Premier Tusk buduje drugą Tajlandię. "Warto skierować debatę publiczną na dyskusję o rozwoju Polski"

PAP
PAP

Spójrzmy na krainę wielkich kontrastów – Tajlandię, jeżeli chcemy się dowiedzieć,  jak potoczą się losy Polski, jeżeli nie powstrzymamy koalicji PO-PSL. Stolica tego kraju, Bangkok, robi wrażenie nawet na turystach ze Stanów Zjednoczonych, których niewiele rzeczy jest w stanie zaskoczyć. Wielopoziomowe autostrady, ultranowoczesna infrastruktura informatyczna, wysoki poziom usług, dostępność wszelakich dóbr. Jednym słowem: egzotyczny raj na miarę XXI wieku. Wystarczy jednak wybrać się na prowincję Tajlandii, aby przetrzeć oczy z niedowierzania, że jeden kraj może wygenerować aż takie kontrasty.  Jedna godzina jazdy samochodem dzieli bajkowy Bangkok od enklaw biedy, przestępczości, ludzkiego upodlenia. Ba, w samym „bogatym" Bangkoku dysproporcje rozwojowe są ogromne.

Mnóstwo ludzi w maseczkach ochronnych na twarzy, ogromny hałas, spaliny, niebezpieczne zaułki, o „innych pseudoatrakcjach" nie wspomnę...Co to ma wspólnego z rządem Donalda Tuska?

Koalicja PO-PSL proponuje dla Polski model rozwoju nazwany  „polaryzacyjno – dyfuzyjnym". Założenia tej koncepcji są równie koszmarne, jak jej nazwa. Chodzi o to, aby lokować kapitał, inwestycje, pomysły i technologie w tak zwanych biegunach wzrostu.

W polskim wydaniu obszar ten został ograniczony do kilku największych, uprzemysłowionych miast. Takich – przy całej umowności tego porównania - Bangkoków nad Wisłą. A co z resztą kraju? Teraz proszę czytać uważnie, bo bez tego jednego zdania nie da się zrozumieć całości tej pokrętnej teorii: DOBROBYT Z BIEGUNÓW WZROSTU W SPOSÓB NATURALNY, NA ZASADZIE DYFUZJI, ROZLEJE SIĘ PO CAŁEJ POLSCE. Dlaczego tak ma się stać? Bo tak powiedział premier? Tusk tylko zapowiada cuda, ale ich nie czyni.

Zaplecze intelektualne premiera też nie potrafi znaleźć żadnego logicznego argumentu na to, że bogata i zadowolona z siebie Warszawa oraz inne metropolie, w naturalny sposób zechcą podzielić się swoją zamożnością z Wałbrzychem, Białą-Podlaską, Rzeszowem i setkami innych polskich miast, które już są biegunami, ale na pewno nie wzrostu.

JEST TO MODEL POLSKI DWÓCH PRĘDKOŚCI. Dwóch krajów w jednym. Polski wielkich metropolii i prowincjonalnej reszty.  Polski lepszych i gorszych. Polski, gdzie faktycznie  „żyje się lepiej", ale w bogatych dzielnicach i Polski „codziennych zmagań się z rzeczywistością", gdzie jedyną radosną chwilą w miesiącu jest dzień wypłaty zasiłku. W takiej Polsce poprzez strategiczne decyzje, na przykład o lokowaniu środków unijnych, poprawia się sytuację mniejszości, ignorując większość. Tak tworzy się elitarne „wyspy szans". Na wyspie nie zamyka się szkół i placówek pocztowych. A poza enklawą? Dzieci, aby dotrzeć do szkoły muszą pokonywać wiele kilometrów, funkcjonowanie urzędów pocztowych nie jest zyskowne, o powiatowe drogi należy się upominać, bo większość środków idzie na budowę autostrad i szybkich tras łączących między sobą „bieguny wzrostu". Taką Polskę mają przed oczami wizjonerzy koalicji  PO-PSL.

Pogłębiające się podziały na ludzi bogatych i biednych, widoczne dysproporcje między poszczególnymi regionami Polski symbolicznie wyrażane w potocznym podziale na Polskę A, B... stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa, stabilności i rozwoju naszego państwa. Są one zarówno historyczną spuścizną, jak też konsekwencją dominującej obecnie polityki realizowanej przez rządzącą koalicję PO-PSL – polityki, której negatywne skutki odczuwa już pokolenie obecne, a która, jak złowieszcze brzemię, ciąży nad naszymi dziećmi i wnukami. Czy tego chcemy dziś?  Prawo i Sprawiedliwość nie daje na to przyzwolenia. Według nas szansą dla Polski jest mądra i sprawiedliwa polityka rozwoju - rozwój zrównoważony, który ma również swoje umocowanie w Konstytucji RP. Przyjmuje on, iż każdy obszar posiada swoją specyfikę, swój potencjał, który prawidłowo zagospodarowany może – i powinien – stać się „lokomotywą" własnego rozwoju.

KONCEPCJA PIS OPIERA SIĘ NA TZW. MODELU „NISZY ROZWOJOWEJ". Każdy region, miasto czy wieś mają własne lokalne atuty, specjały, charakterystyczne marki. Trzeba je znaleźć, zdefiniować, wypromować, a na ich bazie zbudować pole dla lokalnej przedsiębiorczości. W tej optyce najcenniejszy jest kapitał ludzki. Model ten w sposób naturalny wspiera tworzenie się i umacnianie więzi społecznych - poprzez wciąganie jak największej liczby osób w działania służące lokalnym inicjatywom, przedsiębiorstwom czy lokalnym markom. Psychologicznie wzbudza to też poczucie dumy z przynależności terytorialno-markowej (na wzór francuski – jestem z Burgundii – krainy wina).

Model wykorzystania „niszy rozwojowej" zapobiega pogłębianiu się podziałów na bogatych i biednych oraz hamuje pogłębianie się dysproporcji między poszczególnymi regionami kraju. To jedyna szansa na zneutralizowanie wielu zagrożeń dla bezpieczeństwa, stabilności i rozwoju Polski. Wykorzystanie „nisz rozwojowych" oznacza politykę wyrównywania szans. Oznacza obronę i wykorzystanie popytu wewnętrznego (lokalnego), który jest istotny dla ograniczania bezrobocia. Wiąże się też z angażowaniem kapitału lokalnego w procesy rozwoju, zapewniając ich trwałość.

Warto skierować debatę publiczną na dyskusję o rozwoju Polski. Warto prezentować dwie różne koncepcje rozwoju tak, by obywatele naszego kraju mogli w sposób świadomy i odpowiedzialny decydować w jakiej Polsce chcą żyć dzisiaj i jakiej Polski chcą dla swoich dzieci?

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.