Aszchabad, turkmeńska reprymenda. "Europa też by się czasem grzmotnęła we własne piersi..."

1. Gdzie jest ten Aszchabad? - zapytał zdziwiony oficer kontroli paszportowej na lotnisku w Brukseli, oglądając mój bilet..

W Turkmenistanie –odpowiedziałem.

W Turkmenistanie? - oficer zdziwił się jeszcze bardziej...

2. Byłem wTurkmenistanie, z delegacją Parlamentu Europejskiego.

Terytorialnie wielki kraj, prawie pół miliona kilometrów kwadratowych i zaledwie 5 milionów ludzi. Ziemi uprawnej ledwie 3 procent, reszta to pustynia Kara-Kum. Gospodarka Turkmenistanu to gaz, gaz, gaz i trochę bawełny.

Stolicą Turkmenistanu jest Aszchabad, miasto znane już w starożytności, leżące na jedwabnym szlaku z Europy do Chin. Starego Aszchabadu jednak nie widziałem, nawet nie wiem, czy jeszcze istnieje. Widziałem tylko nowy i trochę sztuczny Aszchabad, kilka kilometrów kwadratowych miasta składającego się z okazałych rządowych pałaców, o których można powiedzieć, że próbują być ładne. Wszystkie nowe, sprzed kilku zaledwie lat, kolejne się budują. Płaci rząd pieniędzmi za gaz, budują głównie Turcy i Francuzi.

Jak na 5-milionowy kraj, o liczbie ludności zbliżonej do województwa mazowieckiego,Turkmenistan ma naprawdę okazałe budynki rządowe, godne mocarstwa światowego. Budują się one i zasiedlają tak szybko, że nawet miejscowi nie nadążają za tempem zmian. Taksówkarz miał mnie zawieźć do Ministerstwa Spraw Zagranicznych i zawiózł mnie, ale do starej siedziby, tymczasem nowy pałac ministerstwa jest już winnej części miasta.

3. Hotel Sofitel w Aszchabadzie to chyba najbardziej luksusowy hotel, jaki widziałem. Goście dzielili się na trzy grupy. Pierwsza to delegacja Europarlamentu, druga - zespół ludowy w regionalnych, barwnych strojach, który przyjechał do stolicy na gościnne występy przed prezydentem. A trzecia to ekipa prezydenta Białorusi Łukaszenki, który równo z nami przyjechał do Turkmenistanu. Z rana w stylu amerykańskim odbył jogging.

4. Turkmenistan ma długą historię. Kiedy nasi przodkowie jeszcze ganiali mamuty, tam już była cywilizacja. 50 kilometrów od Aszchabadu są ruiny Nisy, stolicy perskiego imperium Achmenidów, czasy sławnych królów Dariusza i Kserksesa, tych, którzy najeżdżali Greków i bili się z nimi w Termopilach i pod Maratonem. Pośrednio Persom z Turkmenistanu zawdzięczamy bieg więc bieg maratoński.

Potem było to państwo Partów, którego król Mitrydates w II wieku przed Chrystusem z powodzeniem bił się z Rzymem.

Potem Arabowie przyprowadzili tu islam, po nich Aszchabadem zawładnęli Turcy, potem Czingiz-Chan włączył Turkmenistan w skład największego terytorialnie państwa w dziejach świata, potem znowu przyszli Turcy, a w XIX wieku ziemię turkmeńska podbili nasi słowiańscy bracia Rosjanie. I tak było az do 1991 roku, gdy Jelcyn się upił w Puszczy Białowieskiej i rozwiązał Związek Radziecki.

Turkmenistan zmuszony wtedy został do bycia państwem niepodległym.

Pierwszy sekretarz Komunistycznej Partii Turkmenistanu został prezydentem Turkmenbaszą i wsławił się kultem jednostki w stylu północnokoreańskim.

Po śmierci Turkmenbaszy nowym prezydentem został dentysta z zawodu Berdimuhamedow, który z kultem jednostki próbował nawet zerwać, ale mu się nie udało. W Aszchabadzie portrety prezydenta wiszą wszędzie, a każde oficjalne przemówienie naszych turkmeńskich gospodarzy zawierało obowiązkowe odniesienie do światłości prezydenta.

Trzeba jednak oddać nowemu prezydentowi, że w odróżnieniu od Turkmenbaszy – otworzył się trochę na świat i na Europę.

5, 4. Co ma Europa do Turkmenistanu i po co tam jeździ? Chciałaby mieć turkmeński gaz,dostarczany przez Turcję rurociągiem „Nabucco", który jednak wciąż pozostaje w sferze marzeń. Dla Turkmenistanu zaś zwrot ku Europie jest jedną z form uniezależnienia się od Rosji, bo obecnie większość turkmeńskiego gazu zagospodarowuje Gazprom. Ale Turkmeni wybudowali już linię do Iranu, budują druga do Chin, w planie są też połączenia gazowe z Indiami, no i z Europą.

6. Europa ma w odniesieniu do krajów azjatyckich jeden nieprzyjemny dla nich zwyczaj – poucza ich w sprawach demokracji i praw człowieka.

My się podniecamy, a Turkmeni słuchają tego bajania o demokracji jak tureckiego kazania.... nie, tureckie kazania to oni rozumieją, bo języki podobne, oni nas słuchają jak europejskiego kazania, albo raczej europejskiego pieprzenia, żeby nie powiedzieć dosadniej.

7. Demokracja.... Oni od dwóch i pół tysiąca lat, od Dariusza Wielkiego po Breżniewa, Gorbaczowa i Turkmenbaszę żyli pod satrapami, tyranami, sułtanami, chanami i pierwszymi sekretarzami – a my im każemy nagle uczyć się demokracji.

- A my znamy demokracje w Kirgizji, która skończyła się wojna domową – mówią Turkmeni z przekąsem. A w Turkmenistanie spokój. Nie ma partii politycznych poza prezydencką, ale nie ma też i mafii, narkotyków, porwań dla okupu.

8.. Prawa człowieka... Minister Spraw Zagranicznych Turkmenistanu Meredow udzielił nam nawet swoistej reprymendy.

A jak tam u was, w Europie prawa człowieka? – zapytał kąśliwie w odpowiedzi na nasze europejskie napomnienia.. Słyszałem, że jeden z krajów w Unii wprowadził prawo zezwalające na eutanazję. Dobijanie chorych ludzi ... ładne mi prawa człowieka macie u was w Europie!

Albo legalizacja miękkich narkotyków....to nasi turkmeńscy żołnierze walczą z przemytnikami na granicy afgańskiej, giną w boju, a wy co –białą śmierć legalizujecie? To są prawa człowieka? – grzmiał turkmeński minister.

Tłumacz a rosyjskiego na angielski trochę łagodził jego wystąpienie, ale i tak koledzy europosłowie byli w szoku.

Cieszyłem się, że nie jestem przewodniczącym delegacji i nie ja musiałem na te reprymendy odpowiadać. Bo trochę racji ten Turkmen miał.

Europa też by się czasem grzmotnęła we własne piersi....

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych