Dawno przyzwyczailiśmy się do tego, że w kolejnych programach Tomasza Lisa nie chodzi o debatę na jakikolwiek ważny dla Polaków temat. Chodzi o show i równocześnie o potwierdzenie racji PanaLisowego środowiska. Potwierdzenie osiągane na ogól bardzo prymitywnymi sztuczkami. Kto kontroluje media, dysponuje poręcznymi narzędziami takich sztuczek.
W ostatni poniedziałek Lis postawił po raz setny temat antysemityzmu - na kanwie książki Grossa. Pożądane dla siebie efekty osiągnął bardzo łatwo - samym doborem rozmówców. Po jednej stronie gromada celebrytów - przy czym obok takich jak nieskażony merytoryczną wiedzą Piotr Najsztub czy bijąca rekordy zarozumialstwa Kazimiera Szczuka, także postaci większego kalibru: Agnieszka Holland, która właśnie nakręciła film o ratowaniu Żydów oraz nawet popularny aktor Robert Więckiewicz, który w tym filmie zagrał. Po drugiej - dwaj politycy PiS: poseł Zbigniew Girzyński i europoseł Janusz Wojciechowski.
W takiej sytuacji dla większości publiczności skojarzenie jest proste. Znani i popularni naprzeciw bezdusznym politykom, na dokładkę nieco topornym i niemodnym, nawet jeśli elokwentnym. W zamyśle przytłoczonym już samą liczbą oponentów (wliczając samego Lisa 5:2), ale też zbywanym ironicznym "panie eurodeputowany, panie deputowany". Wiadomo, oni partyjnie kręcą, a naprzeciw mają ludzi zatroskanych i wrażliwych.
Szczuka popsuła ten zamysł swoimi fochami, ale tylko trochę. W ostateczności program przekształcił się w tradycyjny sąd nad PiS, w czym pomogła niemądra wyprawa grupy parlamentarzystów tej partii, bliskich Radiu Maryja do Jana Kobylańskiego w Urugwaju. Kiedy Girzyńskiego i Wojciechowskiego zderzono z naprawdę antysemickimi wywodami polonijnych dziwadeł z otoczenia Kobylańskiego (atakujących na dokładkę także Lecha Kaczyńskiego), obu politykom pozostało tylko składać pokrętne samokrytyki.
Powinni to przewidzieć i nie pchać się w paszczę lwa, ale czegóż się nie robi dla oglądalności. Tymczasem już nie upolityczniając, ale upartyjniając tę debatę Lis robi to samo co Gross. Zmienia poważny problem w tanią i miałką hucpę.
Bo jeśli odcedzić antypisowskie wycieczki, co pozostanie? Myśl wyrażana przez jednych subtelniej (Holland), przez innych trywialnie (Szczuka), że Polacy muszą przystąpić do rachunku sumienia - bezwarunkowego i twardego. Za co? Nie do końca wiadomo. Z wywodów Najsztuba wynikało, że za to, iż kiedyś w jego rodzinnym Żninie mieszkali Żydzi, a teraz ich nie ma. To przypomina niedawną konwersację o raporcie MAK. Na samym początku powtarzano nam: nie wnikajmy w szczegóły, może tam się wszystko zgadza, a może nie. Tyle że Polacy powinni wziąć na siebie część winy. Dla zasady.
Nie odrzucam poglądu, że każdy straszny przypadek powinien być brany przez historyków pod lupę, badany, razem z ogólnymi prawidłowościami, jakie takimi przypadkami rządziły. Choć pytanie do kogo mają się zgłosić na przykład ofiary bandytyzmu Polaków wymierzonego w innych Polaków. Bo takich przypadków też było całkiem sporo. Wojna uruchomiła bezmiar heroizmu i spory potencjał najniższych instynktów. Każdy kto zna historię, wie że tak po prostu jest. Zawsze.
Ale pohukujący celebryci odmawiają badania kontekstu. Kiedy Girzyński, jednak historyk z wykształcenia, przypominał o losie Żydów w innych krajach, był zakrzykiwany i wyśmiewany. Odmawiają też spojrzenia na całą sprawę w kategoriach polskiej racji stanu. Przecież ta debata nie toczy się w próżni. Toczy się w czasach, kiedy elity innych krajów, na przykład Niemiec, wcale nie zapomnieli o swoim narodowym interesie. Przeciwnie, ustawiają te spory pod jego kątem. Fakt, że Kazimiera Szczuka nie chce o tym słuchać, nie znaczy, że nie ma problemu.
A co więcej, punktem odniesienia jest książka, której bronić można jedynie pohukiwaniami. W "Tygodniku Powszechnym" Jana Tomasza Grossa spytano o krytyczne oceny jego twórczości nie żadnego polityka PiS czy prawicowego historyka, ale Pawła Machcewicza, dyrektora Muzeum II Wojny Światowej z nominacji Tuska i jego ulubionego historyka. Gross zbył pytanie pogardliwą uwagą, że Machcewicz ma "muzealne" podejście do historii. Z kontekstu wynika, że muzealnym jest szukanie potwierdzenia dla efektownie stawianych tez żmudnym badaniem źródeł. Taki głęboko myślący autorytet macie panie celebrytki i panowie celebryci. W "Przekroju" Marek Zając wyraża entuzjazm, że Gross po prostu znakomicie pisze. Ale przecież, na miły Bóg, nie pisze powieści.
Na koniec programu Lisa Agnieszka Holland powiedziała nieoczekiwanie rzecz ważną i krzepiącą. Że stosunek do Żydów się zmienia, między innymi za sprawą Lecha Kaczyńskiego. To prawda, on akurat nie patronował postawie: idźmy w zaparte. Przeciwnie mówił o naszej wielkości, ale i o przypadkach małości. Tyle, że pani reżyser nie zauważyła, do jakiego stopnia ona sama niweczy to dzieło, wpisując się w iście Gombrowiczowską wojnę na miny. Szkoda.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/111428-antyantysemita-lis-apeluje-do-emocji-najgorszego-rodzaju-celebryci-reformuja-polska-historie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.