Portal Stowarzyszenia Dziennikarzy Polski zamieszcza rozmowę z byłym Prezesem Polskiego Radia Krzysztofem Czabańskim. Rozmowa dotyczy m. in. raportu NI, w którym - przynajmniej według niektórych mediów - kontrolerzy stawiają Krzysztofowi Czabańskiemu zarzuty braku gospodarności.
Jeden z takich zarzutów przywołuje rozmawiający z Czabańskim red. Błażej Torański:
- Jaki garnitur kupił Pan za 7 tys. 800 zł – Armaniego czy Versace - płacąc służbową kartą Prezesa Polskiego Radia, o czym wspomina raport NIK.
- Raport NIK o tym nie wspomina, przynajmniej w wersji opublikowanej. O tym wspomina Agnieszka Kublik w „Gazecie Wyborczej". Pisała o tym już kilka lat temu i doskonale wie, że, owszem, użyłem karty służbowej, co było niewłaściwe, ale jeszcze w tym samym miesiącu, kiedy miało miejsce to zdarzenie, oddałem do kasy radia wszystkie pieniądze wraz z opłatami manipulacyjnymi.
Skoro tak było, to dlaczego – jak wspomniała środowa „Gazeta Wyborcza" – „sprawę badała prokuratura, ale umorzyła"?
- Bo zapewne nie badała „tej sprawy"? Z tego, co wiem, władze radia, które nastały po moim odejściu z prezesury, zamówiły audyt za czas mojej kadencji i wysłały go w całości do prokuratury. Trochę na zasadzie: a niech tam sobie coś wybiorą i wdrożą dochodzenie. Otóż, prokuratura nic nie wdrożyła. Przynajmniej nie przeciwko mnie, bo ani razu nie byłem w tych sprawach przesłuchiwany, nawet jako świadek. Można to jednak, jak „GW", nazwać umorzeniem.
Czabański odpowiada również na zarzut rzekomo obfitego korzystania z funduszu reprezentacyjnego:
[Wydatki] Były dokładnie takie same jak za czasów wszystkich poprzednich zarządów. Nic tutaj nie zmienialiśmy. Ale nie oznacza to, że te pieniądze mogły być wydawane na cokolwiek. To były głównie rachunki za konsumpcję w restauracjach podczas rozmów biznesowych.
Na zarzut, że w Polskim Radiu pod jego kierownictwem zwolniono – jak podaje „Gazeta Wyborcza" - 295 osób, aby wkrótce przyjąć 399, co kosztowało 10, 2 mln zł, były prezes Polskiego Radia odpowiada:
Proponuję, żeby Pan przeczytał raport NIK-u , a nie powoływał się na „GW". W gazecie może pan bowiem znaleźć informacje jak ze znanej z anegdoty, czy to prawda, że na Placu Czerwonym rozdają samochody? Prawda, jednak nie samochody, ale rowery, i nie rozdają, lecz kradną... W raporcie NIK jest tabela, z której wynika, że w 2006 roku, kiedy przyszedłem do Radia, zatrudnionych tam było około 1450 osób. Rok później, po zwolnieniach grupowych, ubyło dwieście etatów, w kolejnym roku – 2008 – jeszcze kilkanaście. Wzrost zatrudnienia zaczął się w 2009 roku. Ja tymczasem byłem prezesem Polskiego Radia do połowy listopada 2008 roku.
Przypomnę, że tylko w 2008r. wpływy z abonamentu spadły o kilkadziesiąt milionów złotych. Radio jednak nie zaciągnęło żadnych kredytów i nie wpadło w długi! Ba, jeszcze swoim następcom zostawiłem kilkadziesiąt milionów złotych żywej gotówki! Proszę tego nie mylić z rozliczeniami księgowymi, gdyż one są dokonywane w ramach danego roku. Jeżeli zatem wpływy z abonamentu przekazywane PR S.A. przez Krajową Radę były niższe o kilkadziesiąt milionów złotych – a tak się stało w 2008r., kiedy byłem ostatni rok prezesem PR S.A. - to suma ta składała się na wynik finansowy danego roku, oczywiście w sensie negatywnym.
