Czy celebryci ryzykowaliby dziś śmiercią? I czy Monika Olejnik może być zbawiona? Weekendowy przegląd prasy Piotra Zaremby

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

„Piotr Zaremba w komentarzu cieszy się, że żyje w wolnym  kraju, gdzie jedni mogą drukować, co im się podoba, a drudzy mogą to bojkotować. Nie chcę psuć tej atmosfery zadowolenia z siebie, ale zwracam uwagę, że bojkot jest kontrproduktywny i niemądry" – gasi mnie w piątkowej "Gazecie Wyborczej" Adam Leszczyński.

„To co Gross napisał nie stanie się mniej prawdziwe, a sam bojkot niezależnie  – udany czy nie -  to świetna promocja. Zaremba jak i większość krytyków Grossa wygodnie zapomina, że niezależnie od wad książki – podstawowe jej tezy są akceptowane przez historyków takich jak Jan Grabowski czy Barbara Engelking-Boni. Nie sam Gross szkaluje więc naród".

O niczym nie zapomniałem, rozważałem nawet w komentarzu, czy bojkot nie będzie formą promocji (swoją drogą, dlaczego tak to martwi zwolennika tej publikacji, Leszczyńskiego?). I uznałem, że książka jest już tak głośna, że nikt jej w taki sposób nie zareklamuje. Wszyscy, którzy o niej usłyszeć mieli, już  usłyszeli. Wiem też naturalnie o książkach Grabowskiego czy Engelking-Boni. Nie uważam ich za antypolski spisek, choć doktor Grabowski występując w programie Lisa miał, podobnie jak Gross, trudności z udowodnieniem astronomicznej liczby Żydów zamordowanej przez udziale Polaków.

Moją niechęć wzbudzają jednak nie badania nad każdym przypadkiem niegodziwości, których ofiarami padali polscy obywatele żydowskiego  pochodzenia, a uproszczona toporna publicystyka Grossa, która bulwersuje także takich ludzi jak Paweł Machcewicz czy Ryszard Bugaj. Co więcej, ona zaczyna się już odrywać od debaty nad książkami.

Opisywałem niedawno na portalu spektakl odegrany przed publicznością w ostatnim programie Lisa, gdzie tacy historycy jak Piotr Najsztub czy Kazimiera Szczuka wzywali aby się jednoczyć w dziele zbiorowej pokuty. Przecież to jest próba tworzenie jakiegoś nowego mitu, wielkiej winy Polaków. Jeśli mam wybierać między dwoma mitami, to wybieram ten dawny, o Polakach heroicznych. Nie jest zapewne całkiem prawdziwy, ale ma przynajmniej pozytywną wymowę pedagogiczną. Czyni nas lepszymi. Ten nowy mit ma nas za to wgnieść w ziemię, upokorzyć. I utorować pani Szczuce drogę do rządu dusz. Naturalnie najciekawsza jest prawda. Tylko gdzie jej szukać w takim hałasie?

A już najdziwniejsze wydają mi się debaty nie nad mordowaniem, ale nad tym, czy Polacy aby pomogli dostatecznej liczbie Żydów. Chciałbym zobaczyć oczami wyobraźni naszych celebrytów, którzy ryzykują śmiercią. Wiem, że to argument z gatunku poniżej pasa, ale wkurzają mnie ludzie debatujący bardzo łatwo o sprawach najtrudniejszych, najbardziej ostatecznych. To nie jest temat do szczebiotu.

W "Rzeczpospolitej" Agnieszka Rybak próbuje spointować spór o Monikę Olejnik – konkretnie o to, czy zaraz po śmierci prezydenta w Smoleńsku powinna się znaleźć na kolacji z jego bliskimi współpracownikami. Rybak sama tam była, jej mąż pracował z Lechem Kaczyńskim. Wyrokuje więc, na kontrze wobec Piotra Semki, który napisał o tym wcześniej artykuł:

„Uważam jednak, że wytykanie Monice Olejnik, Pawlowi Kowalowi i Adamowi Bielanowi niestosowności czasu i miejsca spotkania jest głęboko niestosowne".

