"Dlaczego zawiedliśmy?" Od dziś w księgarniach. Lech Kaczyński: "Głębsze zmiany powinny objąć struktury od mediów po kluby sportowe"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Dlaczego zawiedliśmy?

O czym mówią rozmówcy w tej książce? Wszyscy o współczesnej Polsce, choć z bardzo różnych punktów widzenia. Polityk, nauczyciel, lekarz, historyk, językoznawca, urzędnik, socjolog, ekonomista, ksiądz, aktorka, psycholog... Z ich opowieści wyłania się ciekawy obraz polskiego lasu, choć każdy widzi w nim inne drzewa, bo każdy ma inne doświadczenia. Las jest dwudziestoletni, zaskakująco jak na swój wiek dorodny, niewątpliwie godny podziwu. Trudno uciec od konstatacji, że mamy swój złoty czas w historii i całkiem nieźle go wykorzystujemy. My, Polacy, choć niekoniecznie Polska jako państwo.

Sprawdzamy się na co dzień jako przedsiębiorcy, zawodzimy jako obywatele, urzędnicy, politycy. Potrafimy zadbać o siebie, o swoje rodziny, o własne firmy, nie bardzo nam wychodzi zorganizowanie sprawnych struktur władzy publicznej. Ale mimo fatalnych rządów, złego prawa, jesteśmy... szczęśliwi i zadowoleni z życia. I to w stopniu wyższym niż inne europejskie nacje. Na przekór czarnym legendom i stereotypom.

Dlaczego zatem zawiedliśmy? I kogo? Czy 20 lat niepodległości należy uznać za zmarnowane?

Nie ma na te pytania prostej odpowiedzi. Ale warto o tym rozmawiać. Zapraszam do lektury takich rozmów opublikowanych w latach 2005 – 2010 na łamach „Dziennika Polskiego" i „Nowego Państwa", a zebranych w jednym tomie przez Wydawnictwo Arcana.

Piotr Legutko

***

Po 1989 roku wielkodusznie nie wypominano komunistom, co z tego kraju zrobili. Słowo "przepraszam" w ustach prezydenta Kwaśniewskiego było kompletnie nieadekwatne do sytuacji. Jak to pięknie ujął Gustaw Herling Grudziński, przeprosić można kogoś, kogo się potrąciło w tramwaju, a nie społeczeństwo, które się potrącało przez kilkadziesiąt lat.

Mówiło się zaraz po przełomie, że naszym największym zagrożeniem jest homo sovieticus, tymczasem, owszem, powtarzane są pewne modele zachowań z tamtych czasów, ale nie przez społeczeństwo, tylko przez władzę wobec społeczeństwa.

Jako naród zachowaliśmy zatem pewien sensowny kurs, ale na przekór temu wciąż nad Polską unoszą się - jak mawiał Giedroyc - trumny Dmowskiego i Piłsudskiego. To znaczy, że nieustannie szarpią politykami zupełnie niepotrzebne rozdarcia, nawet tam, gdzie istnieje narzucający się konsens, oczywisty wspólny cel. Każda ze stron musi za wszelką cenę udowodnić, że ta druga absolutnie i bezwzględnie się myli i to we wszystkim. A my, nasza strona, jesteśmy OK.

Czesław Bielecki - architekt, publicysta i polityk

Nie mówię, że trzeba było cały aparat przebudować i wszystkich ludzi wymienić, bo wtedy państwo nie byłoby w stanie funkcjonować, natomiast zmiany powinny iść dużo szybciej i dalej. Chodziło o wymianę wojewodów, zapanowanie nad autonomizującym się i błyskawicznie zyskującym na znaczeniu systemem bankowym, który stał się wręcz twierdzą nomenklatury, nawet nie tyle partyjnej co ubeckiej. To należało już 1990 zrobić, zanim druga strona okrzepła.

Faktem jest, że nieporównywalnie głębsze zmiany powinny objąć struktury od rynku mediów po kluby sportowe. Trzeba to było zrobić i była siła, która do tego parła – Porozumienie Centrum. Tyle, że druga strona wytworzyła wokół PC mit, że zagraża ono interesom wielu milionów Polaków. Mit nieprawdziwy, bo chodziło nam wyłącznie o partię wewnętrzną, a szczególnie służby specjalne, natomiast nie o szeregowych członków PZPR. Tę grę powtórzono zresztą w 2007, znów stwarzając mit zagrożenia z naszej strony. I miliony Polaków znów poczuło się zagrożonych, choć zagrożeń żadnych nie było.

Lech Kaczyński, prezydent RP

Nie ma dowodów, by PO miała pomysł na zmianę czegokolwiek. Sama jest całkowicie pochłonięta intrygami, jej politycy patrzą na świat z perspektywy korytarzowych rozgrywek. Ważniejsze jest co powie kolega poseł, niż to, co się dzieje realnie. Mało kto się potrafi wznieść ponad taką perspektywę. Taka jest logika rządzenia każdej partii. PO wyraźnie dryfuje.

PiS pozostaje słabą opozycją. Nie był merytoryczny, jego posłowie nie są dobrze przygotowani w komisjach śledczych. Łatwo go sprowokować do dyskusji o krzyżu, a nie pyta, na przykład, gdzie są autostrady, które miały powstać do 2012 roku. Paradoksalnie, jedyny impuls do zmian przychodzi z Unii Europejskiej i ewentualnych instytucji ratingowych. Jeśli UE i międzynarodowa koniunktura gospodarcza nie wymuszą konkretnych rozwiązań, sami się na nie na pewno nie zdecydujemy na poważne reformy.

prof. Paweł Śpiewak, socjolog

Dziś Polska nie jest w stanie samodzielnie przeprowadzić żadnej poważnej inwestycji, jeśli nie pozyska środków unijnych. To pokazuje naszą obecną bezradność. Jeśli na jakiś mały most powiatowy nie uda się znaleźć połowy pieniędzy europejskich, to most nie powstanie. Inne kraje – o porównywalnym potencjale gospodarczym i demograficznym – są pod tym względem bardziej sterowne. My dziś nie potrafimy podjąć odważnej decyzji, że akurat te, a nie inne projekty będą realizowane. Zamiast oszczędności i inwestowania w przyszłość mamy rozdawnictwo i wydawanie pieniędzy na rzeczy nietrwałe.

Paweł Szałamacha – prezes Instytutu Sobieskiego

Wkurza mnie wszechobecne poczucie niemocy. Tego nie możemy, tamtego nie możemy, to już zostało rozstrzygnięte, a tu jest taki kierunek, takie tendencje światowe. Mnie się zawsze wydawało, że jak komunizm szlag trafi, to wtedy poczujemy, iż wreszcie można dużo dobrych rzeczy zrobić. I moje rozczarowanie polega na tym, że nagle dostrzegłem tę polską niemoc, że właściwie niewiele pozostaje nam do zrobienia, tylko musimy imitować to, co zrobili inni. Najpierw musimy zorientować się, co tam wujek powie, jak wujek powie tak, to nieśmiało możemy zrobić krok. W tym sensie jesteśmy narodem prowincjuszy. Nie wiem, kto taką definicję prowincjusza podał, ale mi ona bardzo odpowiada, że prowincjusz to jest ten, kto uważa, iż prawdziwe życie toczy się gdzie indziej. I w tym sensie my jesteśmy prowincjuszami.

Prof. Ryszard Legutko – filozof, polityk

Proponuję zauważyć, że wzrost liczby studentów dokonał się pod wpływem presji rodziców, którzy sfinansowali z własnych kieszeni powstanie nowych, niepublicznych uczelni. To nie państwo z budżetu stworzyło te możliwości. Młodzież wiejska, chociaż biedniejsza, kształci się na małych, niepublicznych, bliżej położonych uczelniach. Na studia stacjonarne w wielkim mieście często ich po prostu nie stać.

Przyrost liczby studentów to w dużej mierze konsekwencja wzrostu aspiracji wiejskich rodzin. To dzięki studentom płatnych kierunków, pracownicy naukowi, którym wcale nie podniesiono pensji na uczelniach publicznych, dorabiają teraz w niepublicznych.

dr Barbara Fedyszak-Radziejowska - socjolog

To w dużej mierze  oszustwo. Przekonaliśmy ludzi do jednego: że wykształcenie jest czymś ważnym, ale daliśmy im atrapę wykształcenia. Dużą część odpowiedzialności za to ponosi środowisko akademickie. Uważam, że zawiedliśmy społeczeństwo.
Sam się będę z tego powodu w piekle smażył, bo byłem osobą walczącą, by zakładać prywatne uczelnie. Okazało się to klęską, bo wiele z nich przypomina dziś fabryki dyplomów. Udało się natomiast uzyskać, dramatycznie obniżenie jakość wykształcenia. Akademia Humanistyczno-Ekonomiczna w Łodzi, Wyższa Szkoła Zawodowa w Jarosławiu, to tylko wierzchołek góry lodowej. Nie dość, że uczelnie są słabe, to kształcą w złym kierunku.

Prof. Łukasz Turski - fizyk

Kręgosłup polskiej opiece zdrowotnej przetrącił rząd Leszka Millera, wprowadzając Narodowy Fundusz Zdrowia. To, że ówczesny minister zdrowia Łapiński zniszczył swoim planem u podstaw tkankę opieki zdrowotnej było oczywiste dla każdego, kto miał jakikolwiek związek z medycyną. Czy lekarze wówczas milczeli? Ależ skąd. Potężny protest szedł przez cały kraj. Teraz, gdy o tym rozmawiamy, przypominam sobie, że apel, z którym zwróciłem się na piśmie do prezydenta Kwaśniewskiego, by nie podpisywał ustawy o NFZ, sygnowało w ciągu jednego dnia 80 profesorów medycyny z całej Polski. Pojechałem następnie do Belwederu i w świetle kamer telewizyjnych próbowałem odwieść prezydenta i ministrów rządu od zaakceptowania tej ustawy. Nie reprezentowałem prywatnego poglądu. Opinia środowiska lekarskiego była w tym przypadku wyjątkowo zgodna. Nie mieliśmy jednak szans, by powstrzymać to, co prasa określała wówczas wprost jako "skok rządzących na kasę".

Prof. Andrzej Szczeklik -  lekarz

Zaufanie, to jest rzecz, która nam się przez te ostatnie lata gdzieś zgubiła. Kiedyś przyjaźń była ważna, bycie ze sobą było ważne, ludzie byli bliżej siebie, bardziej otwarci. Teraz na pierwszym miejscu są pieniądze. A co się dzieje w życiu politycznym? Uprawia się jakąś dziwną grę, walkę, która niszczy. Najbiedniejsi są młodzi ludzie. My mamy wzorce, autorytety jeszcze z przeszłości, z literatury. Młodzi często nie mają żadnych. Nikt z nimi poważnie nie rozmawia. Rodzice nie mają czasu, media kochają propagować afery, skandale, przemoc i czasem się okazuje, że taki nastolatek naprawdę nie wie, czy trzeba być dobrym, czy złym. Bywa, że dobre wydaje im się tylko to, co się opłaca. Boją się sobie zaufać, założyć rodzinę...

Odwracamy się o siebie, ludzie są coraz bardziej samotni, depresja staje się w Polsce chorobą społeczną. Dlatego życzliwość jest nam potrzebna jak tlen. A zaufanie jeszcze bardziej.

Anna Dymna – aktorka, prezes Fundacji „Mimo Wszystko"

Rewolucję moralną w administracji rozumiem szerzej, jako konieczność powrotu do cnót obywatelskich. Nasze myślenie o państwie, niestety, zdominowała dziś ekonometria, mamy się np. cieszyć, że PKB rośnie o 5%. Jakieś abstrakcyjne wielkości mają nam dawać źródło satysfakcji. Przy takich problemach jakie mamy z bezrobociem i biedą, państwo nie może być abstrakcją, jakimś administracyjnym tworem niezaangażowanym w los ludzi. Potrzeba nam biurokracji „współodczuwającej". Nie może być tak, że jakiś urzędnik z ministerstwa rolnictwa na pytanie czy rolnicy skorzystają z dopłat odpowiada: tak, przecież od tygodnia odpowiednie instrukcje wiszą w internecie.

Trzeba zacząć od nowa mówić o podstawowych kwestiach, takich jak uczciwość, prawda, sprawiedliwość. Przywrócić myślenie o człowieku w kategoriach podmiotu moralnego – jak mówi prof. Staniszkis. Wskazywać zachowania niecne i godne, skończyć z formułą „przecież wszyscy tak robią".

Krzysztof Szczerski, politolog

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych