Dzięki sumiennej pracy historyków (szczególnie zatrudnionych w Instytucie Pamięci Narodowej) wiemy już dzisiaj sporo o tym, jakie role odegrali w naszych najnowszych dziejach komunistyczni wykonawcy woli Kremla.
Nikt rozsądny nie ma już chyba dzisiaj najmniejszych wątpliwości, że wprowadzając stan wojenny generał Wojciech Jaruzelski bronił wyłącznie upadającego systemu, samego siebie oraz swoich towarzyszy z Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, Ludowego Wojska Polskiego i aparatu bezpieczeństwa.
Wprawdzie wciąż dyskutowana jest jeszcze sprawa zagrożenia (lub nie) Polski w 1981 roku wkroczeniem wojsk Układu Warszawskiego, ale systematycznie upubliczniane archiwa z tamtych czasów - także sowieckie, chociaż tylko we fragmentach - zdecydowanie przeczą opiniom nielicznych, ale głośnych dzięki lewicowym mediom postkomunistów, którzy nadal uparcie twierdzą (broniąc własnych życiorysów), iż Jaruzelski uchronił nasz kraj przed spacyfikowaniem go przez Armię Czerwoną i jej sojuszników.
Ale czy zdławienie "solidarnościowego" zrywu wolnościowego siłami LWP i całego aparatu terroru PRL nie było tak naprawdę obcą interwencją? Przecież cała komunistyczna władza i podległe jej resorty siłowe stanowiły integralną część kremlowskiego imperium, które zwasalizowało Polskę i wiele innych państw po II wojnie światowej. Ubrani w polskie mundury żołnierze, milicjanci i zomowcy służyli więc - choć wbrew własnej woli, pod przymusem - cudzej sprawie, przyczyniając się do zniewolenia własnego narodu.
Po wielu latach można już spojrzeć na tamten grudzień i kolejne miesiące stanu wojennego bez szkodliwych przy wydawaniu historycznych ocen emocji. Da się też precyzyjnie oddzielić tych, którzy w pełni świadomie zdradzili swoją ojczyznę od tych, którym nie pozostawiono wyboru, każąc przelewać bratnią krew, łamiąc im serca i znieprawiając sumienia. Nie każdy człowiek ma przecież naturę bohatera, nie każdemu wystarcza odwagi, by odmówić - ryzykując życiem - wykonywania zbrodniczych rozkazów, nie od każdego można oczekiwać takiego męstwa, jakim wykazał się przed 1981 rokiem pułkownik Ryszard Kukliński, broniąc honoru polskiego oficera.
Symbolem tych pierwszych na zawsze pozostanie już Wojciech Jaruzelski. A ponieważ symbole grają wielką rolę w naszej historii, nie mogę zrozumieć, dlaczego ten arcyzdrajca sprawy polskiej nadal nosi generalskie szlify. Czy kilkanaście lat niepodległości to jeszcze za mało, aby rozliczyć jego zbrodniczą karierę, rozpoczętą jeszcze w latach 40. współpracą z Informacją Wojskową, a zwieńczoną wprowadzeniem stanu wojennego?
Jak długo będziemy czekać na przywrócenie właściwych proporcji w ocenie ludzkich czynów? Ile czasu musi upłynąć, by Jaruzelski został wreszcie zdegradowany, a Kukliński uhonorowany awansem generalskim i Orderem Orła Białego? Czy Polskę, w której nie dokonał się jeszcze ten jakże prosty, podwójny akt symbolicznego wymierzenia sprawiedliwości dziejowej można nazwać w pełni niepodległym państwem?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/112975-czy-polska-jest-w-pelni-niepodlegla-dlaczego-ten-arcyzdrajca-sprawy-polskiej-nadal-nosi-generalskie-szlify
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.