Kaczka po smoleńsku, krwawa Mary? Zbyt drastyczne przed rocznicą? Możliwe, ale o tym także warto pamiętać

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Nie ujawnia się zakończenia książki, zwłaszcza kiedy jest mocne i wymowne. A jednak w tym przypadku trudno się powstrzymać. Dla samego tylko końcowego fragmentu książki "Smoleńsk. Zapis śmierci" Michała Krzymowskiego i Marcina Dzierżanowskiego, dotyczącego zdarzeń zaraz po tragedii,  warto ją przeczytać.

"Przez kilkanaście kolejnych dni w całej Polsce odbywały się pogrzeby kolejnych ofiar katastrofy. W ich trakcie nie było politycznych podziałów. Beata Kempa płakała, wspominając swojego niedawnego adwersarza z PO Sebastiana Karpiniuka oraz posłankę SLD Izabelę Jarugę-Nowacką. Lech Wałęsa publicznie wyraził żal, że nie zdążył podać ręki zmarłemu prezydentowi. A minister kultury Bogdan Zdrojewski w czasie mszy żałobnej w intencji Janusza Kurtyki przepraszał za ataki na tego historyka, choć jeszcze kilka dni wcześniej jego partia chciała pozbawić go stanowiska prezesa IPN.

21 kwietnia na pogrzeb Sebastiana Karpiniuka do Kołobrzegu przyjechali nie tylko najważniejsi politycy Platformy, ale też dwaj posłowie PiS, Adam Hofman i Mariusz Kamiński, którzy przyjaźnili się z Karpiniukiem. Wydawało się, że Polska się zmieniła, zmienili się też politycy.
 Na pogrzebie Karpiniuka miał się pojawić ktoś jeszcze: Janusz Palikot.

Po 10 kwietnia właściwie zapadł się pod ziemię. W Kołobrzegu po raz pierwszy chciał się pokazać publicznie.
Jego przyjazd był wydarzeniem. Wszyscy czekali na jego reakcję, na to, jak będzie się zachowywać. Czekali na zmianę. Pytanie nie brzmiało: czy ta zmiana nastąpiła, ale raczej: jak głęboka mogła być.
Palikot przyleciał swoim samolotem – cessną Skylane. Zatrzymał się w Dźwirzynie. To nadmorski kurort, piętnaście minut drogi od Kołobrzegu. Wybrał czterogwiazdkowy, położony przy plaży hotel Senator.
Dzień przed pogrzebem zadzwonił do Stanisława Gawłowskiego, wiceministra środowiska, jednego z najbliższych przyjaciół Karpiniuka.

– Cześć, Janusz mówi. Przyjechałem na pogrzeb.

– Poznaję. Cieszę się, że będziesz.

– Słuchaj, Staszek, a może zjedlibyśmy dziś obiad, co?

– Jasne.

– A wiesz, co będzie w menu?

– No, dawaj.

– Kuchnia katyńska: kaczka po Smoleńsku i krwawa Mary.

– Wiesz co, Janusz? Nie chcę mi się z tobą gadać.
Gawłowski odłożył słuchawkę."

Nic dodać nic ująć. Ludzi pytających: co to takiego ten "przemysł pogardy", odsyłamy do tej opowieści.

poz

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych