Kto jest winien, że polska polityka to komiks, a kto ratuje Boga przed nim samym? Świąteczny przegląd prasy i życzenia Piotra Zaremby

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Święcenie pokarmów w Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej na Krzeptówkach, PAP
Święcenie pokarmów w Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej na Krzeptówkach, PAP

W świątecznych gazetach polityki stosunkowo niewiele i chyba tak jest dobrze. Trudno jednak by nie było jej wcale.

„Rozmemłanie" - takim tytułem opatrzyli swoje rozważania na temat polskiej polityki i na łamach tygodnika „Polityka" niezawodni Mariusz Janicki i Wiesław Władyka. Z ich wieloma ogólnymi stwierdzeniami można się zgodzić: zanika wspólny język, a uczestnicy debaty zaczynają się posługiwać „memami". Nie całymi zdaniami, a jakimiś skrótami myślowymi, poszczególnymi słowami i symbolami.

Tyle że panowie wprowadzając owe „memy" do opisu rzeczywistości bardzo krótko wytrzymują w rolach bezstronnych opowiadaczy. Szybko dowiadujemy się, że jedne uproszczenia są memami, inne – już nie, a tak naprawdę za tworzenie „memów" odpowiada jedna formacja. Zgadnijcie państwo która.

„Wszystko zostało skrócone, uproszczone do memu" – pojawia się płaczliwa kulminacja tekstu.

A potem następuje wyliczanka uproszczeń:

„Płacząca Sawicka, Kaczyński mówiący o ZOMO, Ziobro na konferencji prasowej w sprawie doktora G., pusta lodówka, ruska trumna, zielona wyspa..." – sypią się kolejne przykłady.

Nie bardzo można zrozumieć, co tu jest owym memem, czy wyprodukowanie grepsu, czy jego dalsze prymitywizowanie i upraszczanie. Ale naturalnie nie żądajmy od autorów zbyt wiele.

Ich żal z powodu uproszczeń, które zmieniają polską politykę w komiks brzmi zabawnie i perwersyjnie. Janicki i Władyka wyprodukowali książkę złożoną z własnych artykułów ze straszną twarzą Jarosława Kaczyńskiego jako Wielkiego Brata na okładce. To zdjęcie telebima, z któregoś tam kongresu PiS to jeden ze słynniejszych memów, który patronował dorobkowi ich kilku lat, bo nieomal wszystkie teksty w tym czasie poświęcili upowszechnianiu tego stereotypu – demonicznego, wszechobecnego Kaczora. Wszechobecnego z ich woli między innymi.

A teraz badają, radzą, zastanawiają się, boleją. Z kogo się śmiejecie, odwołajmy się do kolejnego memu, tym razem z nieśmiertelnego Gogola. I na tym skończmy, są święta, niech panowie redaktorzy szukają sobie spokojnie winnych.

W sobotniej "Gazecie Wyborczej" tekst dwóch doradców PO: katolickiego teologa Jarosława Makowskiego, który z Krytyki Politycznej przeskoczył do centrum i Kazimierza Bema, który reklamuje się jako przyszły pastor kalwiński. Tytuł „Bóg skandalicznie bezbronny".

Kolejny duet przypomina nam ewangeliczną oczywistość: że Jezus nie  trzymał z możnymi, a z prostaczkami, że ukazał się po zmartwychwstaniu upadłym kobietom, że był, cytując Marcina Lutra „Bogiem pokornych, odrzuconych, dręczonych, uciśnionych, zdesperowanych i tych, którzy zostali zredukowani do niczego".

Konkluzja jest prosta: jedyną drogą dla współczesnych kościołów powinna być droga „samouniżenia".

Kontekst jest niewypowiedziany, ale przejrzysty: chrześcijanie wystrzegajcie się triumfalizmu, bogactwa, przepychu. Najmocniej ten kontekst bije w Kościół Katolicki, który pomimo wielu przemian jest wciąż instytucją stosunkowo bogatą i wpływową.

„Jeśli zatem kościoły chcą pozostać wierne Jezusowi Zmartwychwstałemu, de facto muszą przegrać – wyrzekając się siły, odrzucając pokusę władzy, ignorując bogactwo i przepych. Muszą przegrać w oczach świata aby wygrać w oczach tych najmniejszych i najsłabszych, do których w pierwszej kolejności należy Królestwo Boże"

– tak brzmi konkluzja. No dobrze, rozumiem, pobrzmiewają w tym ewangeliczne cytaty.

Co jednak z  ważną powinnością Kościoła, jaką jest ewangelizacja? Czy można ją prowadzić z pozycji zbioru przegranych zastrachanych ubogich jednostek, bez tworzenia instytucji, które  zawsze wikłają w kontekst władzy, ambicji, konieczności gromadzenia majątku? W obliczu coraz większej potęgi sił i środowisk przeciwnych wszystkiemu co chrześcijańskie.

W przeszłości kościoły (nie tylko Katolicki) nieraz i nie dwa przeginały i z bogactwem i z władzą. Ale czy to oznacza, że wahadło ma się przesunąć w drugą stronę do końca. Tylko pytam, bo rada aby kościoły „przegrały" formułowana jest na łamach gazety nie życzącej dobrze chrześcijańskim wartościom.  Tam z pewnością chce się widzieć chrześcijan słabymi i ubogimi. Ale czy rzeczywiście w imię ich końcowego zwycięstwa? Naprawdę po to aby przyszłość należała do Jezusa Zmartwychwstałego? Ot taki mały paradoks.

Na koniec polecam dwa wywiady w „Rzeczpospolitej". Robert Mazurek rozmawia z Ablem Berkowitzem rzecznikiem żydowskich mesjanistów, a więc tych Żydów, którzy uznają bóstwo Chrystusa, co oznacza, że mają z tym mnóstwo kłopotów i nie chodzi tylko o nacisk otoczenia, ale o paradoksy wynikające z historii. Z kolei Jacek Cieślak przepytuje Roberta Friedricha „Litzę", rockmana, który odnalazł się w ojcostwie i patronuje od lat Arce Noego, przez którą przeszło już około setki dzieci.

Spójrzmy na moment na rzeczywistość oczami tych ciekawych ludzi. Przekonamy się, że Boga i duchowej harmonii można szukać na rozmaite sposoby. Może to banalna pointa, ale innej na  święta wymyśleć nie umiem. I składam wszystkim serdeczne życzenia. Wesołego Alleluja.

 

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych