PiS łagodzi wizerunek. Symbolem nowej linii Adam Lipinski, faktyczny numer dwa w partii. Tekst Piotra Zaremby w „Uważam Rze"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP
PAP

W najnowszym „Uważam Rze" tekst Piotra Zaremby  „Znowu odwilż u Kaczyńskiego?". Publicysta napisał go jeszcze przed awanturą o śląską wypowiedź prezesa PiS, ale  próbował w nim uchwycić bardziej ogólne trendy.

„Nowy kurs PiS to twarde cele i mniej agresywny język. Uosabia je jak zawsze pozbawiony emocji Adam Lipiński. Teraz to on jest numerem dwa" – to wstęp do artykułu.

„Naczelny „Wprost" Tomasz Lis ubolewał ostatnio, że media nie komentują z równą gorliwością nowej przemiany Jarosława Kaczyńskiego: z wizerunku twardego na miękki, jak komentowały dawniejszą – po kampanii prezydenckiej.  Ale przecież w większości mediów obowiązuje jeden schemat: PiS to apokaliptyczna siła szykująca nam na 10 kwietnia rewolucję. Tu nie ma miejsce na niuanse.

A zmiana nastąpiła, chwilami można mieć wrażenie, iż lider realizuje pomysły wyklętych twórców PJN.

– Gdyby Joasia Kluzik-Rostkowska przetrwała na emigracji wewnętrznej w PiS, Prezes dziś by po nią sięgnął –  zauważa doradca Kaczyńskiego. (...).

Na blogu rozprawia o gospodarce i technicznych nowinkach,  unika ostrego języka, a troskę o swój wizerunek powierzył firmie medialnej – z dziennikarzem Stanisławem Janeckim na czele. To on dba o to aby Prezes w artykułach dla mainstreamowych gazet rozprawiał o malarzu Jacksonie Pollocku i o clubbingu. (...)

Naturalnie jego współpracownicy zapewniają: nie ma przemiany, jest spójna linia. –

Prezesa nie raz już oskarżano, że „zwariował", a potem okazywało się, że ma rację. My nie byliśmy nigdy partią jednego, smoleńskiego tematu, ale bez naszego zaangażowania, temat  by po prostu umarł. A teraz mamy inny etap, początek kampanii. Jest więc miejsce i na wyprawę do sklepu i na prowadzenie bloga – tłumaczy rzecznik partii,  poseł Adam Hofman.

- Kaczyński wyciągnął wnioski z kiepskich wyników w wyborach samorządowych. On jest nieustającym reformatorem własnej polityki, ale zwykle nie od razu. Pewnie sobie wytłumaczył, że poprzedni etap był potrzebny aby opanować  spiski w partii – upiera się znający dobrze Prezesa polityk PiS.

Co najważniejsze, Kaczyński odzyskał spokój ducha. Naturalnie ciąży mu przeżyta tragedia i choroba matki – jego mieszkanie zmieniło się w mały szpital, on sam zmienił osobiste nawyki, szybciej ucina niegdyś tasiemcowe dyskusje, nie oddaje się tak często jak wcześniej ulubionym podróżom po kraju aby doglądać osobiście partyjnych struktur. Ale współpracownicy doszukują się w nim „dawnego Kaczyńskiego". I odnajdują: kiedy z rozbawieniem studiuje primaaprilisową podróbkę swojego artykułu w „Polityce" i rozważa, który z publicystów ją napisał (może Daniel Passent?). (...)

Na Komitetach Politycznych działacze PiS widzą go wyluzowanego, dowcipkującego. Skład tego Komitetu został drastycznie zawężony bezpośrednio po wyborach. Wtedy odbierano to jako wyraz nieufności wobec innych grup niż bliscy wiekiem Kaczyńskiemu tak zwani „zakonnicy PC", ludzie przedstawiani jako bezbarwni i niesamodzielni – choć nie wszyscy. Teraz, po ostatnich zmianach, zasiada w nim nawet więcej osób niż przed Smoleńskiej – ponad 30. Stał się reprezentacją różnych regionów i środowisk.