Zwolnienia grupowe były warunkiem restrukturyzacji PR S.A. W ramach tych zwolnień odeszło trzysta osób. Większość na emeryturę. To na pewno był dla niektórych szok, ponieważ w radiu wiele osób uważało – to pozostałość w mentalności jeszcze z czasów Radiokomitetu – że są to posady dożywotnie i dziedziczne.
Red. Błażej Torański pyta także, dlaczego Czabański "nie wykorzystał Pan tego czasu do zwolnienia ludzi, o których Wojciech Reszczyński mówi, że dawniej pod marynarką nosili broń krótką, byli delegatami na zjazdy partii, sekretarzami POP, cenzorami, współpracowali z komunistycznymi służbami":
Podejrzewam, że Wojciech Reszczyński mówi o tych, których ja zwolniłem, a nowe władze radia ponownie przyjęły. Jednym z ważnych dla mnie kryteriów przydatności do pracy u nadawcy publicznego było złożenie oświadczenia lustracyjnego i brak współpracy ze służbami specjalnymi PRL.
Bardzo ciekawa jest opinia Krzysztofa Czabańskiego dotycząca tzw. upolitycznienia mediów:
W mediach publicznych stosowane są reguły polityczne, ale nie ma i nie będzie innych. Nie uważam jednak tego za złe, ponieważ politycy - w przeciwieństwie do układów środowiskowych czy zawodowych - podlegają ocenie obywateli, choćby weryfikacji wyborczej. Żadne stowarzyszenia twórcze czy związki producenckie nie podlegają takiej ocenie i oddanie im mediów publicznych byłoby dużym błędem. Procedury polityczne same w sobie nie są złe. Trzeba oceniać skutki. Przez lata, od 1992 roku, kiedy zlikwidowano Radiokomitet i powołano dwie spółki - PR i TVP- na palcach jednej ręki można policzyć szefów radia i telewizji, którzy wcześniej byli profesjonalnymi dziennikarzami. Wszyscy byli powoływani przez polityków, ale za SLD szefem TVP był polityk z otoczenia Kwaśniewskiego, Robert Kwiatkowski, a szefem Radia polityk PSL, Ryszard Miazek.
Przypomnę, że za czasów „strasznego PiS-u" w mediach publicznych były audycje ludzi o rozmaitych poglądach i sympatiach politycznych czy światopoglądzie, mówiąc w skrócie, od Jana Pospieszalskiego i Tomasza Sakiewicza do Tomasza Lisa i Tomasza Jastruna. A dziś? Dziś, trwa bez mała wojna narodowa o to, żeby w mediach publicznych uchowała się 1 (słownie: jedna) audycja Jana Pospieszalskiego, reszta osób występujących reprezentuje poglądy salonu liberalno-lewicowego.
Konkluzja jest taka, że media publiczne były, są i będą we władzy polityków. Tego się nie zmieni i nie należy zmieniać, bo nie ma innego wariantu. Każdy, kto twierdzi, że jest inny wariant, kłamie i za tym kłamstwem ukrywa własne interesy, które nie będą kontrolowane przez obywateli, więc są to kłamstwa niebezpieczne. Ale, żeby układ był korzystny dla obywateli, żeby powstała przestrzeń do debaty publicznej, należy jasno, proporcjonalnie podzielić wpływy w publicznym radiu i telewizji między większość parlamentarną i opozycję. Jak się będą ścigać o widza, to sami wezmą fachowców w miejsce „biernych, miernych, ale wiernych". Mówiąc precyzyjniej, reguła polityczna powinna obowiązywać na poziomie rad nadzorczych i zarządów, a na dyrektorów należy urządzać konkursy.
Sil
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/111829-krzysztof-czabanski-za-czasow-strasznego-pis-u-w-mediach-publicznych-byly-audycje-ludzi-o-rozmaitych-pogladach-a-dzis
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.