"Rzeczpospolita" zamieszcza rozmowę red. Kamili Baranowskiej z zawieszonym prezesem TVP Romualdem Orłem. To właśnie Orzeł złożył do sądu wniosek, w którym prosi o sprawdzenie rzetelności wyboru obecnego prezesa telewizji publicznej Juliusza Brauna:
Chciałbym się tylko dowiedzieć, czy pan Braun spełnia prawne wymogi zasiadania w radzie nadzorczej spółki Skarbu Państwa. Czy ma stosowne uprawnienia. To mój obywatelski obowiązek i działanie w interesie spółki.
Romuald Orzeł odnosi się także do postawionego mu przez „Gazetę Wyborczą" zarzutu iż podjęte przez niego decyzje w ciągu kilku dni - gdy został chwilowo przywrócony na stanowisko prezesa - mogły kosztować nawet 1 mln 200 tys. złotych (zostały jednak zablokowane przez nowego prezesa):
Nic nie wiem o takiej kwocie. Pani Agnieszka Kublik, która jest autorką tego tekstu, nie pierwszy raz manipuluje faktami. Cel tej publikacji jest jeden, przykleić łatkę tak, żeby Orzeł kojarzył się z nadużyciami na ponad milion złotych.
Orzeł tłumaczy także, dlaczego podczas krótkiego urzędowania odsunął od stanowisk kilka osób:
Jakimi kwalifikacjami odznaczał się pan Marian Kubalica (ówczesny dyrektor biura zarządu, audytu i kadr TVP – red.) poza zaufaniem Ordynackiej? Albo pan Marcin Oziewicz (ówczesny zastępca dyrektora biura zarządu – red.) poza tym, że był wcześniej asystentem lidera SLD Grzegorza Napieralskiego? Albo pan Daniel Gorgosz (ówczesny dyrektor biura kadr – red.), też asystent polityka Sojuszu. Doceniając doświadczenie Jacka Snopkiewicza, nie rozumiem też, dlaczego awansowano go na naddyrektora programowego całej TVP.
Orzeł ujawnia także, że przez sześć miesięcy od momentu zawieszenia go na stanowisku prezesa TVP w spółce zatrudniono ponad 120 osób, a wielu osobom dano podwyżki. W sumie może to kosztować TVP nawet kilkanaście milionów złotych rocznie:
Nie mam nic przeciwko zatrudnianiu kompetentnych menedżerów czy gwiazd, którzy powinni być odpowiednio wynagradzani. Ale jeśli widzę, jakie umowy podpisuje się z ludźmi o zerowych kompetencjach, czasem nawet bez wyższego wykształcenia, to na coś takiego się nie zgadzam.
Orzeł odnosi się także do cofnięcia - przez nowy zarząd - jego decyzji o powrocie na antenę "Warto Rozmawiać" Jana Pospieszalskiego:
W ciągu ostatnich miesięcy po kolei znikało z publicznej telewizji wszystko, co miałoby jakiekolwiek konotacje prawicowe czy konserwatywne. Tym samym wielomilionowe audytorium zostało pozbawione oferty programowej. Nie wiem też, dlaczego dyskutujemy o tym, czy dla Pospieszalskiego jest miejsce w TVP. Dlaczego nikt nie dyskutuje o audycjach Przemysława Orcholskiego, Grzegorza Nawrockiego czy Jana Ordyńskiego?
Przytoczmy jeszcze opinię byłego prezesa TVP na temat tego, kto obecnie rzadzi największym nadawcą w kraju:
Nie mam wątpliwości, że po moim odejściu w sierpniu telewizją publiczną rządził pan Robert Kwiatkowski z udziałem Włodzimierza Czarzastego. Panowie, którzy formalnie sprawowali w telewizji władzę, jak Piwowar, Marian Kubalica i Gorgosz, należą do armii ich wiernych żołnierzy. Trzymając się terminologii wojskowej, oficerem politycznym w tym gronie jest Jacek Snopkiewicz, były rzecznik prezesa Kwiatkowskiego. A takich żołnierzy, którzy pracują w TVP na różnych, często bardzo istotnych stanowiskach jeszcze od czasów, kiedy Kwiatkowski był prezesem, jest naprawdę mnóstwo. Dlatego byłbym ostrożny z mówieniem, że Kwiatkowski dał się ograć.
Podzielamy tę opinię w pełni.
Sil
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/111400-romuald-orzel-o-sytuacji-w-tvp-po-kolei-znikalo-wszystko-co-mialoby-jakiekolwiek-konotacje-prawicowe-czy-konserwatywne