Naturalnie jako zbyt liczny, jest ciałem niezbyt operatywnym.  Prezes naradza się efektywnie w towarzystwie paru starych druhów: szefa partyjnych  struktur Joachima Brudzińskiego, wicemarszałka Marka Kuchcińskiego, PiS-owskiej szarej eminencji skarbnika Stanisława Kostrzewskiego czy młodszego od nich zdyscyplinowanego szefa klubu Mariusza Błaszczaka. Ale najbardziej wpływowy jest  pozostający kiedyś w cieniu Adam Lipiński. Niedawno Prezes nazwał go „drugą osobą w partii". Ten weteran przedsierpniowej opozycji antykomunistycznej we Wroclawiu,  uchodził za miękkiego, nieszkodliwego inteligenta. Dziś stał się twardym graczem. To on negocjował medialną koalicję z lewicą.

Lipiński przyćmił innego wiceprezesa Zbigniewa Ziobro. Możliwe, że na początku, zaraz po wyborach prezydenckich, perswazje Ziobro i jego głównego sojusznika Jacka Kurskiego miały jakiś wpływ na porzucenie przez Prezesa  łagodnego tonu kampanii – to oni narzekali najgłośniej, że porzucono temat Smoleńska. Ale wydaje się, że to Kaczyński posłużył się nimi jako taranami dla rozbicia „defetystów" z późniejszego PJN. Nie  zapomniał przecież, że przed Smoleńskiem obaj panowie dyskutowali między innymi z Pawłem Poncyljuszem o odmłodzeniu kierownictwa partii. Ani o wielkich ambicjach Ziobry. (...). Sam Ziobro na Komitetach zwykle milczy. Podobno obiecał już Prezesowi, że wystartuje ponownie do europarlamentu w roku 2014. To skreśla go  jako konkurenta w partyjnych rozgrywkach.

Traci Ziobro – pragmatyk obsadzany w roli fundamentalisty, za to Lipiński, niegdyś nieśmiały i milczący, mówi na partyjnych spotkaniach coraz więcej. Stoi na czele zespołu ds wyborów parlamentarnych, stanie więc też zapewne na czele sztabu wyborczego".

Zaremba zauważa, że Lipiński „nie uchodzi za mistrza marketingu, ale jako główny twórca kompromisów na Woronicza, liznął świata mediów".  Postawił na młodego pragmatycznego do bólu rzecznika Adama Hofmana i na doradzającego z doskoku Stanisława Janeckiego.

„Janecki nam pomagał przy kampanii samorządowej, szkolił naszych ludzi, ale nie jest twórcą partyjnego .PR-u – deklaruje Hofman.

Wedle informacji „Uważam Rze" jest jednak ważnym choć nieformalnym doradcą."

Naturalnie żaden z nich nie przyćmiewa samego Adama Lipińskiego.

„Lipiński uważany jest za zwolennika otwarcia partii na nowe prądy.

– To typ inteligencki, świetnie dogadywał się z Kluzik-Rostkowską, a zarazem ma zaufanie Kaczyńskiego, bo jest z nim od początku – ocenia sojusznik wiceprezesa w wewnątrzpisowskich rozgrywkach.

Sam Lipiński skromniej ocenia swoją rolę:

- Trzeba było zadbać o spójność przekazu – tłumaczy językiem Kaczyńskiego.

Ale przyznaje: Będziemy pilnowali, abyśmy nie byli odbierani, niesprawiedliwie jako partia jednego tematu.

Za to zasadnicza linia jest dziełem samego Kaczyńskiego. Jeśli profesor Zdzisław Krasnodębski rysuje na łamach „Rzeczpospolitej" scenariusz: nawet gdy PiS zdobędzie pierwsze miejsce w wyborach, powinien być przez następne cztery lata opozycją i wziąć całą władzę w roku 2015, powtarza to, co usłyszał od Prezesa. (...)

