Czym jest artykuł Donalda Tuska „Czego dokonaliśmy, co nam się nie udało" w "Gazecie Wyborczej"? Przede wszystkim przypieczętowaniem ostatniego zacieśnienia sojuszu między premierem i gazetą Adama Michnika.
"Wyborcza" jeszcze wczoraj boczyła się mocno na rząd w sprawie OFE, ale w piątek zmieniła najwyraźniej stanowisko o 180 stopni. A przy tekście Tuska Jarosław Kurski napisał bardzo wymownie:
„Jesteśmy jak najdalsi od tego aby uważać się rząd za świętą krowę, aby wstrzymywać się od jakiejkolwiek krytyki przed widmem recydywy PiS. Chodzi tylko o to aby wyjść poza liczmany i propagandowe klisze. Dyskutujmy, ale w oparciu o konkrety i fakty, A tych Donald Tusk dostarcza niemało".
No więc wczytajmy się w konkrety.
„Już w pierwszym roku zaproponowaliśmy radykalne zmiany. Niestety nasze propozycje zostały zawetowane" – pisze o reformie służby zdrowia.
I nie wyjaśnia, dlaczego pakiet Ewy Kopacz będzie głosowany dopiero teraz, choć projekty były podobno gotowe od dawna. A własną głowę państwa Platforma ma od zeszłej wiosny.
Kajając się za zapaść kolei kończy optymistycznie:
„Osoby odpowiedzialne za bałagan pożegnały się ze stanowiskiem".
Nie tłumaczy jednak, dlaczego nie rozstał się ze stanowiskiem ten, który tych wszystkich szefów spółek wykreował: minister infrastruktury Cezary Grabarczyk. Dlaczego jego polityka kadrowa nie spotkała się z negatywną oceną szefa.
W obu przypadkach odpowiedź jest aż nadto oczywista. Ewa Kopacz to osoba nazbyt bliska premierowi, a Cezary Grabarczyk zbyt ważny w partyjnych układankach. Tak bywało i w innych, wcześniejszych gabinetach, tyle że tym razem zasada negatywnej selekcji dotyczy szczególnie wrażliwych rejonów życia społecznego.
Ale jest też bardziej brutalne pytanie: czy sam Tusk nie powinien nam przedstawić swojej autorskiej wizji rozwoju infrastruktury albo służby zdrowia. Czy transport to wyłącznie przedmiot komercyjnej gry rynkowe, czy koło zamachowe rozwoju cywilizacyjnego? Ile rynku, a i ile opieki w zakładach opieki zdrowotnej? Na te pytania wypada zaczekać. Tyle że czekamy już ponad trzy lata.
Premier chwali się, że „zaledwie kilka dni temu przyjęliśmy pierwszą ustawę deregulacyjną, dzięki ktorej m.in. przedsiębiorcy (i obywatele) nie będą tracić czasu i pieniędzy na zdobywanie różnego rodzaju zaświadczeń".
To dobrze, ale dlaczego dopiero teraz? Dlaczego przez tyle czasu program uwalniania gospodarki od różnego rodzaju ograniczeń, sztandarowe hasło wolnorynkowej PO, pozostawiono w niepewnych rękach Janusza Palikota i jego komisji?
Szef rządu słusznie chwali się oszczędnościami uzyskanymi przez reformę emerytur pomostowych, czy przez tak zwaną regułę wydatkową towarzyszącą pisaniu budżetów. Ale nie odpowiada wyraźnie, czy to wyczerpuje inwencję rządu w dziedzinie naprawiania publicznych finansów. Wyliczanka czyni go bezkarnym. Nie trzeba zderzać wybranych na chybił trafił punktów z wyzwaniami.
Pewne swoje przedsięwzięcia Tusk dyskretnie przemilcza. Na przykład bardzo kontrowersyjny pakiet zmian w szkolnych programach firmowany przez minister Katarzynę Hall. Czy nie dlatego, że pomysł oszczędzania na godzinach historii, fizyki albo biologii jest społecznie bardzo kontrowersyjny. Ale może najbardziej wymowne jest to, o czym premier nie ma i nie może mieć nic do powiedzenia.
Fragmencik o państwie jest więcej niż enigmatyczny. Sprowadza się do e-sądów, zawodowej armii i niezależnej prokuratury. Ta ostatnia zmiana jest mocno kontrowersyjna – wyodrębnia prokuratorów jako korporację niezależną od opinii publicznej. Ale przede wszystkim tych punktów jest o wiele za mało. To milczące uznanie, że wymiar sprawiedliwości, policja, administracja działają bez zarzutu.
Kazimierz Marcinkiewicz powiedział kiedyś, jeszcze jako premier rzecz bardzo sensowną. Że dla przedsiębiorcy ważniejsza od obniżki podatków jest tak zwana pewność obrotu gospodarczego. A więc na przykład usprawnienie procedur: administracyjnych i sądowych. A w tej dziedzinie rząd postawił na konserwowanie status quo. Szef rządu nie ma w zanadrzu nawet zmian pozornych, którymi mógłby się pochwalić. Założenie, że państwo to zło konieczne, którym nie ma się co zajmować, wisi nad całym tym tekstem.
Ta filozofia budzi entuzjazm "Wyborczej" od zawsze. Skądinąd ta gazeta poczuła się zmuszona do jeszcze mocniejszego wsparcia rządu PO przed wyborami. Naturalnie głosy krytycznie nadal się tam będą pojawiać – obok tekstu Tuska liberał Witold Gadomski wychwala za reformy finansowe Davida Camerona i pyta, czy dwaj „londyńczycy": Jacek Rostowski i Jan Krzysztof Bielecki nie mogliby się na nim wzorować. Ale jest to głos zdawkowy, prawie dygresja. A już osieroconego państwa nikt na tych łamach nie weźmie w obronę. Jarosław Kurski nie zamierza traktować rządu jak „świętej krowy", ale mimochodem wspomina go o recydywie PiS. No właśnie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/111060-premier-sie-chwali-przeprasza-znowu-sie-chwali-wyborcza-coraz-zyczliwsza-o-panstwie-zapomniano-calkiem
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.