicznych w obrębie całej Unii, wprowadzenie koordynacji w planowaniu budżetowym i polityce gospodarczej oznacza nałożenie sztywnego gorsetu na delikatną tkankę różnorodnych krajowych uregulowań. W tym kontekście dziwić może też dobrowolny akces do niego Polski.
Pytanie, czy gospodarka europejska jako całość przetrwa falę podwyżek stóp procentowych, które Europejski Bank Centralny musi podjąć, by zapanować nad rosnącą inflacją. I czy poszczególne systemy polityczne spełnią wymagania jednolitej polityki monetarnej? Innymi słowy, czy Hiszpania może stać się Niemcami? Wkrótce się przekonamy.
Tekst został pojawił się w magazynie "Forbes". Publikujemy za zgodą autora.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/113608-czy-hiszpania-moze-stac-sie-niemcami-widmo-rozpadu-strefy-euro-krazy-nad-europa
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.