Autor spekuluje na temat przyszłych koalicji.

„Już zaraz po prezydenckich wyborach, Kaczyński oznajmił doradcom, późniejszym PJN-owcom:

„Władzy brać nie chcę, bo to się nie opłaca, gdy się nie ma pałacu prezydenckiego".

Niektórzy jego późniejsi rozmówcy odnieśli wrażenie, że sam marzy o tym pałacu – w 2015, aby dokończyć misję brata, jedne i drugie wybory mają się odbywać prawie równocześnie. Wszyscy zaś zapewniają, że Kaczyński ma uraz na punkcie współpracy z Samoobroną i LPR, a wizja zepchnięcia wszystkich pozostałych partii do mainstreamowego zaułka, wydaje mu się kusząca.

– W końcu możliwe, że z powodu załamania budżetu następna kadencja może zostać przerwana -  spekuluje Adam Lipiński.

Kaczyński nie wierzy podobno w gotowość lidera Sojuszu Grzegorza Napieralskiego do narażenia się mainstreamowym środowiskom, nie chce więc być upokorzony odmową lewicy. Inna sprawa, że przyzwolenie na koalicję PO-SLD to także gotowość do taktycznych sojuszów z Sojuszem w przyszłym parlamencie – przeciw Tuskowi. A jeśli kadencja ulegnie przerwaniu, to kto wie..."

Zaremba zakłada, że i sam Kaczyński i czołowi politycy   szczerze nastawiają się dziś na strategię długiego marszu. Chociaż...

„Ale czy równie mocno i naprawdę szczerze nie odrzucał w 2006 roku urażającej go estetycznie koalicji z Lepperem i Giertychem? A ze strony młodych polityków SLD bliskich Napieralskiemu nie  padają tylko zniechęcające zapowiedzi. Negocjacje medialne z Adamem Lipińskim – partnerami byli Robert Kwiatkowski i Włodzimierz Czarzasty - są w tych środowiskach traktowane jako wzorcowe. (...) Pragmatyk Lipiński był dopiero co zwolennikiem takiej koalicji w sejmiku dolnośląskim.  Elektorat jest na nią przygotowany, bo uznaje Prezesa za nieomylnego . (...)

W ostateczności aktualne pozostaje pytanie: Po co brać władzę w stanie budżetowej zapaści, kiedy rząd liberałów - solidarnościowych i postkomunistycznych, będzie obwiniany o przekroczenie progów ostrożnościowych, obciążany gigantycznymi cięciami i wszystkimi możliwymi  nieszczęściami. A taki scenariusz rysują przyjaciele i wrogowie obecnego rządu.

- Prezes powiedział kiedyś, że nie chce rządzić, jeśli nie miałby realnego wpływu na kraj – tłumaczy współpracownik Kaczyńskiego.

I tu pojawia się dodatkowe pytanie. Czy przy całej zręczności PR-owskich  zagrań obecnego otoczenia Prezesa, przy nawet udanej kampanii wyborczej, przy może przebiciu się tematu chorego państwa na smoleńskim przykładzie do centrowego wyborcy, co przewiduje już po kwietniowych uroczystościach Adam Hofman, ta partia zdolna jest  jeszcze do odegrania roli partii zmiany?"

Zaremba zwraca uwagę na paradoks: PiS zawsze najwięcej mówił o zbyt słabym państwie, o wymiarze sprawiedliwości, o walce z korupcją,  a teraz przyszłoby mu być może zmierzyć się ze skutkami wielkiego kryzysu publicznych finansów. Czy jest do tego przygotowany?

„ – Wiem jedno: Kaczyńskiego rządzenie zawsze czyniło pragmatykiem. To nie byłby rząd z Antonim Macierewiczem i Anną Fotygą w rolach głównych, oni są potrzebni na jednym z etapów. To byłby niezły rząd – snuje wizję przyszłości polityk, który to z prezesem PiS się kłócił, to na niego stawiał.

A teraz bardzo chce wierzyć".

rop

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych