Edmund Klich w RMF.FM: Ja jestem przekonany, że była to katastrofa lotnicza a nie zamach

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

"Ja jestem przekonany, że była to (...) katastrofa lotnicza a nie zamach." - powiedział w RMF.FM Edmund Klich, szef Komisji Badania Wypadków Lotniczych, do niedawna akredytowany przy komisji badającej katastrofę 10 kwietnia. Tym samym potwierdził wresję prokuratury:

Wrak był badany przez wiele osób z Polski. Być może prokuratura wysłuchała te osoby i również doszła do wniosku, że nie ma podstaw, żeby sądzić, że był zamach. Wielu ekspertów polskich ten wrak badało. I być może prokuratura ma informacje od tych ekspertów, bo przecież byli od pierwszego dnia na miejscu katastrofy.

Wyjaśnienie największej zagadki lotu TU-154M, czyli schodzenia do lądowania, mimo  rozpoczęcia przez pilotów procedury odejścia, według Klicha wygląda tak:

Z tego wynika, że nie wiedzieli, jeśli planowali odejście w automacie, a wiedzieli, że nie ma systemu ILS. Nie wiedzieli, że ten samolot nie zareaguje po wciśnięciu tego przycisku. Byli na wysokości 100 metrów, ale przypomnijmy na wysokości 100 metrów według radiowysokościomierza. To było około 50 metrów w stosunku do progu pasa. Wciśnięcie przycisku, nie ma reakcji, nic się nie dzieje, czas na podjęcie decyzji, przejęcie sterów i odejście w systemie ręcznym - to jednak jest opóźnienie. Według mnie to było zaskoczenie dla załogi. Trochę więcej wyjaśni eksperyment.

Nie można źle mówić o zmarłych - jak podkreśla przepytujący Klicha Konrad Piasecki, ale to wygląda na kompromitujący błąd pilotów:

Ja nie chciałbym mówić tutaj tylko o załodze tupolewa, ale poprzednie katastrofy - katastrofa bryzy, czy katastrofa casy, czy nawet katastrofa Mi-24, udowodniły, że wyszkolenie jest słabe, a szczególnie w załogach wieloosobowych, bo wszystkie te wypadki zdarzyły się w załogach wieloosobowych. Wynika to z ogólnych problemów wyszkolenia, bo jeżeli piloci w Marynarce latali 36 godzin, a średnio powinni latać ponad 100, żeby latać dobrze, to o czym mówimy.

Edmund Klich nie zgadza się z zarzutami Antoniego Macierewicza, który twierdzi, że Klich zażądał od prokuratorów przerwania przesłuchania szefa meteo, że uniemożliwił polskim obserwatorom udział w oblocie i sprawdzeniu środków radiotechnicznych w Smoleńsku, że uniemożliwił ekspertom badającym wrak dokończenie prac.

Chcąc dobrze współpracować z Rosjanami, nie mogłem już 13 kwietnia zezwolić na pewne konflikty, bo wtedy nie mieliśmy jeszcze żadnych obiektywnych informacji, m.in. rozmów na wieży. A 13 kwietnia był problem z wykorzystaniem meteorologa mojego doradcy do przesłuchań prokuratury. I ja nie zabrałem go, tylko powiedziałem, że jeśli on ma współpracować z prokuratorem, to może zostać, a ja sprowadzę innego meteorologa z Polski. Nie chciałem doprowadzić już na tym początkowym etapie - w pierwszym dniu właściwego procedowania - do konfliktu ze stroną rosyjską.

Piasecki pyta Klicha wprost, czy nie ma sobie nic do zarzucenia po roku. Klich odpowiada:

Proszę pana, mogłem już np. 15 kwietnia wywołać konflikt, mówiąc, że Rosjanie nie dopuszczają nas do oblotu. Ale wtedy na pewno nie dostalibyśmy rozmów z wieży. W związku z tym nie mielibyśmy tych kluczowych informacji, które w tej chwili są nawet ważniejsze niż wyniki oblotu, bo wiemy, że środki radiotechniczne były byle jakie, były bardzo złe. Z drugiej strony, wtedy wierzyłem, że te wyniki oblotu zostaną nam w pełni wiarygodnie przedstawione. Niestety okazało się to mrzonką.

 

Bar, źródło: rmf.fm

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych