Kiedy wczoraj w TVP Info rozmawiałem na temat wojny rządowo-kibicowskiej, jej przyczyn i możliwych rozwiązań problemu z byłym szefem PZPN Michałem Listkiewiczem, błyskawicznie wskazał jak naprawić sytuację na stadionach. Wystarczy - dowodził - zmienić jeden przepis prawny, tak by zakaz stadionowy dla chuliganów obejmował wszystkie imprezy sportowe. Teraz chuligan objęty zakazem obecności na meczach ekstraklasy pojawia się na meczach Pucharu Polski lub reprezentacji. To powoduje demoralizację i nieskuteczność.
Nie sądzę by premier Donald Tusk nie miał dostępu do Michała Listkiewicza. Mógł jego i innych przepytać jak walczyć z kibolami. Mógł, ale właściwie nie mógł. Bo wtedy nie byłoby zabawy.
Powiem szczerze - nie rozumiem fascynacji kulturą kibolską, nie bawią mnie opowieści niektórych prawicowych komentatorów o pijaństwach, burdach, zadymach. Jak większość Polaków chciałbym by stadiony dawały okazję do dobrego kibicowania, także z całą rodziną. Chamstwo, agresja, także antysemityzm nie powinny mieć miejsca na stadionie. A jeśli ktoś wychodzi ze stadionu i zaczyna demolować miasto, powinien zostać zamknięty.
Proste. Jest prawo, trzeba je egzekwować. Jeśli ja bym poszedł na ulicę i zaczął rzucać koszami na śmieci, zaraz wyłapałby mnie monitoring miejski, podjechała straż miejska lub policja, zamknęli, skierowali sprawę do sądu i byłoby po temacie. No, ale jak robi to kibol, to to jest emocja, ma prawo. Nie! Nie ma prawa.
Zadaniem premiera jest nie dopuścić do takich zachowań. Od ponad trzech lat szef rządu współodpowiada za przygotowania do EURO 2012. W tym także za ważny ich element - bezpieczeństwo na stadionach i wokół nich. Jeśli dzisiaj musi ogłaszać wojnę z kibolami, przerażony, przerażenie eksponujący (wraz z prorządowymi mediami), to znaczy, że ostatnie kilkadziesiąt miesięcy zmarnował. Bo dziś można poprawiać pewne rozwiązania. Ale skoro, jak twierdzi, problem tak nabrzmiał, że trzeba dziś sięgać po środki nadzwyczajne, to mamy do czynienia z klapą na całej linii.
Chyba, że... No właśnie, chyba, że nie chodzi o kibiców, piłkę, kiboli, zadymy i bezpieczeństwo. Chyba, że chodzi o małą wojenkę, taką na skalę rządu małych kroczków, która odwróci uwagę od przyjętego właśnie budżetu, który zapowiada niezwykle ciężki powyborczy rok czy kompromitacji rządu w związku ze śledztwem na temat tragedii smoleńskiej. Która będzie nowym dopalaczem w związku z widocznym wyczerpywaniem się paliwa antypisowskiego. Która będzie wojenką w Libii Sarkozego, kampanią czeczeńską Putina, czy kastracją pedofili (ach, to było piękne!) z pierwszego okresu rządów PO.
Takie ma przeczucie. Sądzę, że doradca Donalda Tuska, nadredaktor rządu Igor Ostachowicz, ten faktyczny wicepremier, z uwagą obserwuje czy i tym razem "zażarło". Czy media się kłócą, są za czy przeciw, nieważne. Ważne że biorą, kupują temat, wchodzą w dyskusję.
Na razie żre. Z jedną uwagą - coraz więcej osób ma chyba wrażenie, że coś tu nie gra. A Państwo?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/113203-odwracacz-uwagi-znowu-wlaczony-czyli-o-czym-mysli-teraz-nadredaktor-rzadu-igor-ostachowicz
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.