1. Czy świnie w pańskim gospodarstwie są szczęśliwe?
- zapytał szwedzki europoseł Carl Schlyter alzackiego rolnika, który na konferencji w Europarlamencie opowiadał o tym, jak hoduje świnie w swoimgospodarstwie w warunkach dobrostanu.
Rolnik nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć...
2. A ja widziałem kiedyś szczęśliwe świnie. Szczęściem dla nich była zawsze ta chwila, gdy widłami wrzucałem im do chlewa świeżą słomę. Roznosiły ją w zębach po chlewie, tarzały się w niej i pokwikiwały radośnie.
I bardzo też lubiły, gdy się je wypuszczało z chlewa na wybieg, a w gorący dzień uwielbiały polewanie zimną wodą.
Bo świnie to niespotykane wręcz czyściochy.
3. Świnie rzecz jasna bardzo lubiły też dostawę karmy do koryta. Widok gospodarza z kubłem wprawiał je w gwałtowne ożywienie, ale tez wzbudzał chęć rywalizacji o najlepszy dostęp do koryta. Odpychały jedna drugą ryjem, byle tylko dopaść do napełnionego koryta i jak najszybciej się nachapać.
Bo świnie wykazują wiele podobieństw do ludzi. Obżerają się jak ludzie, tuczą się szybko, dostają nadwagi, łatwo dopada je zawał, zabija je stres. Świnie wiezione do rzeźni nierzadko padają trupem ze stresu i przerażenia, zanim zajmie się nimi rzeźnik.
Świnie też, gdy się nudzą, to się nawzajem gryzą. Zamknięte i stłoczone w ciasnym chlewie, pozbawione wybiegu, odgryzają sobie z nudów uszy i ogony.
Ludzie zamknięci, stłoczeni, pozbawieni wolności też to robią. W więzieniu z nudów jeden dokucza i dogryza drugiemu. Zresztą nie tylko w więzieniu.
4. W kuble trzy razy dziennie wśród kwików wylewanym do koryta były parowane ziemniaki,zmieszane ze śruta zbożową, rozcieńczone woda. Z czasem pojawiły się kupowsane w geesie dodatki, jakieś witaminizowane polfamixy.
Parowanie ziemniaków – tysiące takich parników wyszło spod moich rąk.
Na rozpałkę szła słoma, potem kawałki drewna, a na koniec szufla węgla i parnik buzował, parował i gwizdał niczym lokomotywa!
Potem łapało się go za uszy, przewracało kocioł w dół i parujące ziemniaki wylatywały do koryta. Sypało se na nie plewy z koniczyny lub seradeli, wiadro śruty zbożowej albo dwa, po czym odbywała się wcale nielekka robota pod tytułem "tłuczenie parnika". Chodziło o tłuczenie i rozdrobnienie nie samego blaszanego parnika oczywiście, lecz jego uparowanej zawartości. Mięśnie musiały pracować przy tym krzepko.
Zimą przy rozpalonym parniku chętnie gromadziły się zziębniete koty. Chodziły potem z przypalonymi futrami. Palikoty...
5. Świnie to zwierzęta nie tylko czyste, a też inteligentne. Ale cóż, zamknięte przez większość swego krótkiego(6-9 miesięcy) życia w chlewie, nie miały przeważnie szans na rozwój i zademonstrowanie swoich zdolności.
Nasuwa mi się skojarzenie z rybami, które według powszechnej opinii są głupie, o czym rzekomo świadczy brak głosu. Ale spróbujże człowieku wsadzić głowę do wanny i wydać głos. Tylko woda zabulgoce, a ty zrozumiesz, jaki ryby mają problem.
Podobnie fałszywa jest opinia o rzekomej głupocie świń. Gdyby człowieka od urodzenia trzymać w chlewie, nie wypuszczać na świat i zorganiozować mu rytm życia składający się z żarcia i ze spania, inteligencji też by nie rozwinął i nie tylko, że by nie wynalazł prochu, ale nawet kamienia łupanego ie wyciosał.
6. Świnie mające cokolwiek wolności okazywały wdzięczność. Potrafiły chodzić za człowiekiem,odprowadzać gospodarza w pole, czekać na niego z utęsknieniem, aż wróci. Zupełnie jak psy. Film "Bebe - świnka z klasą" nie był wcale przesadzony.
Świnie potrafiły też sprytnie coś spsocić, na przykład wejść do piwnicy, gdzie składowane były warzywa i spałaszować spory zapas marchewki albo też na przykład powyjadać jajka w kurniku.
Ale to się zdarzało rzadko, bowiem większość świń żyła krótko i umierała młodo.
7. Pamietam takie zdarzenie –sprowadziłem krowy z pastwiska, ledwie szły z wymionami ciężkimi od mleka, uwiązałem je w oborze,poszedłem po kubeł, wracam, zaczynam doić – nie ma mleka! Wymiona puste.
Ki diabeł - niemożliwe...
Sytuacja powtarza się drugi, potem trzeci raz.
Zgadliście państwo co się stało?Tak - świnie! Trzy wolno biegające po podwórki swiniaki (teraz w Unii mówimy o takich free-walking pig) wpadły na chwilę do obory, ucapiły się krowich wymion i wydoiły w mig, a potem w te pędy uciekały z obory. Przyuważyłem je, jak uciekały, z ryjami ociekajacymi mlekiem.
Takie to były szelmy!
Potrafiły tez czasem zrobić gorszą rzecz – upolować kure.
