Kwalifikacja zbrodni katyńskiej jako ludobójstwa jest jednym z najważniejszych problemów w polsko-rosyjskich relacjach

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Tekst wydrukowany w "Naszym Dzienniku". Publikujemy za zgodą autora.

Gwałtowna reakcja strony polskiej na zamianę przez Rosjan tablicy ufundowanej przez rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej w oczywisty sposób zanegowałaby politykę polsko-rosyjskiego pojednania, jaką polski rząd deklarował przez wiele miesięcy. Z kolei brak jakichkolwiek reakcji polskich władz nie tylko postawi ekipę Donalda Tuska w trudnej sytuacji wobec własnego społeczeństwa, ale także ośmieli stronę rosyjską do dalszych brutalnych działań wobec Polski, i to nie tylko w obszarze zbrodni katyńskiej.

Kradzież polskiej tablicy w Smoleńsku to typowy przejaw rosyjskich działań politycznych w dawnym sowieckim stylu. Kreml po raz kolejny za wszelką cenę nie chce dopuścić do tego, aby zbrodnia na polskich oficerach w Katyniu miała rangę zbrodni ludobójstwa. Aby temu zapobiec, jest w stanie posunąć się do najbardziej brutalnych metod. Potajemne usunięcie tablicy jest posunięciem wrogim wobec Polski w perspektywie polsko-rosyjskich relacji.

Tak jak bywało to w czasach sowieckich, i tym razem działania strony rosyjskiej okazały się brutalną manipulacją prawdy o mordzie na polskich ofiarach. Nie od dzisiaj wiemy, że kwalifikacja zbrodni katyńskiej jako właśnie zbrodni ludobójstwa jest nie tylko najważniejszym problemem w jej całościowej ocenie przez stronę rosyjską, ale stanowi w ogóle jeden z najważniejszych problemów w bieżących polsko-rosyjskich stosunkach. Należy pamiętać, że kwalifikacji zbrodni katyńskiej jako zbrodni ludobójstwa dokonał w 2004 r. polski IPN w ramach prowadzonego przez Instytut własnego śledztwa. Taka kwalifikacja od wielu lat spotyka się ze stanowczym sprzeciwem Kremla. Wymiernym tego przejawem była decyzja Naczelnej Prokuratury Wojskowej Federacji Rosyjskiej, która 11 marca 2005 r. ogłosiła oficjalnie, że "nie ma podstaw do uznania zbrodni katyńskiej za zbrodnię ludobójstwa". W uzasadnieniu podano wówczas m.in., że internowanie polskich oficerów, sposób ich przetrzymywania i traktowania były odpowiednie do norm obowiązujących w tamtych czasach oraz że zabicie ich było wprawdzie przestępstwem, ale nie miało znamion eksterminacji Narodu Polskiego. Tym samym w ocenie rosyjskiej prokuratury zbrodnia katyńska uznana została jedynie za przestępstwo pospolite, które dodatkowo uległo przedawnieniu. Dla rosyjskiej prokuratury ofiary zbrodni katyńskiej nie są zatem ofiarami represji politycznych, co mogłoby w przyszłości umożliwić przeprowadzenie ich procesu rehabilitacyjnego. Można by zatem postawić pytanie, dlaczego strona rosyjska tak mocno broni się przed kwalifikacją tej zbrodni jako zbrodni ludobójstwa.

Imperium budowane na zakłamaniu

Otóż nie decydują tutaj wyłącznie kwestie prawne, ale przede wszystkim kluczowe kwestie polityczne. Uznanie przez stronę rosyjską zbrodni katyńskiej za ludobójstwo stawiałoby Związek Sowiecki wśród tych państw, które dopuściły się w czasie II wojny światowej najcięższej zbrodni i które były najeźdźcami innych narodów. A to z kolei podważałoby historyczną rolę Związku Sowieckiego jako wyzwoliciela Europy. W efekcie współczesna Federacja Rosyjska, uznająca się za prawnego i historycznego sukcesora Związku Sowieckiego, nie mogłaby dziedziczyć historycznego mitu sowieckiego wyzwolenia, który stał się jednym z najważniejszych elementów współczesnej rosyjskiej doktryny imperialnej. A tymczasem właśnie dzięki temu elementowi współczesna Rosja w relacjach z krajami Europy Środkowo-Wschodniej, w tym również z Polską, występuje z pozycji wyższości, ustawiając je w roli jej politycznego petenta, mającego być wdzięcznym za sowieckie wyzwolenie w przeszłości. To właśnie dlatego Rosjanie są gotowi użyć najbardziej brutalnych i chuligańskich metod z czasów sowieckich, aby przeciwstawić się wszystkiemu, co zagraża rosyjskiej wersji historii.

Prowokacja wobec polskich władz

Oprócz meritum całego incydentu ma on przede wszystkim zasadnicze konsekwencje dla bieżących polsko-rosyjskich stosunków. Potajemna zamiana polskiej tablicy na rosyjską ze zmienioną w zasadniczy sposób jej treścią jest na pewno krokiem w kierunku uprzedmiotowienia Polski w relacjach z Federacją Rosyjską. A to sprawia, że rzekome polsko-rosyjskie pojednanie staje się kolejnym mitem, w który uwierzył rząd Donalda Tuska. Wydaje się również, że precyzyjnie zaplanowana przez rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych akcja wymiany tablicy w Smoleńsku jest również prowokacyjnym wystawieniem na próbę polskiej strony. Dla Rosjan najważniejsze będzie, jak zareagują polskie władze na fakt zamiany tablicy i zmianę jej treści. Co wreszcie zrobi prezydent Bronisław Komorowski, który zdecydował się udać do Smoleńska, pomimo rosyjskiej prowokacji.

Tusk nie jest partnerem dla Putina

Wydaje się, że rząd Donalda Tuska już wiele miesięcy temu znalazł się w politycznej pułapce Kremla. Jego zgoda na rosyjską inicjatywę rozdzielenia polskich delegacji mających przybyć do Katynia w kwietniu zeszłego roku okazała się początkiem jego przegranej w relacjach z Moskwą. Rosja nie zamierza liczyć się ani z Polską, ani z jej interesami. Premier Donald Tusk nigdy nie stanie się poważnym partnerem dla Władimira Putina, niezależnie od tego, co zrobi. W kremlowskiej optyce Polska może być traktowana podmiotowo jedynie wówczas, gdy będzie twardo artykułować wobec Rosji swoje narodowe interesy, tak jak robił to nieżyjący prezydent śp. Lech Kaczyński. Na to jednak się nie zanosi, przynajmniej w czasach rządów Donalda Tuska.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych