Gaszenie zniczy to pośrednie powiedzenie tym Polakom, którzy przeżywają katastrofę smoleńską, że są obywatelami drugiej kategorii

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Mówi się często o tym, że podział na PO i PiS to podział przede wszystkim kulturowy, w pewien sposób naturalny, a dopiero wtórnie - polityczny. Być może tak było na początku; dziś o żadnej "naturalności" nie można mówić. Dziś logika walki z pisowcami powoduje powstanie nowej, nieznanej wcześniej kultury pogardy dla uświęconych tradycją norm kulturowych. Czy komukolwiek przyszłoby bowiem kilka lat temu do głowy, że wychowana w Odnowie w Duchu Świętym Hanna Gronkiewicz-Waltz nakaże podległym jej służbom gaszenie zniczy ustawionych przez żałobników? Nie, to było poza wyobraźnią. Dziś wydaje się to niemal "normą" owej nowej kultury.

Pani prezydent stolicy w radiu TOK FM tłumaczyła swoje działania tak:

Moim obowiązkiem zgodnie z ustawą jest dbanie o porządek w pasie drogi. W związku z tym od 10 miesięcy bez przerwy codziennie rano między godziną 3 a 5 są zbierane znicze, ponieważ wiele osób do mnie pisze, że im się nie podoba bałagan. (...) A to miejsce, zgodnie z przepisami, jest pasem drogi. Jak tamto miejsce zamkniemy, to jak wjedzie delegacja do prezydenta?

Troska godna pochwały, gdyby była konsekwentna. Gdy za rządów Jarosława Kaczyńskiego pielęgniarki rozbiły białe miasteczko pod siedzibą szefa rządu, i przez wiele tygodni okupowały nie tylko chodnik, ale i często drogę, straż miejska dowoziła protestującym herbatę. A pani prezydent nie pytała "jak wjedzie delegacja do premiera?", choć premier w budynku urzędował, a obecny prezydent urzęduje w Belwederze.

Gaszenie zniczy to pośrednie powiedzenie tym Polakom, którzy przeżywają katastrofę smoleńską, że są obywatelami drugiej kategorii: tylko bowiem wobec obywateli drugiej kategorii stosuje się działania, które w sposób oczywisty naruszają kulturowe tabu. A takim tabu jest szacunek wobec ludzkiego żalu związanego ze śmiercią innych ludzi.

Wróćmy do Hanny Gronkiewicz-Waltz. Pani prezydent narzeka, że na 10 kwietnia planowane są  cztery demonstracje:

Wygląda na to, że PiS organizuje, nie jako partia oczywiście, cztery demonstracje, żeby cały dzień kilkadziesiąt tysięcy było na Krakowskim Przedmieściu i żebyśmy musieli je zamknąć.

W tej deklaracji dziwi fakt, że z okazji rocznicy Smoleńska Krakowskie Przedmieście nie zostanie zamknięte dla ruchu kołowego "z urzędu". Jest przecież zamykane na parady Schumana, parady Równości, rozmaite pikniki itp. A z okazji rocznicy Smoleńska zamknięcie reprezentacyjnej ulicy okazuje się wielkim nieszczęściem. To już jawne powiedzenie żałobnikom, że władza nie tylko ich nie reprezentuje, ale że są dla niej kłopotem, bo w ogóle istnieją.

Na koniec warto przypomnieć, że w katastrofie rządowego samolotu TU-154M w Smoleńsku 10 kwietnia 2011 roku zginęło czworo partyjnych kolegów pani prezydent stolicy:

Krystyna Bochenek

Sebastian Karpiniuk

Grzegorz Dolniak

Arkadiusz Rybicki

Zapewne wśród zniczy zgaszonych przez straż miejską 11 marca 2011 roku były również lampki zapalone ku ich pamięci, choćby w formie deklaracji "wszystkim ofiarom Smoleńska". Ale cóż, logika wojny domowej wymaga - "dla dobra sprawy" - podeptania także ich pamięci. Skoro pamięć o 10/04 nie może być wyłącznie nasza, to w ogóle jej nie będzie.

Władza, która ciągle mówi o łączeniu, kopie między Polakami coraz głębsze rowy. Krótkoterminowo to się tej władzy opłaca. Długoterminowo - zobaczymy.

Bo Duch Święty czasami odnawia Tę Ziemię.

 

 

 

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych