Jak wyrzuciłem z PJN Adama Bielana. Polska polityka w poszukiwaniu lidera. "Bywa przecież, że dojrzałość przychodzi nagle"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP
PAP

Naturalnie przesadzam. Tak naprawdę znikąd Bielana nie wyrzucałem. Mam jednak poczucie, możliwe że przesadne, że przyczyniłem się do tego dziwacznego finału. W minionym tygodniu pisałem dla tygodnika „Uważam Rze" tekst na  temat kondycji PJN. Bez większych trudności wpadłem na trop wojny wewnętrznej, którą zapowiadały już wcześniejsze artykuły – w "Polska the Times" i „Rzeczpospolitej".

Pytaniami o niejasną sytuację Bielana, niby uczestnika a niby kibica nowego ruchu,  kierowanymi pod adresem czołowych działaczy i posłów tej formacji, podrażniłem jak się zdaje liderki PJN: Joannę Kluzik i Elżbietę Jakubiak. Uznano Bielana za sprawcę „plotek w prasie" i skierowano pod jego adresem ultimatum w kilka godzin po mojej ostatniej rozmowie. W poniedziałkowym „Uważam Rze" czytelnicy znajdą opis całego konfliktu między dawnym spin doktorem PiS, a jego kolegami, wraz z jego korzeniami.

To typowa wewnątrzpartyjna wojna, w której obie strony inaczej interpretują te same sytuacje. Jeśli wierzyć Bielanowi i jego przyjaciołom, zasypywał kierownictwo PJN piarowskimi pomysłami na zaistnienie formacji w świadomości Polaków, ale odbijały się one od muru, bo liderka nie ma zwyczaju słuchać rad. Jeśli wierzyć liderce i jej przyjaciołom, Bielan próbował wymuszać rozmaite rozstrzygnięcia presją, a ostatnio wdał się w sekretne negocjacje z PiS na temat powrotu – miało go poprzedzić przyprowadzenie kilku posłów rozczarowanych słabymi wynikami nowej formacji. Z tymi kontaktami jest coś na rzeczy, ale warto też pamiętać, że politycy PiS chętnie wypuszczają plotki o tym, kogo wyłuskają z PJN - w celach dywersyjnych. No i Bielan mógł traktować  te pogłoski jako rodzaj bluffu, środek dodatkowego nacisku na kolegów aby traktowali go poważniej i słuchali z większą uwagą. Może nawet zrobili sekretarzem generalnym, bo znudziła mu się rola wiecznego zausznika. Ale jeśli tak, przelicytował...

Zabawne jest jedno. Oto grupa polityków żalących się niedawno na ciężką rękę „Kaczora", sięgnęła po jego logikę. Gdy Elżbieta Jakubiak napomknęła na konferencji prasowej o „nielojalności" Bielana, to używała stałego argumentu w wewnątrzpisowskich obrachunkach. „Plotki w prasie"? W czasach swojej obecności w PiS niektórzy z obecnych liderów PJN byli wytrawnymi specjalistami od przecieków. A już Marek Migalski informujący o koniecznych twardych decyzjach, które czynią z Kluzik-Rostkowskiej „żelazną damę", jest pocieszny. Dlaczego więc odmawiał tego prawa Kaczyńskiemu? Przynajmniej ostatnio, bo kiedyś był jego twardością zachwycony. Niedługo chyba sam się pogubi w swoich kolejnych rolach pieczołowicie odnotowywanych na własnym blogu.

Naturalnie możliwe są dwie postawy. Albo uznamy takie chirurgiczne operacje za zło konieczne, warunek względnie stabilnego funkcjonowania partii wszelkich. Albo dojdziemy do wniosku, że niezdolność do negocjowania stanowisk, do szanowania cudzej podmiotowości, do najpierw przekonywania, a dopiero potem karania,  to skaza na polskiej kulturze politycznej. Na dokładkę powiększająca się. Aczkolwiek każdy przypadek trzeba rozpatrywać oddzielnie, jestem bliższy tej drugiej interpretacji. Tak samo jak Kaczyński wybierał łatwiznę pozbywając się Ludwika Dorna (a dziś pacyfikując regiony, gdzie są jakiekolwiek problemy), tak samo jak Donald Tusk uznawał pochopnie, że PO bez Rokity czy Gilowskiej będzie lepsza niż z nimi, tak Kluzik-Rostkowska stosuje te same wzory. Bo ukształtowana pośród dworskich obyczajów polskiej polityki innych nie zna.

Przynosi to partyjnym liderom doraźne sukcesy, a równocześnie czyni naszą politykę coraz mniej ciekawą i twórczą. Nawet jeśli najwierniejsi kibice są zachwyceni. Jest jednak różnica, która dzieli PJN od liderów PO czy PiS . Tutaj akurat miniczystka jest reakcją na autentyczne kłopoty małej grupy, która nie odniosła jeszcze sukcesu i od początku walczy o życie. Która nie za bardzo dorobiła się  stałych kibiców, ma za to mnóstwo wyzwań przed sobą.

To oczywiście prowokuje do większej jeszcze nerwowości, ale też czyni każdą taką decyzję szczególnie drastyczną, prawie samobójczą. Kaczyńskiemu czy Tuskowi mogło się wydawać, że ma dziesięciu innych Dornów, Gilowskich czy Bielanów. Kluzik-Rostkowska nie ma ich na pewno. Ma natomiast za sobą głównie pasmo porażek i perspektywę coraz bardziej jałowego przebiegu.

Dlaczego tak się dzieje? Nie dlatego, jak zakrzykną emocjonalni zwolennicy PiS, że należała im się od losu słuszna kara, bo są produktem Moniki Olejnik, Grzegorza Schetyny, a może nawet Moskwy. Tak tłumaczą sobie sytuację ci, którzy nie mogą znieść myśli, że ktoś mógł się rozstać z Kaczyńskim w następstwie normalnego sporu. A również na takich sporach polega polityka.

Odpowiedź jest mniej demoniczna. Po raz kolejny okazuje się, że same dobre chęci i nawet intelektualne kwalifikacje to w polityce nie wszystko. Nową partię próbują stworzyć ludzie pożyteczni i dobrzy jako przyprawy, ale chyba niezdolni do samodzielnego zbudowania i obrony kompletnej politycznej oferty. Dający się rozgrywać innym, ale też popełniający szkolne błędy, na takim etapie gdy są one podwójnie groźne. Piszę chyba, bo ostateczną odpowiedź poznamy za kilka miesięcy. Bywa przecież, że dojrzałość przychodzi nagle.

Możliwe niestety, że Kluzik-Rostkowska zaczęła już ujawniać wady Kaczyńskiego nie mając jego istotnych zalet. Ma oczywiście zalety inne: jako kompetentna posłanka, jako sprawny i zaangażowany w tematykę społeczną minister. Ale do roli lidera wyniósł ją po trosze przypadek.

Przypadek i... Adam Bielan, który wymyślił ją – jako szefową kampanii prezydenckiej Kaczyńskiego, a potem jako liderkę. Dziś ona skazuje go na wygnanie – uwagi Joachima Brudzińskiego o tym, że powinien założyć wór pokutny, czyni także powrót dawnego spin doktora do PiS mało prawdopodobnym. Choć... Wszystko w polskiej polityce możliwe.

Czy go żałuję? Z pewnością jego zdolności przydałyby się centroprawicowej polityce, gdzie wciąż za mało ludzi zdolnych, choć od ambicji aż buzuje. Z drugiej strony przy boku Kaczyńskiego zawsze był zwolennikiem scentralizowanej partii z jednym charyzmatycznym liderem. Dziś pada ofiarą tej wiary.

Piotr Zaremba

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych