Celebryta Meller udowodnił to, co deklarował: że naprawdę nie chciał wywołać aż takiej burzy swoim wpisem o PO

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP
PAP

Celebryta Meller udowodnił to, co deklarował: że naprawdę nie chciał wywołać aż takiej burzy swoim wpisem na FB krytycznym wobec Platformy (ileż musiał przeżyć szeptanek: co Ty robisz? Kaczor za rogiem!). Tylko czekał okazji, by załagodzić sprawę. Wypowiedź Kaczyńskiego o Śląsku dostarczyła okazji przedniej. "Walcie się skini w garniturach" - napisał więc celebryta, zdradzając lekką nerwowość przesadną grubością frazy. A może nie chciał, by były wątpliwości. W sumie jednak udowodnił, że słusznie postawiono go na tak odpowiedzialnym odcinku jak kierowanie pismem erotyczno-popkulturowym, że na dłuższą metę nie zawodzi. A to ważny odcinek, wszak już u zarania dziejów III RP erotyka (wówczas przaśna, ale też wpleciona w politykę) była ważną bronią w walce o panowanie nad społeczeństwem.

Tak to jest dać się uwieść antyrządowej retoryce celebrytów z rdzenia OSE (Okrągło-Stołowy Establishment, copyright dr Fedyszak-Radziejowska). "Nasz Dziennik", konsekwentnie wyznający zasadę, że takie numery to zazwyczaj podpucha, powinien napisać to drukowanymi literami na pierwszej stronie, dając tytuł: "I co robaczki z prawicy świeckiej? I kto lepiej zna się na ludziach?" Ale nie napisze, bo to oznaczałoby złamanie zasady, że o celebrytach  nie pisze.

Wracajmy do Mellera. Otóż Meller zadeklarował, że "patrząc na nacjonalistyczne szczucie Jarosława Kaczyńskiego i jego dziennikarzy"  doszedł do wniosku, że w  spisie powszechnym zadeklaruje "narodowość śląską" - choć ze Śląska ma tylko żonę. Tym samym poszedł w ślady Cohn-Bendita deklarującego iż "wszyscy jesteśmy niemieckimi Żydami" i Kennedy'ego mówiącego pod Bramą Brandenburską "Ich bin ein Berliner", czyli "Jestem Berlińczykiem". Taka solidarność ze słabszymi. Tyle że tam słabsi byli w mniejszości, u nas są we władzy w woj. śląskim, stojąc u boku panującej nad wszystkim Platformy, tam byty były realne, u nas są sztuczne, tam mówili politycy, a u nas mówi celebryta.

Może dlatego mówi celebryta, że premier Tusk nie może powiedzieć, iż jest Ślązakiem, bo przecież jest Kaszubem - choć narodowości kaszubskiej w spisie nie ma. I dobrze, że nie ma, bo zaraz PiS zacząłby przeprowadzać wnioskowania logiczne, że skoro premier jest Kaszubem to wynika z tego to i to. W każdym razie mamy własnego Cohn-Bendita i Kennedy'ego w jednym, co tylko potwierdza, że bez pastiszowego dramatyzmu III RP nie mogłaby istnieć. III RP sama jest pastiszem nowego państwa po komunizmie, więc do form pastiszowych podświadomie lgnie.

W sumie dobrze, że celebryci mają Kaczyńskiego. To nadaje sens istnieniu. W tym świecie post-post ludzie, często podświadomie, jak kania dżdżu pragną Megali Idea, Wielkiej Idei, jakiegoś sensu. Walka z Kaczyńskim jest ich namiastką Megali Idea, wszak pojęcia ważne dla przodków już zdekonstruowali, i nie mają  wiele. Co prawda, w tym używaniu Kaczyńskiego jest pewna niekonsekwencja, bo raz Kaczyński jest śmieszny i skończony, i dysponuje jedynie małą drużyną siermiężnych wojów, by następnego dnia urosnąć do rozmiarów giganta swobodnie kreślącego granice polskości. Ale może tak musi być. Współczesny świat fatalnie znosi konsekwencję.

Wracajmy do naszego celebryty. Stwierdza on tak:

Taką ohydę jak to straszenie Niemcami i wykluczanie z polskości widziałem w stanie wojennym i czytałem o tym na przykładzie marca 68.

Ciekawe skojarzenie. My też mamy sporo skojarzeń ostatnio. Np. dogaszanie zniczy ciemną nocą kojarzyć się może z usuwaniem krzyży z kwiatów przez esbeków i milicjantów w stanie wojennym. A przeganianie z Krakowskiego Przedmieścia żałobników smoleńskich (Platforma głośno rozważała uczynienie z Krakowskiego Przedmieścia "strefy wolnej od demonstracji") może przywołać obrazy studentów gonionych po Uniwerku i okolicach w 68-ym. Tak też można kojarzyć. Ale prawda, sztuka w tym, by odpowiednio kojarzyć. Wszak w III RP warunkiem sukcesu jest myślenie samodzielne, ale jednak stadne. Kto to umie składnie połączyć, szybuje wysoko. Można takiej jednostce powierzyć nawet kierowanie pismem erotyczno-popkulturowym.

W każdym razie wróciliśmy do domu. Znów wiemy, gdzie jesteśmy. Jesteśmy w kraju, w którym niewiele spraw zyskuje wparcie równie  entuzjastyczne jak działania w dobro tego kraju wymierzone. A przecież kreowanie "narodowości śląskiej" - w oczywistej kontrze do polskości - musi niepokoić. Bo to oznacza, że polskości ubywa. A jak się polskość kocha - to ubywanie polskości musi martwić. Oczywiście, można odpowiedzieć, że osłabiona polskość to lepsza polskość, ale to jednak karkołomne, bo polskość jest jaka jest i tylko z niej może wyrosnąć nasz lepszy świat.

Czy taka świeżo stworzona "narodowość śląska" (nie mylić ze śląskością rozumianą tradycyjnie, jako wariant kultury polskiej z pewnymi wpływami niemieckimi i czeskimi)  może prowadzić do niemieckości? Może, biorąc pod uwagę ekonomiczną i kulturową siłę obecnych Niemiec.

Kaczyński mówi o tej sprawie w sposób niedoskonały, jak na polityka za jednoznacznie. Ale mówi. Nikt inny nie mówi. Celebryci o tym mówić nie będą, bo przecież zajęci są mówieniem o Kaczyńskim. A poza tym traktując z buta Piotra Wolwowicza pokazali, że przejmowanie się Polską budzi w nich odrazę. Choć Wolwowicz nie był w garniturze, więc nie mógł być "skinem w garniturze".

Ale jak zacznie pisać, może nim zostanie. Lepsze to niż być celebrytą.

 

 

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych