Jeszcze o (de facto) legalizacji narkotyków. "Taka wyborcza kiełbasa, tyle, że po spożyciu ma się kolorowe wizje"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Rys. Rafał Zawistowski
Rys. Rafał Zawistowski

Ustawa, nomen omen, o przeciwdziałaniu narkomanii, którą przyjął dziś Senat (bez żadnej poprawki!) ani nie zmniejszy liczby dilerów, ani osób używających rozmaitych substancji psychotropowych. Co więcej, pod płaszczykiem pozornej bezkarności może jedynie zwiększyć popularność narkotyków...

Senat poparł dziś nowelę ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Senatorowie nie zgodzili się na odrzucenie ustawy, poparli natomiast wniosek o przyjęcie ustawy bez poprawek.

- Panie ministrze, nie odpowiedział pan na fundamentalne pytanie wszystkich Polaków: którą mafię pan dzisiaj poparł? – grzmiała z mównicy posłanka Beata Kempa, nieco wcześniej, podczas gdy Sejm uchwalał nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii.

Nie za ostro? Wydawać by się mogło, że to przecież taki dobry projekt, że łatwiej będzie ścigać dilerów, walczyć z dopalaczami, a niewinni, którzy „tylko" próbowali, nie będą karani jak przestępcy. Niby wszystko pięknie, ale przyglądając się bliżej przyjętej przez Sejm 1 kwietnia 2011 roku noweli, trudno nie odnieść wrażenia, że jednak nie wszystko jest takie kolorowe. Ale po kolei.

Ustawa zabrania reklamowania środków spożywczych lub innych produktów (tzw. dopalaczy) poprzez sugerowanie, że posiadają one działanie podobne do substancji psychotropowych lub środków odurzających, a ich użycie, nawet niezgodne z przeznaczeniem, może powodować skutki takie jak wspomniane substancje i środki. Ten zapis nie budzi żadnych wątpliwości. Ale już zapis o możliwości odstąpienia ścigania za posiadanie narkotyków przez prokuratora, jeszcze zanim zostanie wszczęte śledztwo w tej sprawie, rodzi co najmniej niepokój.

Zgodnie z nowelą prokurator (nie sąd!) „w pewnych okolicznościach" (tzn. w jakich?) może odstąpić od ścigania przyłapanego na posiadaniu narkotyków, zanim w ogóle zostanie wszczęte postępowanie w tej sprawie. Warunek, jaki zaproponował minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski, jest taki, że osoba zatrzymana będzie, po pierwsze, posiadała „nieznaczne ilości" (tzn. jakie? 1, 2, a może 5 gram?), a po drugie – nie będzie dilerem. I tu zaczynają się schody. Bo w gruncie rzeczy ustawa pozostawiona bez dookreślenia staje się bronią wymierzoną w samą siebie. „Nieznaczne ilości" – a co to oznacza? Nikt już nie pokusił się o doprecyzowanie. Gdy podobne rozwiązanie 1 stycznia 2010 r. przyjęli Czesi, to jednak podjęli oni wysiłek skonkretyzowania tych „niewielkich ilości". I tak - każdy obywatel Czech może mieć przy sobie do 1,5g heroiny, 1g kokainy, 2g metaamfetaminy, 15g marihuany, 4 tabletki ekstazy i 5 tabletek LSD.

Forsowanie zmian w polskiej ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii miało zapobiec karaniu osób niewinnych, które „tylko" próbowały narkotyków, albo przyjmowały nieznaczne ich ilości, a w majestacie prawa groził im za to status osoby karanej, co kładło się znaczącym cieniem na ich karierze i w ogóle przyszłości. Jednak luka prawna w kwestii tej dozwolonej ilości oznacza w konsekwencji, że ich cała kariera i przyszłość i tak w przypadku zatrzymania przez policję będzie stać pod wielkim znakiem zapytania. Nie sposób bowiem nie odnieść wrażenia, że to, czy w danym przypadku zostanie wszczęte postępowanie, czy też nie, będzie zależało od humoru prokuratora i jego własnego widzi-mi-się. Bez określenia konkretnych ilości substancji, jaką można posiadać, ustawa pozostawia urzędnikowi dowolną możliwość jej interpretacji, co oznacza rygorystyczne stosowanie prawa bądź „odpuszczanie", w zależności od sytuacji. Czy wobec tego pytanie posłanki Kempy o wspieranie mafii wciąż wydaje się takie absurdalne?

Uchwalonej ustawie przeciwne są także osoby związane z terapią narkomanów.

- Zawsze ryzykowne wydają mi się przepisy, które niosą w sobie podwójny komunikat: że coś jest nielegalne i legalne zarazem, dozwolone i niedozwolone. Ludzie po raz pierwszy stykają się z narkotykami zazwyczaj w okresie dorastania. W tym czasie dla prawidłowego rozwoju ważne są jasne granice i przejrzyste normy – komentowała tą kwestię na łamach „Rzeczypospolitej" Jolanta Łazuga-Koczurowska, szefowa Monaru.

Ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii, paradoksalnie, może więc przyczynić się do eskalacji tego problemu w polskim społeczeństwie. Młodym ludziom, o których z taką troską upominali się w spotach poprzedzających głosowanie Sejmu celebryci, stwarza ona  komfortowe warunki do korzystania z substancji, które tak naprawdę nie przyniosą im nic dobrego. Zwiększa przy tym ich poczucie bezkarności – bo przecież nawet jeśli zostaną przyłapani, to za pierwszym razem i tak niczego nie ryzykują.

Jeden z warunków odstąpienia od postępowania karnego, jakim jest wskazanie dilera, także zdaje się być niczym więcej, aniżeli pustym zapisem. Przecież dilerzy mogą znaleźć łatwy sposób na obejście wadliwych zapisów prawnych – choćby posiadając przy sobie owe „niewielkie ilości" narkotyku. Ot, takie na jedno czy dwa użycia. Rozdrobnienie handlu będzie jedynie problemem logistycznym, a w konsekwencji i tak przyniesie takie same, a może nawet większe zyski.

Podniesienie kary za handel narkotykami z 10 do 12 lat więzienia oraz za posiadanie „znacznej ilości" narkotyku z 8 lat, jak było do tej pory, do 10 lat więzienia, przy jednoczesnej możliwości odstąpienia od wszczęcia postępowania karnego, wcale nikogo nie odstraszy. Trudno zatem nie ulec prognozie, że ustawa, nomen omen, o przeciwdziałaniu narkomanii, ani nie zmniejszy liczby dilerów, ani osób używających rozmaitych substancji psychotropowych. Co więcej, pod płaszczykiem pozornej bezkarności może jedynie zwiększyć popularność narkotyków. I nie bawmy się tutaj w rozróżnianie tych „miękkich" od „twardych", bo wiemy doskonale, że zarówno jedne, jak i drugie są substancjami szkodliwymi, niosą ze sobą ogromne ryzyko uzależnienia, a coraz więcej specjalistów podkreśla, że droga do „twardych" niemal zawsze wiedzie przez „miękkie".

Wracając do nieszczęsnego zapisu o możliwości odstąpienia od postępowania karnego, to zakłada on jeszcze jeden warunek, jaki miałby spełnić zatrzymany. Dotyczy to osoby, wobec której istnieje podejrzenie, że jest uzależniona od substancji psychotropowych. Aby uniknąć kary, miałaby ona podjąć terapię, która wyleczy ją z uzależnienia. Oczywiście, zgadzam się, że polityka leczenia zamiast karania takich osób jest jak najbardziej właściwą drogą. Sęk jednak w tym, że to leczenie miałoby się odbywać na koszt podatnika, a nie – tak jak np. w Stanach Zjednoczonych – na koszt osoby poddanej terapii. Ta zasadnicza różnica sprawia, że zatrzymany za posiadanie narkotyków Amerykanin sam musi zapłacić za swoje leczenie, podczas gdy w Polsce koszt eksperymentów z narkotykami będziemy musieli pokrywać my wszyscy.

Na koniec pozostaje przyjrzenie się motywacjom, jakie mieli rządzący uchwalając ową ustawę. Problem, jak wiemy, istnieje nie od dziś, i nie od dziś domaga się rozwiązania. Projekt zmian zapisów w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii leżał sobie od długiego czasu i obrastał kurzem. Aż przyszedł gorący przedwyborczy czas i trzeba było zjednać sobie elektorat. Elektorat, który, bądź co bądź, nie jest już tak bardzo przekonany do rządzącej koalicji jak jeszcze do niedawna. Nadanie medialnego rozgłosu problemowi, który już od dawna domagał się rozwiązania, i to w czasie poprzedzającym wybory, sprawia, że ustawa zdaje się być jedynie populistycznym krokiem wykonanym przez establishment w kierunku swoich potencjalnych wyborców oraz bezrefleksyjnym spełnieniem ich życzeń. Taka wyborcza kiełbasa, tyle, że po spożyciu ma się kolorowe wizje. Istnieje przecież duża szansa, że w oparowym amoku podkupiony elektorat pofatyguje się do urn i postawi krzyżyk gdzie trzeba.

Mniej kolorowo jawi się jednak przyszłość tych młodych Polaków, którzy zachęceni liberalizacją ustawy antynarkotykowej zaczną eksperymentować ze środkami odurzającymi. Szefowa Monaru Jolanta Łazuga-Koczurowska, która w odróżnieniu od głosujących tak chętnie za nowelizacją posłów, nieraz miała do czynienia z osobami uzależnionymi, przestrzegała przed konsekwencjami ustawy, powołując się na przykład Holandii. Legalizacja miękkich narkotyków nie wyszła Holendrom na dobre, gdyż drastycznie wzrosła liczba osób, które na początku biorąc tylko lekkie narkotyki, z czasem uzależniły się od twardych. - Poznałam tysiące takich ludzi i wiem, jak łatwo wpada się w nałóg i jak ciężko się z niego wychodzi. Nie pomoże wtedy nawet najlepszy system pomocowy – zapewniała szefowa Monaru, psycholog kliniczny i specjalistka od terapii uzależnień.

- Parlamentarzyści, nie gotujcie naszym dzieciom takiego losu – apelował w spocie domagającym się przyspieszenia prac nad nowelizacją ustawy Robert Makłowicz.

Obawiam się, że uchwalając tą nieszczęsną ustawę, parlamentarzyści zgotowali im jeszcze gorszy los...

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych