Wysłuchałem niedzielnego kazania Arcybiskupa Gądeckiego. Wygłosił je podczas Mszy za ofiary smoleńskie w Katedrze Warszawskiej.
Kazania znakomitego. Bo obejmującego wszystkie aspekty ludzkiego życia. I życia społecznego po Smoleńsku. I aspektów ewangelicznych. I eschatologicznych. Że nie śmierć nas rozdziela, tylko brak miłości (to w kontekście zakończenia żałoby). Wołał, że ta ofiara nie poszła na marne i dlatego musi się w nas coś zmienić.
Ale największą burze wywołały słowa o życiu społecznym. Arcybiskup stwierdził, że z ducha dawnej Solidarności w roku 2011 niemal nic nie zostało. Mówił, że życie społeczne i prawa Boże są niszczone. Przez wieczne kłótnie polityków. Przez media. Przywołując Księgę Ezechiela mówił:
nie zostały po nas nawet kości. Jedynie prochy po kościach.
I że trzeba dziś większego zrywu niż po papieskiej pielgrzymce w roku 1979. Nie wiem czy trzeba aż takiego.
Zadziwiło mnie jednak co innego. Oto zaraz po tej homilii w TVN24 pokazano rozmowę Piotra Marciniaka z Ewą Czaczkowską i Waldemarem Kuczyńskim. Ten ostatni wywalił wprost: kaznodziei nie podoba się, że od 20 lat owieczki mają wolność. Ale ją mają. I po takich słowach mogą sobie znaleźć innych pasterzy. A znajdą ich, bo mają takich w polskim Episkopacie.
Czaczkowska oponowała. Że kazanie było głębokie i teologiczne. Że Arcybiskup nie jest zwolennikiem Radia Maryja, a wiceszefem Episkopatu. Otóż tak właśnie jest. Byłem zdziwiony gdy go zobaczyłem. Dlaczego on? W politycznych kategoriach można by powiedzieć – jest centrystą. Tyle tylko, że jak to zawsze w rzeczywistości Kościoła bywa – takie pojęcia zwykle okazują się puste. Zaangażowany w dialog z judaizmem. Sam pamiętam, uradowanych po jego pierwszym wyborze na zastępcę szefa Episkopatu dziennikarzy Gazety Wyborczej piszących o nim: liberalny. Czy dziś tak napiszą?
Episkopat oczywiście także składa się z ludzi. Ci jak zawsze mają swoje słabości, mogą się mylić czy nawet ulegać „zawodowej solidarności" (vide lustracja). Ale z punktu widzenia nadanej im ewangelicznej misji, mimo czasem własnych słabości i błędów, zwykle się nie mylą. Przyznaję to ja – zwolennik mszy trydenckiej – która nigdy nie była ulubionym tematem moich rozmów z Arcybiskupem Gądeckim – moim Metropolitą. Prawdziwy cymesik tkwi jednak w wypowiedzi Kuczyńskiego. Bo wprost nawołuje on – de facto - do wypowiedzenia posłuszeństwa biskupom. On, który jest podporą środowiska Tadeusza Mazowieckiego – symbolu polskiego soborowego otwarcia. Kuczyński nawet nie wie, że mówiąc te słowa staje w tym samym szeregu, co anonimowi internauci, którzy na forach wylewają pomyje na hierarchów, wzywających do zakończenia żałoby. Ale o jednym Kuczyński już wie. I wiedzą to już wszyscy. Że wczoraj zdjął z twarzy maskę. I założył na nos okulary z napisem: Wir Sind Kirche!
* Wir Sind Kirche – niem.: My jesteśmy Kościołem – niemiecki ruch katolików świeckich żądający liberalnych zmian w Kościele.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/112270-kuczynski-zdjal-maske-wir-sind-kirche-wprost-nawoluje-de-facto-do-wypowiedzenia-posluszenstwa-biskupom