Kura indywidualistka (pisałem o takich) potrafiła czasem wefrunąć dochlewa, żeby wydziobać sobie jakieś resztki świńskiej karmy z koryta. albo też na słomie w kącie chlewa znieść jako na osobności. Zazwyczaj nic się nie działo, świnie nie zgłaszały zastrzeżeń co do wizyty kury, ale zdrzały się i takie świnie, które tylko czekały, aż im w chlewie wyląduje jakaś kura. Chwytały ją wtedy zębami za skrzydła albo za nogi, w sekundę rwały na strzepy i zjadały na surowo ze smakiem. Tym razem ryje nie białe były od mleka, tylko czerwone od krwi. Zakrwawione ryje i kurze pióra rozrzucone w chlewie świadczyły o dokonanym przed chwilą przestępstwie.
8. Człowiekowi od ze strony świń na ogół nic nie groziło. Świnia nie mogła człowieka ani kopnąć jak koń, ani trzasnąć rogami jak krowa. Piszę – na ogół nic nie groziło – bo jednak na starą maciorę, leżącą w chlewie z prosiakami trzeba było uważać. A nawet nie tyle na maciorę, co na prosiaki. Gdyby któremuś człowiek niechcący nadepnął na ogoni prosię zapiszczało, to maciora potrafiła się nawet rzucić na człowieka z ryjem i zębami i poważnie poturbować. Zdarzały się takie wypadki.
Noi stare knury tez potrafiły rzucić się z zębami na gospodarza. Też lepiej było obchodzić się z nimi ostrożnie i nie prowokować agresji, bo siły było u takiego knura prawie jak u byka.
W sumie jednak świnie to chodząca łagodność i ludziom krzywdy nie czyniły.
Niestety nie mogły wtym zakresie oczekiwać wzajemności.
9. I tu przejdę do rzeczy mniej przyjemnych. Dobrostan świń nie trwał wiecznie. Świnie pewnie myślały, że gospodarz jest dla nich taki dobry, że zawsze będzie im wrzucał słomę i przynosił kubeł.
Ludzie też czasem popełniają ten błąd, sądząc na podstawie powtarzających sie zdarzeń, że tak już będzie zawsze.
Niestety któregoś dnia gospodarz zamiast z kubłem, przychodził do chlewa z siekierą za plecami.
Nigdy nie zabijałem świni osobiście, ale parę razy asystowałem przy tym przykrym dziele. Jeśli cios obuchem był celny, a nóż szybko trafił w aortę, wszystko trwało krótko, może dwie minuty, a ogłuszona świnia może nawet nie wiedziała, że uchodzi z niej życie.
Mimo wszystko to wyprowadzanie świni z chlewa na egzekucje, patrzenie na ostatnie chwile jej życia pozostało mi wspomnieniem dość ponurym.
10. Ale i tak świnia zabijana w gospodarstwie wygrywała los na loterii. Gorzej miały te sprzedawane na punkcie skupu. Trzeba je było zapędzić do klatki, a świnia przeczuwając swój los chciała tam wejść, wlokło się ją więc za uszy i ogon, juz były pierwsze nerwy i stres. Potem jazda wozem na punkt skupu, oczekiwanie na wyładunek, czasem wiele godzin, potem wpędzanie na wagę, spędzanie z niej, później wpędzanie na rampę samochodu wśród bicia i wrzasku naganiaczy. No a potem samochód odjeżdżał do rzeźni.
Co tam się z nimi działo, ile jeszcze godzin czekały w kolejce po śmierć w bezsilnym w przerażeniu - tego chyba wolę nie wiedzieć, nie myśleć o tym.
Pamiętam tylko opowieść o tym, że BOR-owcy, ochraniający Gierka, przed jego wizyta w zakładach mięsnych w Rawie obeszli w ramach zabezpieczenia terenu cały zakład, w tym ubojnię. I jeden z tych tęgich chłopów, jak zobaczył co się dzieje na tym uboju - zemdlał, runął jak długi na posadzkę...
Zresztą była przecież całkiem niedawno afera, że żywe jeszcze świnie, z poderżniętymi gardłami, wrzucane były do kadzi z gorąca wodą.
11. My ludzie mówimy nierzadko o sobie nawzajem - świnia, ześwinił się ktoś, albo upił sie jak świnia, chć świnie - zaręczam - nie upijają się wcale.
Pewien polityk z odciętym świńskim łbem paradował, żeby tym świńskim łbem obrazić przeciwników, choć bardziej obrażał własnym.
Przemawia przez nas syndrom pogardy kata dla ofiary. Pogardzana świnię łatwiej zabić.
12. A ja dziś nie mam świń i mój brat rolnik też ich od dawna już nie ma w swoim gospodarstwie.
Kiedyś w małych chłopskich gospodarstwach świń było mnóstwo. Swoim życiem i śmiercią dawały właścicielom radość, pracę no i przyzwoity dochód.A dziś nie dają nic.
Niejeden rolnik wyhodował świnie, sprzedał, a kupiła je świnia, która je zabrała i nie zapłaciła...
Chów świń w chłopskich gospodarstwach się kończy.
Zostaną tylko wielkie fermy przemysłowe, amerykańskie, niemieckie i duńskie, żelazne kojce, betonowe podłogi, gdzie już nie ma świeżej słomy, nie ma wybiegu, nie ma choćby krótkich chwil świńskiego szczęścia.
Tam nawet nie ma juz świń. Jest tylko tuczony, faszerowany antybiotykami surowiec mięsny. Żywiec.
Smacznego...
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/111046-widzialem-kiedys-szczesliwe-swinie-bo-swinie-to-niespotykane-wrecz-czysciochy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.