Budżetowe sztuczki
Rząd ma przyjąć dzisiaj projekt budżetu na rok przyszły. Rozpoczyna się dyskusja nie nad tym dokumentem, bo właściwie nie ma, o czym dyskutować, ale nad powodami pośpiechu, w jakim PO i PSL próbują przeforsować kolejną ważną ustawę.
Projekt zostanie pewnie bez większych zmian przepchnięty przez Sejm, sposobem, który rządząca koalicja opanowała do perfekcji. Szybko, bez dyskusji, bez głębszej analizy. Donald Tusk nawet nie będzie specjalnie starał się uzasadniać tego pośpiechu, bo znajdą się dyżurni komentatorzy i analitycy, którzy będą przekonywać, że to genialne posunięcie i oto po raz kolejny Premier okazuje się wielkim strategiem i dla dobra nas wszystkich podjął się takiego wysiłku. Tak, więc w tym zachwycie nad genialnością Tuska, zagrzewanego do boju przez niestrudzonego ministra Rostowskiego, pominięta zostanie zasadnicza dyskusja, w jakim kierunku zmierzają polskie finanse publiczne i jaka czeka nas przyszłość – nie tylko za rok, ale i za lat kilka. Pewnie kilku ministrów będzie widowiskowo spierało się medialnie o priorytety budżetowe, aby potem przyjąć z pokorą jedynie słuszne zdanie Premiera. Ten scenariusz poznaliśmy doskonale przy okazji wprowadzania zmian w systemie emerytalnym.
Dlaczego budżet ma być przyjęty przez sejm wiosną? Nie jest to w żadnym przypadku wyraz ożywienia wiosennego rządu. Raczej jest to ożywienie wyborcze. Czysta, polityczna kalkulacja. Donald Tusk postanowił uciec przed problemami i odpowiedzialnością za stan polskich finansów. Uchwalenie budżetu teraz, na podstawie mało realnych wskaźników ekonomicznych, pozwala mu skonstruować plan finansowy, w którym zmieści wyborcze obietnice, nie narazi się żadnej grupie społecznej i wreszcie tak wysteruje deficytem i długiem, aby nie podpaść Komisji Europejskiej. Czyli wilk syty i owca cała. Niestety tylko pozornie. Jesienią, kolejny rząd po wyborach będzie musiał dokonać nowelizacji budżetu. Nic, bowiem nie wskazuje na to, że założone dane makroekonomiczne rzeczywiście okażą się realne. Gdyby nawet tak było i rzeczywiście, PKB by wzrastało, bezrobocie w szybkim tempie malało, a inflacja nie powodowała zahamowania konsumpcji i nagle w jakiś cudowny sposób nastąpiło ożywienie w zakresie inwestycji, to i tak jest to budżet na przetrwanie. Nie ma w nim zmian systemowych, które gwarantowałyby, że za rok czy dwa kolejny minister finansów nie będzie stosował sztuczek księgowych, aby obniżać na papierze polski dług, co - trzeba wyraźnie zaznaczyć - nie jest jednoznaczne z rzeczywistym jego zmniejszeniem.
Donald Tusk za pomocą sztuczek budżetowych kupuje sobie czas do wyborów. Jesienią będą się martwić inni i to oni będą musieli poradzić sobie z problemami finansów publicznych. To nie Donald Tusk będzie głosicielem złych wiadomości. To ktoś inny będzie musiał odbierać Polakom, to, co teraz obiecuje bez pokrycia PO i PSL. Gdyby zaś jednak, nadal im przyszło dźwigać ciężar rządzenia, to zawsze znajdzie się jakiś winny, na którego będzie można zrzucić odpowiedzialność. To ekipa Tuska przetestowała już z powodzeniem wielokrotnie. Niestety kosztem Polaków.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/113138-budzetowe-sztuczki-donald-tusk-postanowil-uciec-przed-odpowiedzialnoscia-za-stan-polskich-finansow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.