Jeśli rzeczywiście wierzymy we wszechmoc Zmartwychwstałego, to może z rocznej perspektywy, w duchu wielkanocnych przemyśleń łatwiej uda nam się wytłumaczyć, to co wydarzyło się rok temu. 10 kwietnia 2010 roku Ręka Opatrzności Bożej dopuściła do lotniczej katastrofy, w której zginęło 96 polskich obywatel w tym i Prezydent Rzeczypospolitej. Dyskusje na temat tego, jakie były bezpośrednie i pośrednie przyczyny tego tragicznego zdarzenia będą trwały latami. I nie zmienią już tego żadne bardziej twarde czy hipotetyczne dowody.
Jedno w tym wszystkim jest pewne – Bóg tak chciał. Z perspektywy większości tych, co odeszli był to dobry czas na przejście z życia doczesnego w życie wieczne. Był to czas w oktawie Wielkiej Nocy. Czas, gdy ludzie wierzący są w stanie łaski uświęcającej. Teoretycznie najlepszy czas w przypadku nagłej śmierci do spotkania z Bogiem. Spoglądając oczami człowieka wierzącego, nie powinniśmy się więc użalać się nad losem tych, co zginęli lecąc do Katynia. Jeśli Bóg tak chciał, to oni już razem ze Zmartwychwstałym obchodzą te święta paschalne w niebie. Pozostaje tylko użalać się nad tymi, których pozostawili na ziemi, którzy muszą sami borykać się z przeciwnościami codzienności i za nich dbać o dalszy rozwój osieroconej Ojczyzny.
Od roku temat Smoleńska jest wciąż jednym z głównych tematów codziennych wiadomości. Można pokusić się o stwierdzenie, że tragiczna śmierć prezydenckiej delegacji i jego następstwa jak spontaniczny hołd składany tragicznie zmarłym, czy zamieszanie wokół krzyża na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie stało się motorem przyspieszającym procesy społeczne. W chwili tragedii wielu Polaków liczyło na złagodzenie języka polityki i zasypanie podziałów między rywalizującymi o władzę partiami.
Tymczasem stało się całkowicie coś innego. Stosunek do zmarłego Prezydenta RP, stosunek do zmarłego brata Prezydenta i reprezentowanej przez niego partii, stosunek do krzyża, stosunek do prowadzonego śledztwa w sprawie katastrofy, stosunek do przedstawiania tych wydarzeń w mediach, czy nawet stosunek do podmienionej tablicy stają się kolejnymi powodami do pogłębiania podziałów. Jak przebiega ta granica? Obecny rząd chciałby to sprowadzić do rozgraniczenia: z jednej strony racjonalny i prawowity rząd, a po drugiej stronie barykady pałający żądzą odwetu Jarosław Kaczyński i inne osoby opętane pokatastrofalną traumą. Obecnej opozycji marzy się odtworzenie w społecznej świadomości podziału sprzed 30 lat na „My" i „Oni". Oni to obecna władza oraz wspierające je media i różne autorytety, którzy żyją w swoim wyidealizowanym świecie. My to zepchnięte na margines miliony, pozbawione dostępu do prawdy, pozbawione szans na rozwój, wyśmiewane za swoje poglądy i przywiązanie do tradycyjnych wartości tak samo jak za czasów PRL-u. Obie strony szykują się do ostrej konfrontacji.
I tu wróciłbym do przeżywanego przed chwilą Wielkiego Tygodnia. Czy koniecznie musimy w tej konfrontacji zatrzymać się na Wielkim Piątku. Na rozdrapywaniu ran i wzajemnych oskarżeniach. Na konieczności skazywania i wyboru między Jezusem i Barabaszem – przedstawicielami jednego narodu, gdy stojący obok namiestnik obcego państwa będzie umywał ręce z zadowoleniem, że jego interesy będą nadal bezpieczne kosztem waśni podzielonego społeczeństwa. A może uda się przezwyciężyć to ciążące nad nami fatum, wszak w tragedii tej nie zginęli tylko przedstawicieli tylko jednej strony konfliktu. Swoje życie oddali tam na co dzień ludzie stojący po różnych stronach bieżącego sporu, łączyło ich jednak jedno - byli Polakami.
Może o to warto byłoby się oprzeć i kiedy nadejdzie chwalebne jutro Zmartwychwstania, warto byłoby odrzucić pazerne dążenie do realizacji partykularnych interesów, kosztem niszczenia delikatnej tkanki tworzącej polskie dobro wspólne. Czy jest to jeszcze możliwe? Czy są to tylko pobożne życzenia? Czy można ustalić jakieś warunki brzegowe przerwania tego chocholego tańca wzajemnych oskarżeń? Czy w ogóle jesteśmy gotowi do pójścia do Emaus, by tam wspólnie połamać się naszym chlebem? A może to wszystko, to tylko taka naiwna wiara, a wszystko i tak rozstrzygnie jakiś tam demokratyczny wynik w najbliższych parlamentarnych wyborach?
I wobec tego czas dać sobie spokój z angażowaniem się w błahe bieżące konflikty kreowane i podrzucane przez partyjnych speców od public relations oraz nastawione na słupki oglądalności i sprzedajności reklam media. I na nowo jeszcze raz włączyć się w budowanie obywatelskiego polskiego społeczeństwa wiernego przesłaniu tych, których myśli i działania mogliśmy na nowo odkryć w czasie żałoby po ich tragicznym locie ku katyńskiej prawdzie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/112846-wielkanoc-rok-po-jedno-w-tym-wszystkim-jest-pewne-bog-tak-chcial
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.