W naszym portalu oburzył się na taki sposób stawiania sprawy Michał Karnowski. Przypomniał wcześniejszą rolę Olejnik i własny odruch zaraz po śmierci prezydenta: aby ująć się za jego dawniejszymi krzywdami. Pamiętam ten odruch doskonale, bo powstały w jego następstwie tekst stał się wstępem do wznowienia naszej wspólnej książki „Alfabet braci Kaczyńskich".

A jednak patrzę na tamto zdarzenie nieco inaczej niż Michał. Ja te dwa, trzy pierwsze dni po katastrofie pamiętam jako wielkie rekolekcje wspólnoty, nawet z ludźmi antypatycznymi. Rozliczenia zaczęły się potem. Nie uważam aby akurat ze wspominkowego spotkania o prezydencie należało kogoś wykluczać. A Monika Olejnik, czy się to podoba nam czy nie, przywędrowała do pałacu, korzystając z siły przebicia celebrytki dostała się tam. Modliła się, płakała, przecież robiła to nawet w Radiu Zet. W kilka dni potem niewiele z tego zostało, ale to jej problem, a nie nasz.

Może Kowal i Bielan za bardzo lgnęli do mainstreamu, może nie, pamiętam, że do czasu w PiS tego od nich wręcz oczekiwano. Ale użyję innego argumentu. To sam Lech Kaczyński szukał kontaktów z takimi ludźmi jak Olejnik i nie tylko. Nieprzypadkowo organizatorem tej kolacji był Michał Borowski, dawny naczelny architekt Warszawy. Dobry znajomy prezydenta, a równocześnie człowiek bliski Michnikowi i ludziom Agory.

Gdybym miał pisać biografię Lecha Kaczyńskiego, ta jego otwartość byłaby jednym z naczelnych tematów. Może czasem nadużywana przez innych, może nie zawsze dobrze zaadresowana. Pamiętam szok prawicowych intelektualistów, kiedy na jednym z sympozjów w Lucieniu prezydent obrał sobie za głównego rozmówcę dziennikarza „Gazety Wyborczej". Mnie samego czasem to dziwiło i złościło. Ale myślę, że w ostatecznym rozrachunku Lech Kaczyński uzupełniał w ten sposób  twardszą ideologicznie i bardziej  partyjną postawę swojego brata. A poza tym taki po prostu był. Także i w chrześcijańskim sensie. W tym porządku mieściły się też skomplikowane relacje z Moniką Olejnik. Prezydent złościł się na nią i lubił ją. Tak po prostu.

Patrzę więc na to zdarzenie także z tego punktu widzenia. I nie będę tego łączył z większą czy mniejszą miękkością późniejszych twórców PJN wobec TVN. W każdym innym momencie, ale właśnie nie tym. Tyle na ten temat – spodziewam się wojowniczych reakcji czytelników. Ale zanim wezmą się za wyzwiska, niech spróbują się choć na moment oddać refleksji. Przydaje się. Naprawdę.

Bo inaczej skończymy jak felietonista Tomasz Jastrun, z którym Robert Mazurek zrobił wywiad w sobotniej „Rzeczpospolitej". Mazurek (przypominając, że Jastrun naśmiewał się w swoich tekstach nawet i z urody zabitej prezydentowej):

"Brał pan udział w czymś, co Zaremba nazwał „przemysłem  pogardy"

Jastrun: Nie sądzę. Zaremba widzi pogardę tylko u innych u swoich jej nie dostrzega. Jest tu mistrzem".

Ze złymi ludźmi nie ma sensu debatować. Ale są takie chwile, kiedy i ich można przygarnąć, zaprosić. Nieliczne, ale bywają.

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych